NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL
1083
BLOG

Remigiusz Okraska: Książka bardzo niewygodna

NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL Polityka Obserwuj notkę 37

Remigiusz OkraskaTa książka jest bardzo niewygodna dla wielu osób i środowisk. Padają tu niezliczone znane nazwiska – jakby na jej kartkach materializowała się przestroga Miłosza, że spisane będą czyny i rozmowy.

Nie, moi drodzy, nie mam wcale na myśli książki o TW „Bolku”, choć zapewne niejeden i niejedna z Was pomyśleli właśnie o niej. Trudno zresztą, aby było inaczej – szum medialny wokół pracy Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka jest tak ogromny, że niełatwo o inne skojarzenia. Ale tak się złożyło, że ukazała się właśnie książka – a raczej ostatni z czterech tomów kompletu – w moim odczuciu równie ważna i równie niewygodna dla politycznego establishmentu Rzeczypospolitej. Przeczucie mówi mi, że nie może ona jednak liczyć nawet na 1% medialnej wrzawy, która towarzyszy wydaniu tamtej. Dlatego na miarę swoich skromnych możliwości postanowiłem wesprzeć promocję właśnie tej, o którą media się raczej nie upomną.

Poniżej prezentuję tekst o książce prof. Jacka Tittenbruna pt. „Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji”. Ta niewielka recenzja ukaże się w najbliższym papierowym wydaniu „Obywatela”, a towarzyszyć jej będzie obszerny wywiad z autorem. Zachęcam do lektury recenzji, wywiadu, a przede wszystkim samej książki.

***

Czego by nie napisać o tej książce, nie odda się w pełni jej znaczenia i wartości. To po prostu jedna z najważniejszych analiz (być może nawet najważniejsza) o tematyce społeczno-gospodarczej, jakie ukazały się w Polsce w ciągu ostatnich 20 lat.

Prof. Jacek Tittenbrun dokonał czegoś, co wymagało zarazem ogromnego wysiłku, jak i znacznej odwagi. Jego czterotomowa rozprawa to w sumie około 1900 (słownie: tysiąc dziewięćset) stron! Ale przecież nie objętość przesądza o wartości tej pracy. „Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji” – tak brzmi tytuł całości – to pozycja ważna przede wszystkim z uwagi na temat, wnioski i stanowisko autora. Prof. Tittenbrun, znakomity socjolog, dokonał czegoś, co dotychczas nie mieściło się w polskim dyskursie naukowo-politycznym.

Po pierwsze, przygotował drobiazgową analizę polskiej prywatyzacji. Pisząc „drobiazgową”, mam na myśli to, że książka jest niezwykle konkretna. Przywołane w niej przykłady można liczyć w setkach – tyle opisano prywatyzacji przedsiębiorstw i ich skutków dla Skarbu Państwa, systemu gospodarczego, pracowników najemnych i społeczności lokalnych. To nie są gołosłowne stwierdzenia i wydumane teorie, lecz znakomicie udokumentowany opis zjawiska. Od nazwisk, dat i cyfr wręcz kręci się w głowie podczas lektury.

Po drugie, jego opis jest wręcz do bólu bezpardonowy. Taryfy ulgowej nie ma tu dla nikogo – ani dla lewicy, ani dla prawicy, ani dla postkomunistów, ani dla „obozu solidarnościowego”. Padają niezliczone nazwiska, również te najbardziej znane – jakby w postaci tej książki materializowała się Miłoszowa przestroga, że spisane będą czyny i rozmowy. Politycy, biznesmeni z list najbogatszych Polaków, pracownicy liberalnego aparatu propagandowego, czyli ludzie mediów, ale także lokalni kacykowie, „zagraniczni inwestorzy” – są tutaj wymienieni po nazwisku, przypisani do przekrętu, decyzji i opinii wyrażanej w kluczowym momencie. Nie ma tu sloganów i oskarżeń bez pokrycia – są fakty, daty, a także konkretne kwoty zapisane po stronie tych, którzy na prywatyzacji zyskali kokosy, jak i tych, którzy wskutek niej stracili skromny dorobek życia, podstawy bytowania, godność, wiarę we własne państwo i w drugiego człowieka.

Po trzecie, jest to książka wymykająca się wszelkim polskim schematom. Napisał ją naukowiec, który od lat konsekwentnie przyznaje się do marksizmu i sympatii lewicowych. Tyle tylko, że owa lewicowość nie ma nic wspólnego z postkomunizmem. Tittenbrun krytykował włodarzy partii przed rokiem 1989 z taką samą pasją, z jaką po tej dacie poddawał surowej ocenie liberalnych doktrynerów, posolidarnościowych biznesmenów oraz dawną partyjną nomenklaturę, która jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nawróciła się z urzędowego marksizmu-leninizmu na balcerowizm-taczeryzm. Autor „Z deszczu pod rynnę” – sam tytuł książki jest wymowny – jest niezwykle rzadkim w Polsce przykładem analityka, który z lewicowej perspektywy poddaje krytyce kapitalizm, a jednocześnie nie idealizuje „komuny” i nie przemilcza kluczowej roli dawnych działaczy PZPR w budowaniu nowego ustroju i czerpaniu zeń korzyści. Gdy w książce goszczą tacy prawicowi specjaliści od prywatyzacji, jak Emil Wąsacz a pod lupę autora trafiają wyczyny Akcji Wyborczej Solidarność, to w kolejnym czy poprzednim rozdziale czytamy o tym, co Polakom i rodzimej gospodarce zgotowały sitwy powiązane ze Stowarzyszeniem „Ordynacka”, jak działała „czerwona pajęczyna” z Ireneuszem Sekułą w roli głównej albo ile publicznych pieniędzy przepłynęło przez ręce „działaczy” z PSL-u.

Po czwarte, zaletą tej książki jest właśnie jej nieskrywany lewicowy profil. Tym, co cechuje prawicowe analizy procesu polskiej transformacji ustrojowej – choćby autorstwa Jadwigi Staniszkis czy Andrzeja Zybertowicza – jest z jednej strony znaczna niekonkretność i „mglistość”, z drugiej natomiast przesadne akcentowanie swoistości i rodzimego charakteru analizowanych zjawisk. Tymczasem prof. Tittenbrun drobiazgowo opisuje fakty i zjawiska kształtujące polską prywatyzację, a jednocześnie potrafi wskazać na jej uniwersalne aspekty i na mechanizmy typowe dla samej gospodarki wolnorynkowej w jej obecnym stadium. Mówiąc konkretnie, nie ma tu miejsca na tandetne wywody, że gdyby transformacji nie dokonali postkomuniści i liberałowie, lecz „prawdziwi Polacy” czy „prawicowi patrioci”, wszystko byłoby w porządku. Tittenbrun bez pardonu wylicza przewinienia dawnych PZPR-owców oraz doktrynerów z ekipy Balcerowicza, ale jednocześnie wskazuje na takie aspekty kapitalistycznej transformacji i neoliberalizmu, które są i byłyby negatywne, niezależnie od tego, czy ster władzy dzierżyliby Michnik z Millerem, czy Kaczyńscy z Olszewskim. Zła była przede wszystkim doktryna – kapitalizm w wydaniu skrajnie antyspołecznym – a dopiero później ci, którzy wcielali ją w życie.

Po piąte, ta książka jest niezwykle cenna i odważna także dlatego, że przywraca debacie publicznej pojęcia, które przebieg niedawnej historii Polski skompromitował, wypaczył czy po prostu uczynił niemodnymi, choć ich wartość analityczna nadal jest znaczna. Są to takie kategorie, jak choćby klasa robotnicza, pracownicy najemni, wyzysk, pierwotna akumulacja i wiele innych. Choć dziś są one z jednej strony wyśmiewane jako „relikt przeszłości”, z drugiej zaś zawłaszczone przez egzotyczne i antypatyczne getto zwane „skrajną lewicą”, stanowią wciąż ważną i przydatną część krytycznej analizy ekonomicznej. Debata pozbawiona takich kategorii staje się jałowa lub nie pozwala nazwać rzeczy po imieniu – widać to zarówno w liberalno-lewicowych sloganach o „nierównościach społecznych”, jak i w prawicowych wywodach o „obronie polskiej własności”. Autor „Z deszczu pod rynnę”, dzięki operowaniu „zapomnianymi” kategoriami analitycznymi, nie tyle przekreśla sens „prospołecznych” czy „narodowych” krytyk transformacji ustrojowej i neoliberalizmu, lecz nadaje im dodatkowej mocy.

Ta książka nie jest ani politycznym pamfletem, którego autor pomstuje na jakichś „złych ludzi”, ani też bezpłciową analizą, z której wynika, że owszem stało się coś złego, lecz nie wiadomo, kto i dlaczego tego dokonał – czy Duch Święty, czy może Duch Dziejów, a może po prostu jakiś Wielki Przypadek. I zapewne dlatego nie stała i nie stanie się ona przedmiotem zainteresowania wielkich mediów – tych samych, które chętnie użalają się od czasu do czasu nad wybraną, raczej wyizolowaną kategorią osób (np. pracownicy hipermarketów czy biedne dzieci z obszarów popegeerowskich) albo dla odmiany zamieszczą ogólnikowy opis „wypaczeń” globalizacji czy skutków działania „światowych rynków finansowych”.

Książka prof. Tittenbruna stanowi znakomitą odtrutkę na nijakie ględzenie mediów głównego nurtu (specjalizuje się w nim „lewe skrzydło” „Gazety Wyborczej” czy środowisko „Dziennika”). Jeśli ktoś uważa, że w Polsce lewicową publicystyką, krytyczną wobec neoliberalnego kapitalizmu, zajmują się Jacek Żakowski, Sławomir Sierakowski czy Artur Domosławski, to lektura tej książki może skutkować u niego zawałem serca. Nie tylko dlatego, że jest ona rzeczywiście krytyczną analizą zjawiska, nie zaś jej nędzną namiastką, ale również z tego powodu, że wskazuje, iż to sojusznicy polityczni czy wręcz pracodawcy wyżej wymienionych odegrali znaczącą rolę w tworzeniu takiego systemu społeczno-gospodarczego, który oni teraz czasem nieśmiało skrytykują za „błędy” i „dogmatyzm”.

„Z deszczu pod rynnę” to książka, która mogłaby się stać swoistym dynamitem w debacie o tym, co się w Polsce stało w ciągu ostatniego ćwierćwiecza, kto i w jakim celu tego dokonał, a przede wszystkim – kto na tym stracił. Jeśli dziś opinię publiczną elektryzują ogromne kwoty, jakich brakuje na pomoc społeczną, rozwój oświaty i nauki, system ochrony zdrowia czy nowoczesną infrastrukturę, to lektura tej książki pokazuje jasno, że proces polskiej transformacji był tak skonstruowany, żeby te kwoty nie trafiły na potrzeby społeczeństwa, lecz do prywatnych kieszeni. Odpowiada za to zarówno przyjęta doktryna ekonomiczna, ale także konkretne osoby, środowiska, partie polityczne – wśród nich ci, którzy dzisiaj udają a to „wrażliwych społecznie”, a to „krytycznych politycznie”.

Dlatego jestem pewien, że wokół tej książki zapadnie zmowa milczenia. Nie spotka jej krytyka, bo ona stanowiłaby formę reklamy – to zaś godziłoby w interesy zbyt wielu wpływowych środowisk, tych z prawej i tych z lewej, tych młodych i tych starych, tych na pewno liberalnych i tych podobno prospołecznych. Ale jeśli chcemy się dowiedzieć, co naprawdę stało się w Polsce od połowy lat 80. do dziś, jest to lektura po prostu obowiązkowa. Przede wszystkim autorowi, ale także wydawnictwu, które odważyło się opublikować „Z deszczu pod rynnę” należą się słowa najwyższego uznania i serdeczne podziękowania za wkład w najlepiej pojętą dbałość o dobro wspólne.

Remigiusz Okraska

Jacek Tittenbrun, Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji, tomy I-IV, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2008.

Blog pisma NOWY OBYWATEL Piszą: Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka