Media nierówno obarczają różnych polityków odpowiedzialnością za więdnięcie standardów dobrego państwa. Owszem, Kaczyńscy mają w tym procesie trudny do przecenienia udział, ale bagatelizuje się lub przemilcza nie mniejszy udział ich oponentów politycznych. Właśnie zakończyła się kadencja prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Czy prof. Jerzy Stępień umacniał wartości, na których straży stał od półtora roku?
Cztery lata temu Rada Warszawy musiała zająć się wnioskiem prezesa sądu rejonowego Warszawa Śródmieście o odwołanie z funkcji ławnika pewnego jegomościa (zawodowo szatniarza w siedzibie SLD na ul. Rozbrat) z powodu zachowań nie licujących z godnością osoby orzekającej w wymiarze sprawiedliwości Rzeczpospolitej. Otóż ławnik ten potrafił publicznie na korytarzu sądowym, jeszcze przed rozprawą, zbulwersowany popełnionym złem nawrzeszczeć na złodziejaszka, że powoływanie się przez jego adwokacinę na ułomność dowodów przestępstwa nic mu nie pomoże, bo on, ławnik uważa go za drania i go ukatrupi. Miał też dobre odruchy serca – spontanicznie, bynajmniej nie za łapówkę w obecności sędziów zawodowych i innych ławników obiecywał oskarżonym wyciągnięcie ze sprawy bo ich wina w jego odczuciu nie odbiegała od przeciętnych łajdactw. Rada Warszawy jednomyślnie, także przy poparciu SLD odwołała tego pana z funkcji osoby zaufania publicznego.
Zgodnie z zasadą „duży może więcej”, także w systemie sądownictwa RP im wyżej w hierarchii, tym łagodniej egzekwuje się dobre standardy. A najgrubsza ryba jest najbardziej wolna i niewiele musi przestrzegać. Mam tu na myśli poczynania odchodzącego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, które w swojej istocie nie odbiegały od czynów owego ławnika, bowiem obaj ujawniali swoje poglądy na sprawę z pogwałceniem żelaznych zasad orzekania w wymiarze sprawiedliwości. Kilkakrotnie w trakcie ostrych sporów politycznych między PiS a PO prof. Jerzy Stępień sygnalizował, co w jego odczuciu jest, a co nie jest zgodne z Konstytucją i porządkiem prawnym uprzedzając w ten sposób ewentualne orzeczenia. Przypomnijmy tylko jego wypowiedzi na temat konstytucyjności przepisów nakazujących wygaszenie mandatu prezydenta/burmistrza/wójta w przypadku nie złożenia w terminie oświadczenia majątkowego (sprawa Hanny Gronkiewicz-Waltz) lub w sprawie naruszenia przez ministra Ziobrę konstytucji poprzez wypowiedzi przesądzających o winie doktora G. ze szpitala MSWiA w Warszawie i konieczności postawienia ministra przed Trybunałem Stanu. Wypowiadając się w tej ostatniej sprawie u Moniki Olejnik nie potrafił utemperować swojego politycznego instynktu stwierdzając, iż czasem lepiej powiedzieć jedno słowo za dużo niż za mało. Wypowiedź ta w ustach sędziego z ducha kojarzy się z sentencją „lepiej, aby 10 niewinnych zostało skazanych, niż by miał uniknąć kary jeden winny”. Taka nonszalancja nie przystoi jednak strażnikowi państwa prawa.
Poprzedni prezesi TK Andrzej Zoll i Marek Safjan nie pozwalali sobie na wikłanie autorytetu instytucji, którą kierowali w bieżące spory polityczne. W odróżnieniu od poprzedników na tym wysokim stanowisku, odchodzący prezes zaczął uprawiać swój osobisty Pi-aR, bywać częstym gościem mediów, w których pozwalał sobie na wypowiedzi polityczne w czystej postaci. Przemilczanym skandalem była w trakcie formowania rządu PO-PSL jego „wykładnia” konstytucji wygłoszona przez radio u Janiny Paradowskiej w sprawie konstytucyjnych uprawnień głowy państwa w zakresie sił zbrojnych i MON. Dla niniejszego wywodu jest sprawą mniejszej wagi, że merytorycznie najprawdopodobniej prof. Jerzy Stępień i Platforma Obywatelska mieli rację. Publiczne opowiadanie się prezesa TK w sporze konstytucyjnym pomiędzy prezydentem a premierem nosi znamiona prewencyjnej interwencji sądowej, która nie może być określona inaczej niż jako gwałt na państwie prawa. Znanych jest wiele orzeczeń Trybunału opartych o ogólnikowe zapisy Konstytucji. Gdyby zastosować tę samą normę do prof. Stępnia, okazałoby się, że nie stał on na straży wartości, o których mówi Konstytucja w odniesieniu do władzy sądowniczej. Można więc utrzymywać, że prof. Jerzy Stępień naruszył Konstytucję w stopniu nie mniejszym, niż odsądzany przez niego od czci i wiary minister Ziobro.
Czy przemawia cokolwiek na obronę prof. Jerzego Stępnia? Rzeczywiście, Trybunał Konstytucyjny stał się obiektem ataków ze strony Prawa i Sprawiedliwości za jakoby polityczne motywacje krytycznych dla IV RP orzeczeń. PiS-owska wizja „nowego” Trybunału odległa jest od wartości, do których przyznaje się b. prezes TK i większość establishmentu. Powiedzmy szczerze, że jakościowo te dwie wizje nie różnią się znacznie i ich wspólnym mianownikiem jest przekonanie, że Trybunał powinien kierować się „naszymi” wartościami. Czy jednak nie jest naruszeniem trójpodziału władzy wpływanie na władzę ustawodawczą przez władzę sądowniczą co do kształtu jej samej, i to w trybie politycznym? Nie rozstrzygniemy tutaj, która przyczyna jest pierworodna – czy obrona konieczna obecnej pozycji TK sprowokowana przez agresję polityków, czy też uzasadniona obrona tych polityków sprowokowana politycznymi, w ich odczuciu motywacjami orzeczeń. Dla oceny prof. Jerzego Stępnia w najlepszym dla niego przypadku można uznać, że pozwalając się uwikłać w bieżące spory polityczne, jako mąż stanu nie przerósł formatem liderów PO i PiS. Niestety, nie ma już sędziów w Rzeczpospolitej.
Piotr Ciompa
Blog pisma NOWY OBYWATEL
Piszą:
Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka