Lubię płacić podatki. Pozwalają one wspólnie osiągać nasze cele, znacznie poprawiając jakość życia przeciętnej kanadyjskiej rodziny.
To dzięki podatkom możemy się do dziś szczycić naszym demokratycznym skarbem, czyli wysokiej jakości szkołami publicznymi, a także niskimi opłatami za studia na światowej sławy uniwersytetach, doskonałą służbą zdrowia i wolnością od strachu przed wyniszczającymi rachunkami za leczenie, publicznymi parkami i bibliotekami, bezpiecznymi ulicami oraz miastami, w których żyje się nieźle. Żadnej z tych rzeczy nie dostalibyśmy za darmo.
Podatki pomagają także w sensownym rozkładaniu naszych dochodów na przestrzeni lat, w celu maksymalizacji dobrobytu. Przykładowo, przenosząc część dochodów z lat wysokich zarobków na czasy emerytalne, z okresu, kiedy utrzymujemy dzieci na ten, kiedy żyjemy już sami, czy też w końcu z okresów, kiedy jesteśmy zdrowi i możemy sami o siebie zadbać, na czasy choroby lub zniedołężnienia.
Równie ważny jest fakt, iż kupując za pośrednictwem podatków produkty i usługi, przyczyniamy się do poprawy bezpieczeństwa pracowników, polepszenia ich sytuacji zdrowotnej, zwiększenia ich wykształcenia i stabilizacji finansowej, częściowo ich w ten sposób zabezpieczając przed zagrożeniami ze strony biznesu. A zatem zwiększamy im szanse bardziej sprawiedliwego udziału w dochodzie narodowym, na który wszyscy wspólnie pracujemy.
Dzięki podatkom jesteśmy także w stanie spełniać nasze moralne zobowiązania wobec siebie nawzajem. Pomagają nam one ustanawiać podlegające demokratycznej kontroli instytucje publiczne, które starają się zapobiegać nadużyciom we wszelkich wymianach rynkowych oraz w relacjach rodzinnych; zapewnić wzajemność w zależności jednych obywateli od drugich; łagodzić niedolę tych, którzy nieuchronnie, nie z własnej winy, są krzywdzeni przez dynamiczną gospodarkę rynkową, z której pozostali czerpią korzyści; zagwarantować bardziej akceptowany przez społeczeństwo model dystrybucji dochodów i bogactwa niż ten, który jest rezultatem jedynie działania sił rynkowych; dążyć do tego, by życiowe szanse nie były uzależnione od płci ani rasy, oraz zapewnić pełne prawo i otwarty dostęp do usług niezbędnych dla rozwoju jednostek. W rezultacie, podatki prowadzą do stosunkowo dużej spójności społecznej i poziomu egalitaryzmu – innymi słowy, podtrzymują trwanie społeczności, ze wszystkimi wynikającymi z tego korzyściami. A co miałby którykolwiek z nas, gdyby ona nie istniała?
Pomimo tego, że podatki umożliwiają nam zapewnianie sobie jako społeczeństwu dostępu do najbardziej wartościowych dóbr i usług, nikt nie lubi ich płacić. Właśnie dlatego obietnice ich obniżek bywają tak skuteczną taktyką polityczną. Kanadyjczycy powinni jednak poważnie pomyśleć o skutkach zmniejszenia sektora publicznego, zanim dadzą się zwieść kuszącym obietnicom niższych podatków.
Rola podatków w nowoczesnych państwach demokratycznych jest w znacznym stopniu błędnie pojmowana przez ich społeczeństwa. Niezrozumienie to wynika w dużej mierze z celowych działań grup interesu, którym zależy na zmniejszeniu społecznych i ekonomicznych granic sektora publicznego, co dałoby im możliwość sprawowania jeszcze większej, nieskrępowanej władzy za pomocą prywatnych rynków. Częścią ich zmyślnej strategii jest stosowanie w dyskusjach na temat podatków języka oraz pojęć, które sprawiają, że oczywistym i niezaprzeczalnym wydaje się fakt, iż obywatele jedynie oszukują samych siebie, „żyjąc poniżej swoich możliwości” i licząc, że za pośrednictwem powszechnego opodatkowania będą w stanie zapewnić sobie najwięcej dóbr oraz usług pewnego rodzaju. W zamian mogliby przecież pozwolić sobie na zakup znacznie większej ilości usług i towarów, produkowanych przez prywatny biznes. Przykłady tworzenia tego typu fałszywego obrazu podatków można mnożyć.
Nie możemy sobie pozwolić na wyższe podatki. Ten argument dobrze znany i wyglądający na niezwykle trudny do odparcia, jest czystym nonsensem. Wiele usług publicznych, finansowanych z podatków i dostarczanych za pośrednictwem państwa, takich jak służba zdrowia czy edukacja, stanowi niezbędną konieczność. Tak więc zmniejszanie podaży tych usług ze strony państwa nie będzie wcale oznaczać, że ludzie przestaną za nie płacić, lecz jedynie to, iż będą płacić za nie prywatnym dostawcom, zamiast dotychczas odpowiedzialnemu za nie sektorowi publicznemu.
Podobnie, kiedy ktoś twierdzi, że nie stać nas na opłacanie z podatków usług na rzecz dzieci i osób starszych, raczej nie ma na myśli tego, że przestało nas być stać na opiekę nad nimi. Musi mu chodzić raczej o to, iż zamiast sprawiedliwego rozłożenia tych kosztów wewnątrz społeczeństwa za pomocą systemu podatkowego, powinniśmy je w całości zrzucić na kobiety, bo to w większości one, nieodpłatnie, świadczą te usługi w domach.
Stąd, kiedy grupy interesu domagają się zmniejszenia podatków, najczęściej nie jest tak dlatego, że z ich wiedzy wynika, iż nie możemy już dłużej pozwolić sobie na utrzymywanie dostarczania pewnych usług przez rządy. Czynią tak dlatego, że nie chcą dalej współuczestniczyć w pokrywaniu ich kosztów, lecz zamierzają przerzucić je z takich jak oni, osiągających wysokie dochody, na rodziny o niskim statusie materialnym i kobiety, wykonujące za darmo w swoich domach pracę, z której wszyscy czerpiemy korzyści.
Podatki są dla nas ciężarem – to kolejny częsty przykład fałszywego przedstawiania tego, czym są one w istocie. Podatki to cena, jaką płacimy za produkty i usługi oferowane przez sektor publiczny, z którego wszyscy czerpiemy korzyści. Są one odpowiednikiem cen, jakie płacimy za dobra dostarczane przez sektor prywatny. Jeszcze większym oszustwem jest twierdzenie przedstawicieli biznesu, iż dobra publiczne są finansowane dzięki odgórnemu „narzuceniu podatków”, przy jednoczesnym podkreślaniu, że oni mogą dostarczać swoje usługi dlatego, że „konsumenci tak zagłosowali swoimi portfelami”. Racjonalne myślenie zostaje tu postawione na głowie. Możliwość oddania głosu, będąca jednym z symboli demokracji, zostaje utożsamiona z transakcją rynkową, podczas gdy podatki, które ustalane są w następstwie demokratycznych procedur, przedstawia się jako coś, nad czym ludzie nie mają żadnej kontroli, co jest im odgórnie narzucone.
Podatki ograniczają wolność. Ten powszechnie wysuwany przeciwko podatkom zarzut subtelnie wzmacnia przekonanie, iż sektor publiczny, zamiast posługiwać się pieniędzmi z podatków dla zaspokajania ważnych potrzeb obywateli, wykorzystuje je do swoich celów. W rzeczywistości, podatki zwiększają zakres wolności w społeczeństwie. W gospodarce rynkowej to pieniądze zapewniają wolność. Kanadyjski rząd przekazuje ponad 65% przychodu z podatków potrzebującym rodzinom w postaci rent, zasiłków na dzieci, opieki społecznej, wsparcia bezrobotnych oraz odszkodowań za uszczerbki na zdrowiu doznane przy pracy itp. Stąd, o ile można powiedzieć, że podatki w pewien sposób ograniczają wolność niektórych jednostek, należy pamiętać, iż ogromnie zwiększają one wolność całej reszty.
Ponadto, pieniądze z podatków wydawane na produkty i usługi, których dystrybucją zajmuje się rząd, zwykle w bardzo dużym stopniu zwiększają naszą wolność w takich aspektach, jak np. podróżowanie, odbywające się po finansowanych z funduszy publicznych drogach lub innymi sposobami, wspieranymi z budżetu; wolność do nauki i krytycznego myślenia; wolność od obaw przed bankructwem w przypadku ciężkiej choroby oraz wolność do korzystania z publicznych bibliotek, plaż i parków.
Obiecywanie Kanadyjczykom, jak czyni to wielu polityków, że obniżka podatków „pozwoli im zatrzymać w kieszeniach więcej ciężko zarobionych dolarów”, jest dość obłudnym sposobem przekazywania czegoś innego: „zapomnijcie o wzajemnych zobowiązaniach moralnych, do diabła ze zbiorowym dążeniem do osiągania wspólnych, szlachetnych celów, nie martwcie się o zabezpieczenie owego skarbu, jakim jest prawdziwa wolność”. Ci ludzie nie zasługują na nasze głosy, potrzebna im jest za to lekcja obywatelskości. Jak zauważył słynny amerykański prawnik, podatki to cena, jaką płacimy za naszą cywilizację.
Ostatecznie, stawką w debacie na temat rządu i podatków jest to, kto będzie sprawował władzę w naszym społeczeństwie. Czy kluczowe ośrodki władzy będą opanowane przez małą grupkę ludzi za pomocą prywatnych rynków, czy też kontrolować je będzie nadal, poprzez demokratycznie wybrane instytucje, większość kanadyjskiego społeczeństwa?
Chcąc wesprzeć swoją wizję przyszłości, grupy interesów i prawicowe partie polityczne nieustannie ostrzegają przed strasznym dziedzictwem, jakie pozostawiamy naszym dzieciom w postaci ogromnych długów i nadmiernie rozrośniętego sektora publicznego. Tak naprawdę możemy zostawić im o wiele gorszą spuściznę, jeśli znacząco obniżymy podatki i nadal będziemy umniejszać rolę rządu w naszym wspólnym życiu, zmierzając w kierunku społeczeństwa zatomizowanego, pozbawionego poczucia własnego istnienia i zbiorowej odpowiedzialności, w którym elita ekonomiczna ma coraz większe możliwości politycznej obrony swoich wpływów. Pozostawienie naszym dzieciom takiego dziedzictwa byłoby wielce niesprawiedliwe i dalece nieodpowiedzialne.
Neil Brooks
tłum. Maciej Krzysztofczyk
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie internetowej Canadian Centre for Policy Alternatives (www.policyalternatives.ca) w grudniu 2005 r. Przedruk za zgodą autora.
OBYWATEL, nr 2(40)/2008
Neil Brooks - kanadyjski ekspert w dziedzinie prawa podatkowego, profesor Osgoode Hall Law School na York University. Prawem podatkowym i polityką fiskalną zajmuje się naukowo od trzech dziesięcioleci; wśród jego zainteresowań znajduje się m.in. opodatkowanie przedsiębiorstw oraz sposoby finansowania socjalnych funkcji państwa. Służy jako doradca rozmaitym władzom publicznym (m.in. rządom Kanady, Australii i Nowej Zelandii).
Blog pisma NOWY OBYWATEL
Piszą:
Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka