NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL
61
BLOG

Konrad Malec: Fundusze niszczenia środowiska

NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL Polityka Obserwuj notkę 9

Konrad MalecFirmy niszczące środowisko naturalne są zobligowane do płacenia kar na rzecz ratowania przyrody. Te pieniądze jednak wkrótce wracają do nich w formie dotacji i atrakcyjnych pożyczek.

W PRL kary płacone przez niszczycieli środowiska były czysto symboliczne, zaś nowe technologie drogie. To sprawiało, że nie opłacało się w nie inwestować. Wraz ze zmierzchem poprzedniej epoki postanowiono urealnić tzw. opłaty środowiskowe. Aby jednak dać szansę firmom na przetrwanie w początkowym, trudnym okresie budowy kapitalizmu, zadecydowano, że pieniądze z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i jego wojewódzkich odpowiedników zasilą przedsiębiorstwa w postaci dotacji i preferencyjnych pożyczek. W ówczesnej sytuacji gospodarczej wydawało się to racjonalne, pozwalało doganiać (przynajmniej technologicznie) wymarzony Zachód.

Po latach okazuje się, że wiele z firm, które zostały wsparte przez fundusze ochrony środowiska, zmyły wysokie fale „kapitalizmu po polsku”. Firmy dziś istniejące na rynku na ogół znajdują się w dobrej kondycji. Przyrodzie też się niby poprawiło, w końcu fabryki mniej trują. Tymczasem jeśli się przypatrzymy się problemowi uważnie, zobaczymy coś innego. Od początku obecnego wieku proces powstawania nowych parków krajobrazowych i narodowych został powstrzymany, a rezerwatów przyrody – znacznie spowolnił. I to pomimo przyrodniczej konieczności powołania jeszcze wielu obiektów objętych tego typu ochroną.

Z jednej więc strony mamy zmianę sytuacji, z drugiej zaś fundusze, które wciąż działają wedle starych zasad. Znakomicie prosperująca firma bez problemu otrzyma wsparcie na zakup nowego filtra powietrza. Nowobogaccy, zabudowujący swymi domami tereny chronione, również nie będą mieli większych problemów z uzyskaniem środków na zakup najekologiczniejszych instalacji cieplnych. Nieco trudniej o to przeciętnym chłopom z okolicy, bo jednak jakiś wkład własny trzeba mieć, więc dalej będą oni palić w nisko wydajnych piecach oponami, okolicznymi drzewami i czym popadnie. A na jakie wsparcie może liczyć przyroda, czyli tereny chronione? W różnych województwach różnie to bywa, ale generalnie na ten cel przeznacza się 1-3% kapitału, jakim obracają fundusze ochrony środowiska. W niektórych województwach wskaźnik ten wynosi więcej, w jednym przypadku osiąga „zawrotne” 9%.

Finansowanie ochrony przyrody najczęściej odbywa się za pośrednictwem różnorakich organizacji społecznych, środowisk naukowych, a czasem władz gminnych czy powiatowych. Z takich środków powstają ścieżki przyrodnicze, z ułatwieniami dla turystów. Czasem te ułatwienia ingerują w przyrodę, ale w końcu najważniejsza jest edukacja mieszczuchów. Edukacja jest też mile widziana w postaci kolorowych tablic z wyjaśnieniami, co szanowny turysta znajdzie w rezerwacie, albo z opisami drzew, z konieczną informacją, że z danego gatunku można wytworzyć np. krzesło czy beczkę. No i najważniejsze – publikacje! Fundusze uwielbiają je finansować, choć kolorowe broszurki i książeczki, obowiązkowo na kredowym papierze, lądują najczęściej w koszu kilka minut po otrzymaniu takiej przez edukowanego turystę.

W tym samym czasie miejsca cenne z punktu widzenia przyrody i turystów są rozdeptywane, rozjeżdżane i na inne sposoby użytkowane. Przyrodzie najczęściej przynosi to straty i to potężne. Dobrym przykładem mogą tu być Tatry i inwestycje narciarskie, których domaga się lokalny (i ponadlokalny) biznes, często przy wsparciu miejscowej ludności.

Inne miejsca cenne przyrodniczo, zapomniane przez turystów, są bezlitośnie eksploatowane bez niczyjej wiedzy i właściwie bez większych protestów. Takim przykładem może być projektowany Turnicki Park Narodowy, tracący z roku na rok swe walory wskutek wysiłków miejscowych leśników. Ale potężne wycinki mają miejsce nie tylko na terenach pozbawionych ochrony.

Jak wyjść z tej patowej sytuacji? Bardzo prosto: wystarczy przestać z budżetu funduszy finansować niszczycieli przyrody, a w zamian zainwestować w najlepszych z możliwych strażników tejże, czyli we wspomnianych mieszkańców okolic miejsc cennych przyrodniczo. Jak? To proste, wypłacając im odszkodowania za niepodejmowanie działalności mającej negatywny skutek dla przyrody. Dodatkowo warto część z okolicznych mieszkańców zatrudnić na stanowiskach strażników przyrody. Wysokość odszkodowań powinna być tym większa, im bardziej naturalna przyroda. W miejscach, gdzie zachowały się obszary półnaturalne, takie jak murawy kserotermiczne czy łąki, można by uzyskać pieniądze za np. wypas owiec czy koszenie tradycyjną metodą.

Oczywiście powstałby szum, że podkopujemy polski przemysł, ale przecież naczelna zasada ochrony środowiska mówi o tym, że zanieczyszczający powinien płacić. Kara powinna mieć następstwa resocjalizacyjne, tymczasem finansując zakłady, które niszczą środowisko, nie jesteśmy w stanie ich „wychować”.

Jak więc powinny wyglądać fundusze ochrony środowiska? Znaczna większość ich wydatków powinna iść bezpośrednio na ochronę przyrody, czyli na odszkodowania i na służby jej ochrony. Pozostałą część można byłoby wydać na badania naukowe, organizacje pozarządowe zajmujące się faktyczną i efektywną edukacją ekologiczną czy na innowacje technologiczne na obszarach chronionych. A przede wszystkim żadnych pieniędzy dla firm i ludzi żyjących z niszczenia środowiska!

Jeśli w najbliższym czasie nie doczekamy się takiej reformy, to dalsze istnienie tego typu funduszy wydaje się bezzasadne.

Konrad Malec

Blog pisma NOWY OBYWATEL Piszą: Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka