Dzis otrzymałem newsletter z serwisu Prawa i Sprawiedliwości i dowiedziałem się tą drogą, że PiS ustami Jarosława Kaczyńskiego kategorycznie nie zgadza się na podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat i zrównanie go dla mężczyzn i kobiet.
Cenię Prawo i Sprawiedliwość
Cenię Jarosława Kaczyńskiego
Jednakże zarówno chęć podniesienia wieku emerytalnego jak i protesty przeciw temu posunięciu wywołują u mnie zimne dreszcze. Po prostu "wiek emerytalny" to jest coś, co kojarzy mi się z odstawką, bocznicą, złomowaniem.
Załóżmy, że w roku 2037 będę dziarskim starszym panem, który dożył przejścia na emeryturę (wątpię, ale co szkodzi pofantazjować) według wydłużonego wieku emerytalnego. Albo tez w roku 2035 będę starszym panem nieco mlodszym, ale będę miał ukończone 65 lat według limitu dzisiejszego - i co wtedy? Ano wlaśnie. Każdy myśli i mówi o latach potrzebnych do osiagnięcia wieku emerytalnego ale kto mi zaręczy, jak będzie wyglądało prawo i w ogóle świat za 25 lat? jakiej wysokości będzie to emerytura? Czy jesli wysokość otrzymywanego świadczenia na które pracuję juz od lat 22 nie będzie wystarczająca to będę mógł podjąc dodatkowe zatrudnienie? Jeśli tak, to w jakim wymiarze? Czy z limitem zarobków, a jeśli tak, to z jakim?
Pytań jest wiele. Odpowiedzi nie ma. Nie wyobrażam samobójcy, który odważyłby się dzis powiedzieć jak to będzie wyglądało za lat 5, 10 czy 25. I nie wiem, czy gdy juz dożyje swojej bocznicy, odstawki i zielonej trawki będę zadowolonym, żyjącym skromnie emerytem czy może żebrakiem?
Oglądałem swój druk ZUS-RMUA pod kątem wysokości składek na ubezpieczenie emerytalne - nie ma tego dużo. Nie łudzę się zbytnio co do kaloryczności obiadków zajadanych przez dziadka Nazgula za lat -dzieści stąd też awersja do wszelkich dyskusji o wieku emerytalnym. Bo ja z kolei żądam LIKWIDACJI WIEKU EMERYTALNEGO!
Własnie tak.
Bo skoro nie mam bladego pojęcia jak świat będzie wyglądał w roku 2037 to jak mam już dzisiaj myśleć o tym, że w akurat tym roku przejdę na emeryturę? Nie lepiej pozostawić decyzję o odejściu na odpoczynek poszczególnemu zainteresowanemu? Ot, prosto: Mam dość, idę na emeryturę bez względu na to ile tam uskładałem. Albo: Stać mnie, idę na emeryturę. W jakim wieku? A jak Cię stać, to choćby i 35 lat. Mnie nie stać. I zaczynam powaznie wątpić, czy stać mnie na to będzie gdy mój czas nadejdzie, ale podejrzewam, że gdy dzwonek zadźwięczy nikt nie będzie mnie pytał czy mnie stać czy nie. Tego się boję. I boję się, że rząd nie pozwoli mi dorobic sobie do zbyt małej emerytury - bo przecież gdzie piernikowi do zarabiania jak miejsc pracy potrzebują młodsi. Tu widzę problem, a nie w tym, czy będę musiał pracowac 65 czy 67 lat. Pracował będę dopóki pozwolą mi na to siły i dopóki będzie pracodawca skłonny mi jakieś obowiązki powierzyć ale jakiegokolwiek planowania dzisiaj sobie nie potrafię wyobrazić - sytuacja jest zbyt malo stabilna.
O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły!
Albowiem w kraju tym zaczarowanym
gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły
jakież tu mogą być właściwie zmiany?
Tu tylko szpiclom coraz większe uszy
rosną, milicji – coraz dłuższe pałki,
i coraz bardziej pustka rośnie w duszy,
i coraz bardziej mózg się robi miałki.
Tu tylko może prosperować gnida,
cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel...
Janusz Szpotański
(ok. 1975)
Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób.
— Oscar Wilde
Madness Of The Crowds - Helloween
Sightless the one who relays on promise
Blind he who follows the path of vows
Deaf he who tolerates words of deception
But they who fathom the truth bellow
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Guilty the one with his silent knowledge
Exploiting innocence for himself
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
„...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić”
Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005
Lemingi maszerują do urn
Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami.
- No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi...
Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!".
- Hop hop! - zawołał.
Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka