P.T. P.T.
183
BLOG

Rzecz o kościele. Rzecz o wierze...

P.T. P.T. Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

             Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie zamierzam bronić księży dopuszczających się pedofilii. Nie popieram ich, ani w żaden sposób nie usprawiedliwiam. Podobnie jak nie zamierzam opowiadać się za bogactwem kościoła i rozrzutnością kleru. Jednak trwająca od jakiegoś czasu dyskusja dotycząca kościoła i tego wszystkiego co go otacza, a wywołuje wielkie kontrowersje wśród obywateli , powinna zostać pokazana również z innej strony.

            Zaczynając od najbardziej dotkliwego (wydawało by się) dla kapłanów problemu, czyli od nagłośnionej ostatnio pedofilii. Na co dzień spotykam się z różnego typu stwierdzeniami potępiającymi tego typu „wybryki natury”. I na ogół się z nimi zgadzam. Jednak zawsze będę polemizował z ludźmi stwierdzającymi, że kościół to wylęgarnia pedofilii. To chyba nie do końca tak, a tego typu stwierdzenia bardzo często padają.

            Musimy zrozumieć jedną rzecz. Przede wszystkim żyjemy w XXI wieku. Cywilizowanym (???) państwie. Żyjemy w świecie, który coraz bardziej otwiera się na mniejszości seksualne i inne stany odmienności.  Stajemy się „tolerancyjni”. Jednak ten trend (z premedytacją używam słowa trend, gdyż uważam to za stadium przejściowe) utrzymuje się, przynajmniej w Polsce, od stosunkowo niedawna. Jeszcze parę lat temu, homoseksualizm był powodem do wstydu. Dziś jeśli chcesz zabłysnąć w mediach i być kimś, musisz publicznie przyznać się do bycia „gejem”.  Jednak podobnie jak zawsze istnieli geje, podobnie pedofile, tez nie pojawili się razem z nowymi czasami. Pedofil z założenia nie przyzna się do bycia pedofilem, gdyż jest to karane. Moje zestawienie pedofilii z homoseksualizmem służy jedynie zwróceniu uwagi na odmienności seksualne.

            Wracając jednak do tematu. Do nie dawna mniejszości różnej maści były w tym kraju (i nie tylko w tym) potępiane i marginalizowane na wszelkie możliwe sposoby. Często dochodziło do aktów przemocy wobec takich osób. Rodziny się ich wypierały. Nic zatem dziwnego, że osoby o odmiennych skłonnościach próbowały na wszelkie możliwe sposoby zachować swoje sekrety dla siebie. Najlepszym rozwiązaniem dla tej swoistej anonimowości stał się kościół. Ucieczka w kapłaństwo była idealną drogą dla tych, którzy musieli się ukrywać. Rodzinom się to nie podobało, ale taką wybrał sobie ktoś drogę. Ludzie nie wyśmiewali braku żony. W końcu to kapłan. Nikt nie pytał o to, czy ktoś jest pedofilem. Z założenia przecież był kapłanem, zatem osobą „nieskazitelną”. Było to najlepsze rozwiązanie i dla samych tych ludzi i dla ich ewentualnych ofiar. Zwłaszcza w okresie powojennym, kiedy kler był generalnie w Polsce instytucją „potępioną” a władze marginalizowały jego rolę, a wręcz „polowały” na kapłanów, duchowni byli postrzegani jako ofiary. Nikomu do głowy by nie przyszło, aby ich oskarżać o pedofilie. A i oni czując pręgierz władzy i nieprzerwane patrzenie na ręce i czekanie na najmniejsze potknięcie czuli się w pewien sposób zdyscyplinowani. Dopiero II połowa lat 90’ dała kościołowi nieco odpoczynku. Nastąpiło swoiste odprężenie. Wreszcie władza nie była antyklerykalna. Wreszcie, bieda i ubóstwo zaczęło odchodzić od polskiego kościoła ustępując miejsca uwielbieniu i obfitości. To też sprawiło, że wielu duchownych, wreszcie w poczuciu bezpieczeństwa, wreszcie bez wiecznej cenzury przestawało się kontrolować. Zaczynali czuć się swobodniej z czasem przestawali odczuwać jakąkolwiek kontrolę ze strony władzy, czy społeczeństwa. W tym właśnie momencie zaczęły się ujawniać skłonności tych, którzy wcześniej uciekali do kościoła przed własnym „ja”.

            Jednak to nie kościół jest wylęgarnią zła. To ludzie źli próbowali się ukryć w kościele. Jest to powód, dla którego według mnie, nie można w całej tej nagonce na kościół posługiwać się pedofilią, jako orężem. Naturalnym jest, że istnieje potrzeba karania przypadków pedofilii. Najsurowiej jak się da. Niefortunne wypowiedzi powinny być cenzurowane a autorzy tych wypowiedzi powinni ponosić konsekwencje. Jednak nie możemy, co się często zdarza, słysząc słowo „kościół” myśleć „pedofilia”.

            Te same powody które zostały wymienione powyżej, dotyczące prześladowań kościoła, możemy powtórzyć w drugiej mocno kontrowersyjnej sprawie. W sprawie majątku kościoła. W sprawie pociągu kościoła do władzy i do pieniędzy. Nagle, pojawiają się głosy, że kościół jest pazerny. Kościół tylko przelicza walutę. Kościół „okrada obywateli i swe dzieci”.

            Takie głosy pojawiają się wszędzie. Wśród cele brytów, wśród polityków, w mediach, na ulicach. Wszędzie. Jednak ludzie, którzy te słowa wypowiadają robią to, nie mając punktu odniesienia. Ich wzrok nie sięga tak daleko wstecz, aby mogli to zrozumieć. Ludzie Ci znają dwa kościoły. Jeden ten z okresu komunizmu, kiedy prześladowany przez władze kościół był biedny, kiedy księżą pomagali tym w potrzebie, kiedy nagonka na kler budziła bunt w zwykłych obywatelach, a w księżach dopatrywano się bohaterów. I znają drugi kościół – obecny. Kościół, który za wszystko bierze pieniądze. Kościół, który jest bogaty i zależy mu wyłącznie na zyskach, kościół, który odtrąca wiernych, zastępując ich dobrymi samochodami, komputerami i innymi dobrami materialnymi. Właśnie to zestawienie, tych dwóch, jakże różnych duchowych światów powoduje, że rośnie w nas nienawiść do kościołów, do duchowieństwa i do wszystkiego co jest z tym związane.

            Jednak ilu ludzi zdaje sobie sprawę, że obecny stan kościoła, jest wyłącznie próbą odbudowy dawnego statusu duchowieństwa. Czy ktoś pomyślał, że najdawniejsza historia kościoła mówi o bogactwach, wojnach, majątku, podbojach. Kościół przez wieki był Mocarstwem większym od Związku Radzieckiego, czy Stanów Zjednoczonych. Kościół przez wieki sprawował kontrolę nad niemal każdym aspektem życia. Państwa się bały kościoła. Inne go uwielbiały. Było tak, czy za Mikołaja V, cz za Aleksandra VI i za Leona XI. Rola kościoła od zawsze sprowadzała się do wielkich bogactwa i strachu. Nie zagłębiając się w historię, Watykan już w XV wieku posiadał długą listę różnego rodzaju występków, też o charakterze seksualnym. Dopiero XIX i XX wiek przyniosły spowolnienie kościoła. Ocenianie jego moralności, która to ocena była dla duchowieństwa krytyczna. Jednak nie wynikało to z nagłego braku akceptacji dla kleru, jednak ze zwykłego strachu przed utrzymująca się potęgą kościoła.

            Konkludując, chciałby, zauważyć, że w dzisiejszych czasach wielu ludzi odwraca się od kościoła. Jednak to jest jedna strona medalu. Odwracają się bowiem tez od wiary. Traktując zło, jakie się gdzieniegdzie w kościele pojawia, jako dobrą wymówkę. Wiara to kościół, więc skoro kościół jest zły, to znaczy, że i wiara musi być zła. Jest to subiektywne i bardzo wygodne spojrzenie dla żyjących w dzisiejszych czasach szczurów, goniących za pieniądzem i władzą. Nie mających czasu na „wiarę”. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat uczestniczyłem w dwóch pogrzebach zadeklarowanych ateistów. Ich, również ateistyczne, rodziny w dniu śmierci modliły się… W jednym z tych przypadków miały wielkie pretensje do księdza, który znając ateistyczną naturę zmarłego nie chciał odprawić mszy na pogrzebie. Potwierdziło się znane i stare powiedzenie: „Jak trwoga, to do Boga”. Proponowałbym zatem, aby bez względu na działalność kościoła i afery, jakie by one nie były, w duchowieństwie, pielęgnować własną wiarę. Pielęgnować to co może czasem trudne, jednak nie zależy ani od kościoła, ani od polityki. To co jest jedyna wartością zależną wyłącznie od nas. 

P.T.
O mnie P.T.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo