po czwartku ostatnio opisanym. Chyba było lepiej, niż się spodziewałam - w prezencie dostaliśmy czarną, suchą drogę, czas na wszystko i kilka uśmiechów. To na pewno dzięki Wam :)
Coś się zaczyna, więc czy coś się kończy?
Zastanawiam się wciąż nad słowami, które padły u Outsidera w kontekście powstania nowej inicjatywy (vide banner). Wydaje mi się, że rozumiem te opinie, obawy - przecież nie wynikają z tej rzekomo narodowej przywary (a nich mu krowa zdechnie!), lecz z tego, że zmienia się coś, do czego się przyzwyczailiśmy.
Bo dobrze deptać te same ścieżki, omijać dzikie wysypiska, by znów nie wdepnąć w szkło rozbitych butelek, nie słuchać knajpianych okrzyków przy rozpalonych bezprawnie ogniskach, za to zbierać grzyby w "swoich" miejscach, podziwiać niby ten sam widok o różnych porach dnia, być jak u siebie.
Ale czasem wybiorę las, którego nie znam - tam inaczej śpiewają ptaki, dróżki czekają na wydeptanie, jagody i konwalie rosną w nieoczekiwanych miejscach. I muszę pamiętać o ostrożności: by umieć choć w ostatniej chwili cofnąć nogę przed niebezpieczeństwem. Bo przecież:
Trujące grzyby
za wszelką cenę
chcą być zebrane
[...]
Moczary starają się
sprzedać każdemu
swe dywany
Na polanie
aż czarno
od trucizny
[...]
Las jest cichy
i łagodny
jak pisał J. Harasymowicz.
Czy nie zatracę tej ostrożności, jeśli nie pozwolę sobie na zbłądzenie, nie wybiorę innej drogi? Czy w tym, znanym mi tak dobrze, nic mnie nie może zaskoczyć? I co wówczas zrobię? Tutaj przecież ostatnio wygrzewała się żmija. A tego drzewa już nie ma?
Najważniejsze jednak, by mieć dokąd wrócić - gdy zabraknie paliwa w baku, gdy zabraknie prądu w gniazdku, gdy zabraknie palców do klikania. Wrócić - choćby do wspomnień.
A oprócz lasów jest jeszcze dom. Ale tutaj nie daję sobie pozwolenia na spuszczenie z oka celu, do którego dążę.
Inne tematy w dziale Kultura