końcówka roku 1981 - kraj miotany strajkami, pogrążający się w anarchii, gospodarka w rozsypce, pozrywane więzi kooperacyjne i zaopatrzeniowe, w sklepach puste półki, zamierająca produkcja, usługi, transport (w tym węgla - podstawowego opału dla domów, energetyki, przemysłu, hodowli), w kasie brak pieniędzy i dewiz nawet na lekarstwa dla szpitali, zapowiedź strajku generalnego (w środku ostrej zimy), postępująca radykalizacja - solidarnościowej ekstremy z jednej strony, z drugiej kilkumilionowego partyjnego betonu, aktywu i aparatu (w tym siłowego), perspektywa "bratniej" pomocy państw bloku sowieckiego (na miejscu prawie 100-tysięczny ruski garnizon), a w konsekwencji ogólnonarodowego powstania, wojny domowej i narodowej tragedii, być może największej w naszej historii ...
i co ten Jaruzel powinien wtedy zrobić - strzelić sobie w łeb, wyemigrować, ustąpić, zapisać się z całym aparatem do Solidarności, przekazując stery „narodowi", reprezentowanemu przez kilku facetów w kufajkach i swetrach?! ...