MCeti MCeti
1016
BLOG

Jak joga stała się burgerem

MCeti MCeti Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 24


image

Równanie nie jest skomplikowane.

Olbrzymia degradacja środowiska w połączeniu z rosnącym napięciem na arenie politycznej zwiastuje nam bolesny i dramatyczny koniec. Codzienne życie większości z nas przeistoczyło się w nieustanną gonitwę. Cel? Osiąganie, zdobywanie i wygrywanie. Idea życia dla życia rozpłynęła się we mgłach przeszłości. Poranna kawa, szybki prysznic, bieg do „korpo", a tam harówka od rana do nocy. Byle więcej, byle szybciej - produktywność to dziś mus. Nie zapominajmy o „zbawiennym” wpływie technologii. Naświetleni niebieskimi ekranami powoli zamieniamy się w zombie efektywności. Nic dziwnego, że depresję zalicza się do chorób cywilizacyjnych. W warunkach współczesnego świata człowiek ma dwa wyjścia. Albo poddać się marazmowi i popaść w obłęd, albo uciec się do świata metafizycznego ( trudno ukryć, że w CV „praktykuję jogę” wygląda ładniej niż „leczę się psychiatrycznie” ). Na tym gruncie bujnie rozkwita kult duchowości ze Wschodu. Orient kusił zawsze i podczas, gdy co raz więcej europejczyków traci zaufanie do Kościoła Katolickiego, echa pranajamy i mantr co raz głośniej słychać również na ulicach polskich miast. O poranku na Krakowskim Przedmieściu oprócz zapalonych maratończyków ( którym sny o laurach spać nie dają ) co raz częściej widujee się wojowników uzbrojonych w maty do jogi.


Ostatnio jogini nawiedzili Łazienki Królewskie, gdzie świętowali Międzynarodowy Dzień Jogi. Wybrałam się tam z dużą dozą ciekawości, bo i mnie samej zdarza się co jakiś czas postawić stopy na macie. Pomyślałam, że pogłębienie wiedzy nie zaszkodzi, a i może doznam jakiegoś wewnętrznego olśnienia. Miałam rację. Olśnienie przyszło w chwili, gdy postawiłam stopy na spalonej słońcem trawie na polu festiwalowym. Mienią się kolorami maty i legginsy do jogi, Ikea proponuje aranżację salonu na twoją „jogową oazę”, producenci poduszeczek pod wiadomą część ciała próbują zmiękczyć twoje serce obietnicami wyjątkowych doznań. Ceny również są wyjątkowe. Sprzedawczyni herbat zachwala napar jogina po jedyne 8 złotych za paczuszkę. Magiczna substancja to nic innego jak zielona herbata z dodatkiem imbiru. Niby banał, ale ładne oznaczenie „vegan” na opakowaniu winduje cenę w górę. Przemilczmy fakt, że próbki napoju serwowane są w jakże naturalnych, plastikowych kubeczkach. Będąc całkiem uczciwym - przypadek jest raczej jednostkowy. Ekologiczne trendy na szczęście dominują. Zastanawia mnie co innego. Skoro firma szczyci się takim oznaczeniem, to ciekawe ile produktów pochodzenia zwierzęcego przemyca w fusach swych torebek stary dobry Lipton.


Ruszam dalej, do stoisk z lokalnych szkół jogi. W ciągu ostatnich lat namnożyło się ich prawie jak Żabek. Przeglądam z ciekawością oferty zajęć. Robi się co raz bardziej interesująco. Moją uwagę przyciąga „Yolo Joga”. To zajęcia jogi w rytm najnowszych hitów. Uczestnicy przynoszą swoje ulubiona przeboje i oddają się czemuś z pogranicza tańca i fitnessu. Ile ma to wspólnego z filozofią, to już kwestia odrębna.


Piżamki, kadzidełka, płyty z mantrami i wyjazdy na Bali

„Słuchaj, hotel będzie pięciogwiazdkowy, z basenem…a ten ich bufet śniadaniowy - mówię ci, nic tylko jeść…


Budząca mój respekt buisness woman z laptopem w ręku wręcza mi listę całego zestawu usług, który oferuje jej firma. W ofercie joga prenatalna, joga dla dzieci, a nawet joga dla informatyków. Przy szkole prężnie rozwija się sklepik, gdzie nabyć można wszystko, aby przeistoczyć się jogina z prawdziwego zdarzenia. Krem na zmarszczki „jogi style”, pasta do zębów, pachnąca świeczka, widelec z bambusa, mata na każdy rodzaj podłoża. Nie da się ukryć, że zachód przeistoczył jogę w niezły biznes. Sprzedaje się to prawie równie dobrze jak burgery z McDonalda.  Szybko, bez zbędnego deliberowania.

Z czegoś utrzymać się trzeba, a pole do popisu, gdy oparte na tęsknotach jednostek do odnalezienia wewnętrznej równowagi, jest naprawdę szerokie. Nasze zdesperowane umysły uchwycą się każdej deski ratunku, aby zachować pozory normalności. Przed dusznym namiocikiem ustawia się kolejka. Początkowo myślę, że to jakieś darmowe napoje ( bo wydarzenie odbywa się w palącym słońcu, co sprzyja sprzedawcom chłodzących napitków ), ale okazuje się, że tutaj rozłożyła się firma, która posiada aparaturę, dzięki której może zbadać twoje mocne i słabe strony za pomocą….fal elektromagnetycznych. To coś więcej niż skan organizmu. Dzięki urządzeniu poznasz swoje ukryte pragnienia, a ono dobierze dla ciebie terapie i coaching. Kiedy zaś już problemy wewnętrzne zostaną zdefiniowane możesz pobrać aplikację, która zostanie… twoim osobistym terapeutą. Dobierze ci odpowiedni program leczenia i nie będziesz musiał już spędzać długich godzin wyznając bóle duszy na kozetce psychoterapeuty.


Rozglądam się jeszcze raz po tym całym targu i nawiedza mnie wizja sprzedawców dewocjonaliów przed bazyliką świętego Piotra. Czym jest ta Zachodnia joga? Jakoś z tego biznesowego poletka trudno wyłuskać filozoficzny element jogi - jako ścieżki do samopoznania i akceptacji własnych słabości. Dziś w wielu przypadkach to produkt typu fitness owinięty w rzekoma matę podniosłości. Yoga - boks, piwna joga, różowe legginsy we flamingi… granica przyzwoitości gdzieś leżeć powinna. Niestety, pierwiastek materialny zwykle wygrywa z duchowym. A szkoda. Bo gdybyśmy skupili się na wartościach etycznych jogi i praktyce medytacji, być może udałoby się stworzyć społeczeństwo akceptacji i otwartości.


#Zdrowie

MCeti
O mnie MCeti

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości