Po dziewięćdziesiątej miesięcznicy smoleńskiej pojawiło się parę komentarzy do słów Jarosława Kaczyńskiego, otwierających perspektywę polityczną, w której katastrofa smoleńska może zostać niewyjaśniona.
Czyżby Kaczyński sugerował, że raport Millera o katastrofie był prawdziwy – zdumieli się jedni, ucieszyli inni, a oburzyli kolejni – jak to rozumieć? E tam, cóż za głupawe pytania.
Należy to rozumieć wprost – wraz ze wszystkimi płynącymi z tego konsekwencjami - katastrofa nie będzie wyjaśniana i wszystkie dotychczasowe ustalenia, nieistotne przez kogo poczynione, pozostaną na zawsze w sferze wątpliwości.
Wynikałoby z tego, że nie udało się potwierdzić żadnej spiskowej czy wybuchowej teorii - którymi Macierewicz zajmował umysły Polaków.
Jednak ogłoszenie takiego rezultatu oznaczałoby dwuznacznie, że Macierewicz jest człowiekiem niespełna rozumu, lub dopuszczał się oszustw (wprowadzał w błąd znaczną liczbę osób w celu osiągnięcia korzyści politycznej przekładającej się na osobisty skutek materialny). Byłoby to politycznym samobójstwem PiS-u.
Dlatego nic z tego, co dotychczas powiedziano o katastrofie smoleńskiej, przez kogokolwiek, nie zostanie potwierdzone ani obalone - choćby to miało oznaczać, że stan umysłu lub moralności lub odpowiedzialności prawnej za oszustwo Macierewicza może zostać niewyjaśniony, a wręcz, że nie może zostać wyjaśniany.
W tym stanie rzeczy każdy może myśleć o katastrofie co chce, podobnie jak o Macierewiczu - i każdy domysł zawiera się w jakimś prawdopodobieństwie prawdziwości, zależnym wyłącznie od woli, biegłości myślowej i stanu emocjonalnego osoby poszukującej prawdy o katastrofie lub Macierewiczu.
Prawdopodobieństwo racji, czyli prawdziwości takiego czy innego osądu nie będzie już, przynajmniej po kres władzy PiS-u, rozpatrywane, choćby przed sądem cywilnym z pozwu o zniesławienie Antoniego Macierewicza, bo jest to sfera, która może pozostać niewyjaśniona, a skoro tak, to po co ją wyjaśniać.
No cóż, to nie ja budowałem całe lata znak równości między prawdą o katastrofie a prawdomównością, uczciwością i zdrowym rozumem Macierewicza. Teraz, po omawianej wypowiedzi Kaczyńskiego i analizie jej przesłania stwierdzam, że pan Antoni Macierewicz - z dużą dozą prawdopodobieństwa, a dla mnie z całą pewnością - jest...
... a figę, nic nie wpiszę.
Niech każdy sobie wpisze co chce, peany czy obelgi, wszystko jedno. Tak czy inaczej dochodzenie kim jest Macierewicz i jakie są jego cechy osobnicze nie ma sensu. Jest on bowiem, w świetle wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego – w sensie symbolu i osoby – uosobieniem tolerowanego braku prawdy.
∞
Pewien święty człowiek rzekł, że prawda nas wyzwoli. W dzisiejszej rzeczywistości okazało się, że te słowa nic nie znaczą, bo inny, świetny czy nieświetny człowiek, wyniesiony ku szczytowi ziemskiej władzy, może jednym zdaniem wyzwolić swego sługę od poszukiwania prawdy i uwięzić maluczkich w stanie jej permanentnego braku.
Cóż z tego, że symbolem zrównania prawdy z kłamstwem lub szaleństwem stanie się ów sługa, a omamieni maluczcy zostali sami, porzuceni na rozstajach.
O świętości prawdy mówił w homilii na 90 miesięcznicę ksiądz prałat w świątyni. Po mszy wierni przeszli (procesją? marszem? spacerem modlitewnym?) ze świątyni pod pałac, symbol ludzkiej pychy i marności - na miejsce praktykowania wątpliwego sacrum politycznego. Po drodze prawda rozwiała się jak podniebna smuga po przelatującym odrzutowcu.
Inne tematy w dziale Polityka