Abenomix cz. 1.
W grudniu 2012 r. w parlamencie japońskim zebrała się nowo wybrana Izba Reprezentantów. W wyniku głosowania do władzy doszedł rząd (LDP- Partia Liberalno - Demokratyczna), którego głównym celem i zadaniem jest walka z deflacją, z jaką Japonia boryka się od prawie 20 lat.
20 lat to szmat czasu, wydaje się że do tej pory można było już wiele zrobić. Ale tak naprawdę, to dopiero ten rząd rozpoczął rozwiązywanie problemu deflacji wykorzystując narzędzia do łagodzenia polityki pieniężnej (podaż pieniądza na rynku) oraz polityki fiskalnej (inwestycje publiczne), jako główną broń. Od nazwiska nowego premiera Shinzo Abe, ta dość agresywna strategia gospodarcza do walki z deflacją została nazwana - „Abenomix”.
A tymczasem w Niemczech… odzywają się głosy krytykujące tę próbę naprawy sytuacji ekonomicznej mojego kraju. Kanclerz Angela Merkel 24 stycznia powiedziała wprost: „Manipulacja walutą jest kwestią delikatną. Ekonomiczna polityka Japonii zaczyna niepokoić”. A dalej wprost narzekała na obserwowaną od niedawna deprecjację jena. W swoim przemówieniu na konferencji w Davos (World Economic Forum Annual Meeting) podkreśliła, że „polityka nie powinna wywierać żadnej presji na bank centralny”, tym samym krytykując postawę administracji premiera Shinzo Abe wobec Banku Centralnego Japonii.
Czytając o tych dowodach niezwykłej troski Pani Kanclerz Niemiec o kondycję gospodarki Japonii miałem ochotę krzyknąć: „Daj nam święty spokój!” Rząd Japonii po prostu stara się rozwiązać narastający od dwóch dekad problem deflacji, wykorzystując wreszcie narzędzia zmierzające do złagodzenia polityki pieniężnej oraz do zwiększenia wydatków publicznych. Więc nie robi nic, kompletnie nic co mogłoby być uważane za bezpośrednią interwencję walutową. Owszem, naturalną koleją rzeczy, zwalczenie deflacji spowoduje pojawienie się inflacji oraz wzrost realnych stóp procentowych. W wyniku tych zdarzeń jen będzie słabszy, to prawda. Jednakże pytam się: „No i co z tego”?
Jeżeli aprecjacja euro wobec jena przysporzy kłopotów, a myślę, że może być to problem dla gospodarek tak silnie uzależnionych od eksportu swoich produktów jak Niemcy, to uzdrowieniem mógłby być masowy zakup euro-obligacji rządowych przez Europejski Bank Centralny.
Niemcy, a za nimi EBC zatrute oparami ekonomii neoklasycznej (neoliberalizm) nie dopuszczają nawet cienia możliwości takiego rozwiązania. Uważają, że nigdy - nawet w obliczu upadku europejskiej bańki gospodarczej, nawet w sytuacji realnego zagrożenia bytu ekonomicznego całych społeczeństw, nie można powszechnie wprowadzić mechanizmów łagodzenia polityki pieniężnej poprzez zakup obligacji rządowych. Albo raczej powinienem uściślić, że dopóki istnieje wspólna waluta euro, dopóty będzie istniał nierozstrzygalny problem: „Czyje obligacje? Którego rządu? A ile musi zakupić?” A więc jest to nierealne. Wspólna waluta uniemożliwia takie działania. Przesłanką ustanowienia strefy euro było bowiem założenie, że „bank centralny nie kupuje obligacji rządowych w wyniku nacisków politycznych”.
Polityka pieniężna Europejskiego Banku Centralnego jest bardzo sztywna, schematyczna i zupełnie nie bierze pod uwagę zmieniającej się sytuacji na świecie. Wszystkim krajom strefy euro ordynuje jedno i to samo lekarstwo. W polityce fiskalnej króluje zasada, że „każdy kraj musi zmieścić swój deficyt budżetowy do wysokości 3% PKB rocznie, tak aby nie było potrzeby dużego zakupu obligacji rządowych”.
Według najnowszych danych stopa bezrobocia w Grecji i Hiszpanii przekroczyła już poziom 26%! Rząd kraju, w którym sytuacja na rynku zatrudnienia tak drastycznie pogarsza się, powinien wprowadzić działania zmierzające do redukcji bezrobocia. A tego nie da się zrobić bez zwiększenia deficytu budżetowego! A tymczasem w strefie euro… zgodnie z zasadami wspólnej waluty, rozszerzenie deficytu budżetowego spowodowałoby konflikt z polityka monetarną. Dlatego Europejski Bank Centralny odpowiada z Frankfurtu - „Nein”!
Chociaż w rzeczywistości żaden kraj strefy euro, nie utrzymał 3% limitu rocznego deficytu w stosunku do PKB. Również Niemcy przekraczały ten poziom, gdy wymagały tego działania zmierzające do rozwoju ich gospodarki. A więc w rzeczywistości nie obowiązują podstawowe prawa przyjęte podczas tworzenia wspólnej waluty euro. A jednak nadal zasady funkcjonowania wspólnej waluty duszą ekonomię krajów, które przehandlowały swój przemysł, swoja gospodarkę narodową (Oikos Nomos) za tanie kredyty unijne…
„Abenomix” ma na celu rozwój narzędzi, które mają rozwijać popyt krajowy. Podkreślam rozwijać popyt krajowy, a nie na przykład prowadzić agresywną politykę proeksportową. W swoich założeniach nie ma żadnego zamiaru prowadzenia deprecjacyjnej „wojny walutowej”. Owszem, polityka zachęcająca rozwój popytu wewnętrznego, może prowadzić również do deprecjacji jena. A skoro tak jest, to kto broni Niemcom również zastosować strategię pieniężną i fiskalną nakierowaną na rozwój popytu krajowego?.
Niemcy powszechnie uważa się za „lidera europejskiej gospodarki”, wręcz za główny filar Unii Europejskiej. Czy aby na pewno to Unia opiera się na gospodarce niemieckiej? A może w rzeczywistości jest całkiem odwrotnie? A może to Niemcy są zależne od Europy… To gospodarka niemiecka potrzebuje Unii jako atrakcyjnego rynku zbytu dla swoich produktów! Takie są fakty!
Myśl tę rozwinę w następnym wpisie.
Inne tematy w dziale Gospodarka