Obserwując już od jakiegoś czasu poczynania obecnego rządu, odnoszę wrażenie, że nie ma on absolutnie żadnego pomysłu na rozwój kraju. Koncentruje się tylko na tymczasowych, krótkowzrocznych działaniach pozwalających na „dopięcie budżetu”. Wśród czołowych polityków istnieje potoczne mniemanie, że źródłem dochodów budżetowych są wszelkiego rodzaju podatki ściągane przez organy państwowe. Tragedią Polaków jest to, że ten pogląd podziela sam minister finansów Jacek Rostowski i z pełnym samozadowoleniem funduje społeczeństwu coraz to bardziej kuriozalne daniny. A to w formie mandatów drogowych, a to okazuje się, że Urzędy Kontroli Skarbowej mają „targety”, zgodnie z którymi 70% kontrolowanych przedsiębiorstw musi zostać obciążone karami finansowymi, a wreszcie ostatnio projekt odpowiedzialności zbiorowej za jednego nieuczciwego dostawcę (VAT). Na początek roku, roku który jak wszyscy przyznają będzie trudny dla przedsiębiorców, zafundował osobom prowadzącym działalność gospodarczą wzrost obowiązkowych składek na ubezpieczenia. Już nawet nie wspomnę o ustawie, która umożliwia automatyczną podwyżkę stawki VAT. Gąszcz przepisów dusi zwykłych ludzi, małe i średnie przedsiębiorstwa, których nie stać na armię prawników. Poszli w złym kierunku…
Bo w rzeczywistości na sprawy kraju należy patrzeć z punktu widzenia makroekonomii, a nie własnego portfela. Źródłem dochodów podatkowych rządu jest nominalny Produkt Krajowy Brutto. Pokrótce opiszę, jak powstaje i jak wpływa na dochody budżetowe PKB. A wtedy „czarno na białym” będzie widać fakt, że rząd koncentruje się nie na tym, co trzeba.
PKB ma trzy twarze:
- od strony produkcyjnej: to całkowita wartość dodana dóbr i usług wytworzonych w ciągu roku
- od strony popytowej (wydatków): to łączna wartość wydatków konsumpcyjnych (łącznie z wydatkami budżetu) oraz inwestycji;
- od strony dochodowej (dystrybucji): to roczny dochód narodu (z pracy, z kapitału) razem z dochodem budżetu;
Te trzy kwoty oczywiście powinny być równe. Mówi o tym prawo trójstronnej równowagi. Oczywista sprawa, że niezależnie od przyjętej metody liczenia, wartość dochodu narodowego w danym roku powinna wyjść taka sama. Zobrazuję to na prostym przykładzie:
Pani Kowalska uszyła 10 bluzek. Bluzki te zostały sprzedane (formalnie - na rachunek) pani Nowakowej za 1000 zł. I już ta suma pojawia się nam w PKB:
1) Uszycie bluzek (tworzenie wartości dodanej) → 1000 zł
2) Zakup bluzek przez panią Nowak (generowanie wydatków) → 1000 zł
3) Sprzedaż bluzek przez panią Kowalską (dochód) → 1000 zł
Oczywiście bluzek nie można uszyć z powietrza. W rzeczywistości konieczne były wcześniejsze inwestycje (zakup materiałów, maszyn, prądu, itd.), ale pomijam te wydatki dla większej przejrzystości.
Ponieważ rząd wprowadził podatek VAT, to do ostateczna cena bluzek wyniosła 1230 zł. Te 230 zł rząd zabrał w postaci podatku.
Pani Kowalska prowadzi działalność w formie spółki z o.o., dlatego od swojego dochodu (1000 zł) musi zapłacić CIT w wysokości 19%. I znowu rząd otrzymuje pieniądze – 190 zł. Ostatecznie Pani Kowalska zanotowała wpływy o wysokości 810 zł.
Aktualny przepływ pieniędzy:
1) Pani Kowalska uszyła bluzki (tworzenie wartości dodanej) → 1000zł + 230zł VAT=1230zl
2) Pani Nowak kupiła bluzki (generowane wydatki) → 1000zł + 230zł VAT =1230zl
3) Pani Kowalska sprzedała bluzki (generowanie dochodu) → 810zł + 230zł VAT+ 190zł CIT =1230zł
Niezależnie od tego, czy liczymy PKB od strony produkcji, wydatków, czy dochodu – otrzymujemy identyczną wartość. Z tej lekcji wynika jedna fundamentalna zasada: kiedy wzrasta PKB, to wzrasta dochód narodu łącznie z dochodem rządu. Innymi słowy, w celu zwiększenia dobrobytu społeczeństwa oraz w celu zwiększenia wpływów budżetowych potrzeba wzrostu PKB. Po prostu trzeba rozwijać gospodarkę narodową (Oikos Nomos)!
Podkreślam, należy rozwijać gospodarkę narodową, a nie „globalną” czy też „unijną”. Bo jak już widać, efektem Realnego Globalizmu jest tylko postępujące rozwarstwienie społeczne. Zyskuje wąska grupka akcjonariuszy kosztem słabszego społeczeństwa. Ekonomia jest prosta: wydatki jednych są dochodem drugich. Jeżeli Polacy chcą być bogaci, to powinni umożliwić bogacenie się swoim rodakom! Jeżeli Polacy będą kupowali polskie produkty, to polskie przedsiębiorstwa będą się rozwijały i dawały zatrudnienie kolejnym Polakom. A ci, zyskując dochód zapłacą podatki do budżetu oraz będą w stanie zwiększyć konsumpcję i w ten sposób napędzą gospodarkę i stworzą nowe miejsca pracy…
Czy to jest takie trudne?
A rząd tylko wymyśla nowe daniny i często sam transferuje za granicę pieniądze zebrane od Polaków, kupując zagraniczne produkty. Do czego to prowadzi?
Inne tematy w dziale Gospodarka