Marcin Tomala Marcin Tomala
9651
BLOG

"Co my takiego narobiliśmy?" Lata w cieniu Brexitu

Marcin Tomala Marcin Tomala Brexit Obserwuj temat Obserwuj notkę 48
23 czerwca 2016 roku, Geoffrey Betts, dyrektor zarządzający firmą odpowiedzialną za dostarczanie materiałów biurowych w angielskim Marlow, miał ogromne nadzieje dla swojej firmy i całej brytyjskiej ekonomii. Geoffrey, głosując za Brexitem (opuszczeniem struktur Unii Europejskiej), znalazł się w zwycięskiej wówczas (52%) większości. Czy jego nadzieje zostały spełnione?

Minęło 6 lat i na tak postawione pytanie Betts kiwa z powątpiewaniem głową i odpowiada: "Nie tak to miało wyglądać. Co my takiego narobiliśmy?". Jego firma, by przetrwać, musiała przenieść swą główną siedzibę do Holandii, dzięki temu uniknęli tonom papierkowej, biurokratycznej pracy, kosztownym opóźnieniom w transporcie, komplikacjom z rozliczeniem VAT-u itd. Nowe miejsca pracy w tej firmie zostały zatem stworzone dla Holendrów, nie Brytyjczyków a podatki trafiają nie do angielskiego urzędu podatkowego, lecz do tego zlokalizowanego w złowrogiej Unii Europejskiej. Marzenia o światowym sukcesie zastąpiły codzienne zmagania z szarą, brutalną rzeczywistością.

Żebyśmy mieli całkowitą jasność - sam Brexit jako zjawisko mogło (nadal zresztą może) okazać się dla Wlk. Brytanii ogromną szansą, Unia Europejska (dziś zwłaszcza) to twór zmagający się z mnóstwem problemów, o czym Polacy zdają się wiedzieć najlepiej. O ile jednak Polacy mogą się spierać o to, czy obecny kształt i charakter UE im odpowiada, to Brytyjczycy nigdy nie powinni mieć do tego moralnego/historycznego prawa.

Unia, którą bowiem opuszczali w 2016 roku, którą tak zaciekle autorzy Brexitu krytykowali, jest bowiem również ich odpowiedzialnością. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że na przestrzeni lat to brytyjscy reprezentanci w UE kształtowali jej obecny wygląd, z całej obecnej gamy przepisów, regulacji, struktur Brytyjczycy poparli ponad 90% z nich wszystkich! Paradoksalnie są jedną z tych nacji właśnie, która najrzadziej oponowała wprowadzanym strukturom, biurokratycznym nonsensom. 

W 2016 roku, zamiast próbować zmienić to, co na przestrzeni lat (ramię w ramię z Niemcami) zbudowali, próbując zaspokoić populistyczne żądania brytyjskiego społeczeństwa, zwyciężyła opcja ucieczki. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego tak silne i bogate państwo nie spróbowało drogi reform, liderowania (kraje takie jak Polska na pewno by Wlk. Brytanię wsparły), ale to już temat na inną dyskusję.

Świat miał stanąć otworem, handel kwitnąć a zrzucone, brukselskie kajdany miały uwolnić w pełni brytyjski potencjał i możliwości. W praktyce okazało się jednak, że nie da się zaprzeczyć podstawowym prawom ekonomii: łatwiej jest handlować z krajami, które są bliżej, niż dalej. Gdy utrudnia się współpracę z najbogatszym, sąsiadującym rynkiem (dóbr, pracy, usług) trudno liczyć na to, że przyniesie to więcej korzyści, niż strat.

Warto zwrócić uwagę na to, że dziś nawet najwięksi z orędowników Brexitu pomijają jego ekonomiczne aspekty. Skupiają się na mitycznej suwerenności, niepodległości, kształtowaniu przyszłości. Obiecane 350 mln funtów tygodniowo dla służby zdrowia zastąpiły problemy na rynku pracy, straty handlowe i uderzenie w brytyjskie, ekonomiczne bezpieczeństwo: szacuje się, że brytyjska gospodarka straciła na Brexicie ponad 30 bilionów funtów i skurczyła się o ponad 5% w porównaniu do sytuacji, w której ciągle jest częścią wspólnego z Europą rynku.

Cierpią rolnictwo, przemysł rybny, czyli nawet te gałęzie gospodarki, które miały pierwsze skorzystać z dobrodziejstw Brexitu. Brytyjscy turyści (czy Ci mieszkający poza granicami tego kraju, w Hiszpanii na przykład) z ogromnym zaskoczeniem odkrywają przykre niespodzianki (koszty), jakie niesie ze sobą bycie krajem niezwiązanym z UE. Kolejki na lotniskach, dodatkowe opłaty, ubezpieczenia, przecież nie tak to miało wyglądać! Jakim prawem traktują nas inaczej, niż wcześniej!?

Za największy, realny sukces Brexitu uznaje się dziś szybkość i skuteczność programu szczepień przeciwko Covidowi, na inne sukcesy przyjdzie Brytyjczykom jeszcze trochę poczekać a temat jest ciągle przedmiotem sporów i przerzucania się odpowiedzialnością, winą. Kandydaci na nowego lidera partii rządzącej od 12 lat (Sunak i Truss) obiecują, że oni w końcu będą tymi, którzy przekują Brexit w zwycięstwo.

Z całą mocą chciałbym podkreślić, że celem tego artykułu nie jest obrona UE lub krytyka samego Brexitu (jako określonej decyzji, procesu). Wskazuje raczej na to, że tak poważna decyzja nie może opierać się na zdobyciu populistycznego elektoratu, wygranych wyborach. Bez realnego planu na zrealizowanie określonych celów (także krótkoterminowych) trudno nawet marzyć o osiągnięciu globalnego (czy lokalnego) sukcesu, a opuszczenie struktur unijnych nie może być celem samym w sobie.

Opuścić z hukiem imprezę, która przestała nam się podobać tylko dla samej przyjemności trzaśnięcia drzwiami, bez konkretnych planów na przyszłość, to naprawdę żadna sztuka. Brytyjczycy powoli zaczynają to rozumieć. Czy nie zbyt późno? Czas pokaże.

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka