Marcin Tomala Marcin Tomala
2763
BLOG

Krach funta w cieniu ogromnych cięć podatkowych

Marcin Tomala Marcin Tomala Finanse Obserwuj temat Obserwuj notkę 34
Rynki finansowe zareagowały w sposób dość jednoznaczny na największe od 50 lat cięcia podatkowe w Wlk. Brytanii: kurs funta wobec dolara nie był tak słaby od 37 lat i drastycznie pikuje w dół, tracąc również na wartości w stosunku do innych walut (w tym euro i złotówki).

Nowy minister finansów Wlk. Brytanii Kwasi Kwarteng ogłosił dziś w tamtejszym parlamencie szereg awaryjnych rozwiązań budżetowych, mających na celu pobudzenie wzrostu gospodarczego i ratunek dla pogrążającej się w odmętach inflacji i recesji ekonomii.

Najważniejsze z prowadzonych zmian to cięcia podatkowe (usunięcie progu podatkowego 45% dla najlepiej zarabiających), oznaczające ogromne oszczędności/zysk dla najbogatszych rezydentów podatkowych Wlk. Brytanii. 

Co to oznacza w praktyce? Ogłoszony dziś "mini-budżet" rządu nowej premier Liz Truss dla zarabiających 25 tysięcy funtów rocznie pracowników zostawi ekstra (rocznie) w ich kieszeniach 280 funtów. Dla tych zarabiających rocznie milion funtów oznacza wzrost oszczędności w wysokości 54400 funtów rocznie.

Ponieważ w tym tygodniu ogłoszono również zniesienie na Wyspach limitów bonusów finansowych dla bankierów (jeden z realnych benefitów Brexitu, czyli opuszczenia struktur unijnych) konserwatywny rząd Truss jest dziś wyjątkowo mocno atakowany przez komentatorów, dziennikarzy i polityków partii opozycyjnej (Partia Pracy), że dba wyłącznie o interesy najbogatszej elity finansowej, kosztem klasy pracującej/najbiedniejszych.

Torysi bronią się, że chodzi o przejrzystość finansową, sprawiedliwość społeczną i pobudzenie wzrostu gospodarczego w pogrążonej w recesji ekonomii. Powtarzane jest jak mantra słowo: wzrost, wzrost, wzrost. Niektórzy złośliwie zauważają, że większe szanse na pobudzenie wzrostu ekonomicznego miałoby odwrócenie Brexitu i powrót do wspólnego, europejskiego rynku, lecz oczywiście to rozwiązanie z gatunku fantastyki politycznej.

Nie ogłoszono dziś żadnych nowych rozwiązań dla szarganych "kryzysem kosztów życia" zarabiających najmniej, sugerowane przez Kwartenga pomysły to zmiana pracy na lepiej płatną. Co wtedy zrobią z brakami pracowników w sektorach rolnictwa, opieki nad najstarszymi, supermarketów czy dostawcach trudno powiedzieć: automatyzacja ciągle jeszcze nie jest wystarczająca (zresztą trudno sobie wyobrazić maszynę opiekującą się 80-letnim dziadkiem) a źródełko z pracownikami napływającymi z biedniejszych krajów UE zakręcono.

Mająca się za nową "Żelazną Damę" Lizz Truss stawia wszystko na jedną, bardzo ryzykowną kartę. Zadłuża brytyjską gospodarkę o kolejne miliardy funtów licząc na to, że ta się odbuduje. Jeśli to się uda, zostanie bohaterką wspominaną podobnie jak jej idolka Thatcher. Jeśli nie, Torysi przegrają kolejne wybory i zostawią zrujnowany kraj dla swoich następców.

Który scenariusz jest bardziej realny? Osobiście nie jestem optymistą: wbrew pozorom i obiegowej opinii Wlk. Brytania to nie jest kraj, który cierpi przez nadużycia systemu opieki socjalnej, bezrobocie jest wyjątkowo niskie a budżet na przestrzeni lat najwięcej tracił nie na benefitach, lecz na nadużyciach i oszustwach podatkowych.

W ostatniej dekadzie mieliśmy również do czynienia z rekordowymi zyskami dla korporacji, rekordowym bogactwem dla elity finansowej (top 10%) i rekordową liczbą miliarderów. Dziś znów stawia się na tą właśnie kartę, licząc na to, że to bogactwo poruszy innowacje i wzrost gospodarczy.

Zresztą to całkiem ciekawe zadanie ekonomiczne: wzrost zarobków dla pielęgniarek, listonoszy, pracowników kolei, strażaków jest wg rządzących nieodpowiedzialny i szalony, gdyż wzmocni inflację. Więcej pieniędzy dla bankierów inflację ma z kolei osłabić, taka finansowa magia.

Rynki finansowe zareagowały na obraną strategię w sposób jednoznaczny: funt pada na naszych oczach, indeks FTSE 100 także spadł dziś o 2% i nastroje są wyjątkowo ponure.

Nie u wszystkich oczywiście: zarabiający rocznie 155 tysięcy funtów minister Kwarteng podarował sobie właśnie cięcia podatkowe, więc nie ma tego złego...


Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka