Pisanie o tupecie, arogancji i hipokryzji czołowych polityków rządzących państwem zaczyna przypominać walenie głową w wyjątkowo uparty i oporny na jakąkolwiek argumentację mur. Skala wykorzystywania (by nie powiedzieć złodziejstwa) systemu publicznych finansów w celach prywatnych lub marnie uzasadnionych jest porażająca. Króluje w sposób zaiste symboliczny marszałek sejmu Radosław Sikorski, którego buta współgra fantastycznie z intelektualną indolencją i milczeniem premier Kopacz.
Co tym razem? Okazuje się, że były minister spraw zagranicznych płacił fortunę za konsultację (tłumaczenia na angielski) przemówień swemu znajomemu, byłemu ambasadorowi Wielkiej Brytanii w Polsce, Charlesowi Crawfordowi. Z wyjaśnień resortu wynika, że przemówienia minister pisał sam, a Brytyjczyk tylko nanosił poprawki. Pan Charles Crawford nigdy ich nie pisał, a jedynie konsultowane były z nim wyłącznie anglojęzyczne wersje przemówień ówczesnego szefa MSZ. Zakres prac pana Charlesa Crawforda dotyczył poprawek o charakterze edytorskim jakie, jak zaznaczyliśmy powyżej, wynikały m.in. z tłumaczenia przemówień na język angielski. W latach 2010-2014 skonsultowanych zostało 14 wystąpień ministra Radosława Sikorskiego. Średni koszt konsultacji przemówienia wyniósł 19 tys. zł. Zamówienia konsultacji realizowane były zgodnie z obowiązującymi przepisami.
Jak podaje tygodnik Wprost, w tym samym czasie w MSZ zatrudniona była specjalistka ds tłumaczeń, którą okazała się być... córka Jacka Rostowskiego. Pojawia się więc oczywista konkluzja o marnotrawienie środków publicznych, zwłaszcza w kontekście, podobno znakomitej, znajomości języka angielskiego ministra Sikorskiego.
To jednak nie jest w tej sprawie najważniejsze - w świetle wydarzeń z roku 2012 i przyznania się Sikorskiego do faktu, że współautorem jego berlińskiego przemówienia był Crawford, należy zastanowić się całkiem poważnie nad suwerennością czołowego polityka obozu rządzącego. Czy fakt, że przedstawiciel obcego państwa ma tak szeroki wgląd w dokumenty przed ich oficjalnym zaprezentowaniem możemy traktować jako niegroźną ciekawostkę, czy jest to jednak kolejny dowód na skrajną nieodpowiedzialność i lekceważenie racji stanu przez Platformę Obywatelską?
Zakładając oczywiście, że to tylko wgląd w dokumenty - a nie ich bezpośrednie kreowanie, co biorąc pod uwagę okoliczności nie sposób na dzień dzisiejszy wykluczyć. Albo bowiem mamy do czynienia z bandą idiotów, którzy za grosz nie rozumieją podstaw racjonalnego i uczciwego funkcjonowania resortów publicznych, albo celowo narażają na szwank interes państwa poddając się wpływom obcych czynników. A to już się ociera o zdradę stanu.
Zachęcam do śledzenia: http://twitter.com/MarcinTomala
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka