kemir kemir
608
BLOG

Dyktatura fanatycznej mniejszości - część II

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 22

Pierwszą część tekstu zakończyłem dwoma zasadniczymi stwierdzeniami:
-  Nikt już chyba powinien mieć wątpliwości, że to nie jest wojna między Rosją a Ukrainą, ale wojna Zachodu ( głównie USA i W. Brytanii ) z Rosją na terenie i z męczeństwem Ukraińców.
-  My, Polacy, mamy gigantycznie ciężki bilans stosunków z Rosją i słusznie uważamy Moskwę, za odwiecznego wroga z imperialistycznym i roszczeniowym DNA, bez względu na tu, czy to Rosja carów, związek sowiecki, czy państwo putinowskie. Problem i nieporozumienia pojawiają się właściwie tylko przy "tej" wojnie", w której "ktoś" chce najwyraźniej wykorzystać naszą "narodową" niechęć do Rosji. Trzecim wnioskiem było sformułowanie tezy, że medialna wrzawa i wojenna histeria opierająca się na filarach skrajnej antyrosyjskości z jednej i "uwielbienia" Ukrainy z drugiej strony, niekoniecznie odzwierciedla rzeczywiste nastroje społeczeństwa. Ponieważ ona ściśle wiąże się z wyżej wymienionymi wnioskami, nie ma sensu tego wątku rozdzielać.


Pierwszym punktem chwilowo nie będę się zajmował, bo to temat - rzeka, tak naprawdę o tym, czym stała się "zachodnia demokracja" i jak ona się ma do tendencji tworzenia świata wielobiegunowego  -  preferowanego przez państwa skupione choćby w BRICS. Na dziś dla Polaków ważny jest punkt drugi i pytanie, po co nam ta fanatyczna rusofobia i ukrofilia.


Ciekawe jest to, że nikt dotąd nie zajął się fenomenem wyjątkowej jednomyślności polskiej klasy politycznej wobec wojny na Ukrainie. Od lewa do prawa, od Kaczyńskiego po Biedronia, twa licytacja kto jest bardziej proukraiński, a kto bardziej antyrosyjski -  co zresztą już dawno przybrało charakter tragikomicznej groteski. Rzecz jasna groteska zeszła na niższe poziomy i podobna licytacja trwa wśród rozemocjonowanej gawiedzi. Ten stan na szczęście powoli przemija, bo ludzi bardziej interesuje zawartość portfeli i pompa na stacjach paliw, niż kijowski dziad proszalny i jego wieczne skamlenie o kasę, broń i pełnoskalową wojnę. Pojawiają się wreszcie przytomne pytania, które zaczynają sobie zadawać Polacy, Ukraińcy i zachodnie media. Ale ów fenomen jednomyślności pokazuje, jak niewiele znaczy obecnie faktyczna obrona tego, co składa się na polski interes narodowy. Nikt nie pyta o zdanie rodaków, jak zapatrują się na radykalną dekompozycję narodowościową i tworzenie państwa dwunarodowego. Rządzący  podejmują decyzje, których skutki będą miały charakter dalekosiężny i nieodwracalny. Polityka faktów dokonanych, będących konsekwencją wojny na Ukrainie, jest jawnym lekceważeniem społeczeństwa w rozstrzyganiu żywotnych spraw o znaczeniu ustrojowym.


Moim zdaniem, analogiczną sytuację mieliśmy wcześniej - podczas tzw. pandemii. To w pandemii przetestowano, gdzie w lekceważeniu społeczeństwa jest granica jego wytrzymałości na ból. Dziś ci, którym lockdowny zniszczyły firmy, a "szczepionki" zdrowie, domagają się ukarania sprawców. Ciekawe, że jeszcze nie zwrócono nigdzie uwagi – co musi dziwić – na dziennikarskie (i blogerskie) hieny, które wspierały ten żałosny spektakl i brały w nim czynny, a właściwie kluczowy udział. Aktualnie, te same hieny, żywiące się pandemiczno - szczepionkową padliną, wspierają swoimi kłamstwami wojenne nastroje, podsycają fanatyczną rusofobię i tworzą fantasmagorię polsko- ukraińskiej jedności. To dokładnie te same media, te same hieny, te same środowiska, te same osoby. Dla przytomnych ludzi, którzy zachowali zdolność do samodzielnego myślenia i nie wyręcza ich w tym telewizor, jest aż nadto widoczne, że działa ten sam schemat medialnych zachowań, który obowiązywał podczas pandemii. Bo fakty są takie, że Polska nie ma żadnej wojny z Rosją. Rosja nie napadła Polski i raczej nie takiego zamiaru, bo zwyczajnie jest to zupełnie sprzeczne z jej interesami. Tylko ci, którzy mówili niedawno, że jesteśmy w stanie wojny z koronawirusem uważają inaczej, ale te słowa w świetle faktów warte są funta kłaków i nie mają żadnego pokrycia nawet w political fiction. Chyba, że za mocno rozdrażnimy niedźwiedzia - wtedy wszystko jest możliwe. Póki co jednak, żaden Polak nie musi brać udziału w innej wojnie ( co nie daj Boże) niż w obronnej. Obrona Ojczyzny jest obowiązkiem każdego Polaka, ale chodzi o własną Ojczyznę, nie o obce państwo, które było, jest i będzie nieprzyjazne, czy wręcz wrogie dla "Lachów".


Prawdopodobnie wojna na Ukrainie zmierza do swojego końca, chyba, że Zachód dokona czegoś desperackiego. Zjednoczone Królestwo i Stany Zjednoczone powoli, ale jednak, dochodzą do wniosku, że dalsze wojenne wspieranie proszalnego dziada w Kijowie prowadzi do destrukcji własnych gospodarek, a protesty społeczne są na tyle poważne i głębokie, że nie da się ich już lekceważyć, albo pacyfikować siłą. Paradoksalnie, społeczeństwa zachodnie wyciągnęły z pandemii wnioski i cytując Tuwima powiadają tak: Twoja jest krew, a ich jest nafta! Od stolicy do stolicy zawołaj broniąc swej krwawicy: "Bujać – to my, panowie szlachta!”


Być może mądre zachodnie głowy policzyły, że bardziej opłaca się inwestowanie w odbudowę zrujnowanej Ukrainy, niż w przemysł wojenny, który i tak ma swoje fizyczne i finansowe ograniczenia. Dogadanie się z Rosją co do podziału ukraińskiego "tortu" wydaje się być kwestią czasu, ze zdaniem Ukrainy nikt się raczej poważnie liczyć nie będzie - dla Zachodu "murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść". I tu zaczyna się - dla mnie niepokojąca - rola Polski, która w takim  układzie zostanie z niczym, a właściwie z milionami Ukraińców, którzy raczej prędzej niż później staną się w Polsce znaczącą politycznie mniejszością. Jeżeli mniejszością integrującą się z Polską, polskimi tradycjami i obyczajami, to nie mam nic przeciwko. Ale jeżeli będzie to fanatyczna mniejszość, brnąca w kult Bandery i podsycająca antyrosyjskość, to Polska stanie się tyglem w bałkańskim stylu - punktem zapalnym konfliktów narodowościowych i rusofobiczną beczką prochu, której eksplozja może spowodować dużo bardziej poważny konflikt militarny, niż ten na Ukrainie. Czy po to ktoś teraz urządził fanatyczny teatr polskiej nienawiści do Rosji? I seans "miłości" do Ukrainy, pomimo ewidentnych dowodów neonazistowskich "ciągotek" w tym dziwnym kraju i braku elementarnego rozliczenia się  nieludzkim okrucieństwem wobec Polaków z Wołynia? Tego oczywiście nie nie wiem, ale warto przy tej okazji sformułować proste  pytania dla tych, którzy dostają piany na ustach kiedy pada słowo "Rosja":


- Które przedsiębiorstwa kupiła Rosja lub Rosjanie w Polsce za bezcen, a następnie zlikwidowała przez tzw. wrogie przejęcia?
- Kto doprowadził Polską Armię do ruiny, tak że w tej chwili mamy zaledwie parę tysięcy żołnierzy zdolnych do walki?
- Czy to w Moskwie powstają prawa zakazujące w Polsce np. wędzenia mięsa i tego rodzaju absurdów?
- Kto limituje nam połowy ryb, produkcję mleka, cukru, etc.? Rosja?
- Czy to Rosja kontroluje handel w Polsce przez 12 największych sieci handlowych?
- A może Rosjanie przez podstawione osoby wykupują ziemie na zachodzie Polski?
- A są może w Polsce jakieś rosyjskie, lichwiarskie banki okradające ludzi z pieniędzy?
- Czy to Rosja zlikwidowała całe nasze gałęzie przemysłu takie jak stocznie, elektronika, hutnictwo, zbrojeniówkę?
- Czy to Putin nałożył na nas haracz za emisję dwutlenku węgla, przez co prąd kosztuje Polaków krocie?
- Czy Rosja w Polsce propaguje LGBT, demoralizację, niszczy rodzinę, patriotyzm młodzieży, zwalcza katolików?
- A może Rosja nie pozwala budować dróg tak, jak chcemy, ze względu na żaby przechadzające się od sadzawki do sadzawki?
- Czy Rosjanie roszczą pretensje do polskiego terytorium?
- Czy Rosja żąda od nas wysyłania kontyngentów wojskowych do Afganistanu, na Bliski Wschód czy Afryki przy okazji niszcząc nasze interesy i powiązania handlowe?
- Czy Rosja narzuca nam swojego rubla?

- Czy to Rosja kazała nam podpisać w 2006 roku traktat lizboński, który de facto zlikwidował suwerenność Polski?


Wiem, wiem, pytanie są tendencyjne i kontrowersyjne - zgoda. Ale te pytania można mnożyć i stawiać je bardzo konkretnie - co  wielu aspektach oświetli też rosyjskie zakusy podszyte odwieczną chęcią zdominowania Polski i podporządkowania jej sobie. Z tym dyskutować nie sposób, ale widać również, że nie rozumiemy i nie chcemy zrozumieć pewnych proporcji, które w naszym położeniu geopolitycznym powinny mieć fundamentalne znaczenie. Niestety, nie mają...




PS. Pytania o Rosję zaczerpnięte gdzieś z sieci.



kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka