kemir kemir
538
BLOG

Quo vadis prezydencie?

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 35

Nie jestem specjalnie gorliwym katolikiem, mam sporo naturalnie ludzkich wątpliwości co do istnienia Boga, chociaż wierzę w Stwórcę, który to wszystko, co nas otacza zaplanował, zbudował i urządził - łącznie z bezmiarem Wszechświata, Kosmosu i wielowymiarowych przestrzeniach, o jakich nie mamy pojęcia. Wiara w Boga ma to do siebie, ze gdyby ktoś dowiódł nawet, że Bóg nie istnieje, to i tak należałoby Boga wymyślić, choćby ze względu na Dekalog, który jest uniwersalnym, niepodważalnym i nieusuwalnym wyznacznikiem człowieczeństwa. Ale nie o wierze w Boga chcę tutaj pisać, chociaż ma ona tutaj sporo na rzeczy.


Bo oto zupełnie znikąd i niespodziewanie pojawił się w Polsce człowiek, który ma wszystko, co potrzeba, żeby wpisać jego nazwisko w chlubny poczet Wielkich Polaków. Tych, którzy jeśli nawet nie bezpośrednio spowodowali coś, co przyczyniło się do rozwoju Rzeczypospolitej albo - w naszych zniewolonych dziejach - do przywrócenia niepodległości, to przynajmniej dali Polakom nadzieje, wiarę i ducha walki o wolną, sprawiedliwą, dostatnią i suwerenną Ojczyznę. Jak na przykład Jan Paweł II, Paderewski, Dmowski, Piłsudski, Grot- Rowecki, Witos czy kardynał Wyszyński. Karol Nawrocki, a jego mam na myśli, wszedł bowiem do Pałacu Prezydenckiego może i drzwiami, ale razem z futryną i jak po swoje, nie pytając nikogo, czy tak można i czy wypada, stał się w kilka dni zaledwie, liderem i nie kwestionowanym przywódcą polskiej prawicy. Po jego wizycie w Białym Domu i przywitaniu przez Giorgię Meloni w Rzymie, nawet niemiecki "Die Welt", czyli klasyk Axel Springer, napisał, że Polsce "objawiła się nowa gwiazda polskiej polityki".


Nie chcę doprawdy stawiać tutaj przesłodzonej laurki prezydentowi Nawrockiemu, ale kiedy spojrzeć na pełne zachwytu komentarze nawet najbardziej liberalnych mediów zachodnich, to widać jak durnym, przeznaczonym dla ostatnich debili jest przekaz naszych "Onetów","GW" i tefałenów. Przekaz - rzecz jasna - będący karmą dla "silniczków" Giertycha i dla tych wszystkich "Kontków" oraz zawodowych trolli będących często posłami czy też poślicami PO. Polacy, którzy poszli głosować przeciwko Trzaskowskiemu mają powody do dumy, a jagodzianie od Tuska obgryzają z bezsilności paznokcie, wypisują takie brednie, że głowa mała, zajmują się każdą miną Nawrockiego i detalami modowymi Pierwszej Damy, a niektórzy...  nadal liczą głosy. To ta grupa - niestety - pokazuje w jakim miejscu bylibyśmy wszyscy, gdyby prezydentem został ciepłolubny, wypielęgnowany i wypieszczony chłopiec z dobrego domu, mówiący może dobrze po francusku, ale daleki od polskich spraw ludzi z blokowisk polskich miast i miasteczek, obcy dla polskiej wsi i zupełnie "niestrawny" dla konserwatywnej Polski, Kościoła i nawet dla środowisk "zdroworozsądkowych".


Prezydent Nawrocki przez dwa miesiące swojej prezydentury dał nam więcej nadziei, niż były prezydent Duda przez swoje 10 lat mdłej, a właściwie katastrofalnej kadencji - zwłaszcza w końcówce, kiedy upokorzył Polskę wielokrotnie przez sprawowanie nieformalnej funkcji wiceprezydenta Ukrainy. Nawrocki daje więcej nadziei, niż kilkuletni rząd Morawieckiego, sprawowany pod dyktando oddziału geriatrii z Nowogrodzkiej, że niby guzika nie oddamy, ale trzeba było oddać garnitur, koszulę, spodnie i buty. Za bezdurno, bo na koniec i gacie trzeba było zdjąć, żeby się przekonać - jak to mawiał kultowy "Kisiel": To, że jesteśmy w d*pie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać.  Stefan Kisielewski nie wiedział wszakże, że się w tej d*pie zdążyliśmy urządzić i nawet korzenie w niej zapuścić. Zatem niech ktoś zaprzeczy tezie, że nad Polską czuwa jakaś Opatrzność, jakaś ręka boska, która ciężko nas doświadcza bolesną historią pełną cierpienia i wyrzeczeń, ale od czasu do czasu wyciąga tą rękę wyszarpując nas z bagna w najbardziej krytycznych momentach. Jakby pamiętając o tym, że śpiewamy z dumą o tej, która jeszcze nie zginęła i prosimy "Ojczyznę wolną racz na zwrócić Panie..."


Ale...............................................


Nie można chwalić dnia o wschodzie słońca, dlatego z pochwałami dla prezydenta trzeba ostrożnie. Szczególnie, że po tych entuzjastycznie opisywanych wizytach zagranicznych i postawie wobec destrukcyjnego rządu Tuska, prezydent jakby - z punktu widzenia "tusków" i "żurków" - nieco spokorniał, chodzi grzecznie, jakby pasem od ojca oberwał, a i matka ścierą dołożyła. Może to moje mylne wrażenia, spowodowane obawą o "dudę w wersji 2.0", ale niepokoi mnie np. zmiękczenie stanowiska w kwestii absurdalnego rozdawnictwa pieniędzy i przywilejów dla Ukraińców, chociaż poniekąd rozumiem uległość i nie czynię z tego zarzutu. Na razie przynajmniej.


Dużo bardziej niepokoi mnie natomiast brak oznak, że prezydent Nawrocki będzie dążył do zbudowania czegoś na kształt ponadpartyjnego bloku wsparcia, który wprost wymusi na partiach zajęcie się państwem, a nie tym, czy uda się wygrać takie czy inne wybory, obiecując gruszki na wierzbie i zburzenie tego, co zrobili (lub nie zrobili) poprzednicy. Nawrocki, jeśli rzeczywiście chciałby się wpisać w poczet Wielkich Polaków, musi zdać sobie sprawę z tego, że najpierw trzeba zrobić w "tenkraj" drastyczne porządki, a to się tylko może udać wtedy, kiedy stworzy sobie ponadpartyjną armię ochotników - ludzi, którym się chce. Tak, jak trudno mieć wątpliwości, że ma on do tego wszelkie niezbędne predyspozycje i chęci - można mieć, niestety, wątpliwości, czy będzie mieć w sobie tyle determinacji, żeby bezlitośnie zrywać powiązania z PiS, które niczego nie zrozumiało, nie rozumie i rozumieć już nie będzie. Obecność w otoczeniu prezydenta np. Adama Bielana, to taka łyżka dziegciu w miodzie dotychczasowej postawy Nawrockiego.


Prezydent nie może i nie powinien opierać swojej siły na żadnej partii, ponieważ główną i śmiertelną chorobą Polski jest patologiczne partyjniactwo zasiane równo przez obydwie czołowe partie, które reprezentują wszystkie możliwe interesy... poza polskimi! Trzeba wreszcie przerwać, bądź ucywilizować ten zabójczy dla Polski cztero lub ośmioletni ping-pong, skutkujący zupełnym brakiem ciągłości podstawowej funkcji państwa, jaką powinno być planowanie rozwoju w kontekście jasnej i pragmatycznej (a nie reaktywnej) polityki zagranicznej. Wielkie, monumentalne budowle, np. katedry w Europie, budowane były przez kilka pokoleń i ci, którzy budowlę kończyli byli wnukami tych, co ją rozpoczynali. Przy czym ci, co ją projektowali zwykle już nie żyli. To właśnie nazywa się ciągłością określonej wizji i planu, bez której nigdy nic sensownego by nie powstało. Bez tego nie może też powstać sensowne, poważne państwo - to jest przecież oczywiste!


Jeżeli zatem Nawrocki nie uzbroi się w tarczę niezależności od PiS, to jak zwykle potwierdzi się, że nadzieja to cecha głupich i naiwnych. Tu jest prawdziwa "zagwozdka", bo PiS jako partia skrajnie proamerykańska, ale także gotowa podpisać się pod każdym unijnym szaleństwem za cenę akceptacji PiS w Brukseli i Berlinie, stawia tak czy inaczej Nawrockiego w trudnej sytuacji. Z tej prostej przyczyny, iż postawienie się Kaczyńskiemu, w jakimś stopniu (nie wiemy w jak dużym) oznaczałoby także postawienie się Amerykanom, którzy prawdopodobnie podzielili się Polską z Niemcami. Gdyby było inaczej, to - powiedzmy sobie szczerze - rząd Tuska byłby już tylko ponurym wspomnieniem. Amerykanie natomiast zadowalają się Nawrockim jako gwarantem status quo relacji polsko-amerykańskich, natomiast mało ich obchodzi niemiecka strefa wpływów polityczno - gospodarczych obejmujących Polskę i w ogóle Europę Wschodnią. Zresztą takie porozumienie niemiecko -amerykańskie zostało zawarte zaraz po zaprzysiężeniu Bidena (co starannie przemilczały media) i nic nie wskazuje, żeby zielone światło dla Niemiec przestało obowiązywać. Amerykanie zabezpieczają się dodatkowo na wszelki wypadek nowym ambasadorem, który nie kryje swojej nacji, jest jej ortodoksyjnym reprezentantem i chyba wiadomo, o czyje interesy - prócz amerykańskich - będzie dbać.


Niestety, ale optymistą w tej sytuacji być ciężko. PiS już bredzi o rychłym powrocie do władzy, ale prawda jest taka, że ramię w ramię z KO będzie waliło w Konfederację, co zaowocuje tym, że obecny układ rządzący nie tylko przetrwa najbliższe dwa lata, ale też przedłuży swoje rządy o następne cztery. Jeśli tylko Tuskowi uda się zagospodarować dziurę po Trzeciej Drodze, to do wyborów 2031 mają autostradę. Jedyną realną szansą, żeby ten scenariusz zatrzymać, to zbudowanie przez Nawrockiego ruchu pospolitego ruszenia. Jest na to teraz niepowtarzalne okienko do działania, bo wyraźnie widać europejski trend skręcania w prawo. Jeżeli z tego pod wodzą Nawrockiego nie skorzystamy, to czeka nas los orwellowskiej już W. Brytanii, w której Brytyjczyka spotka się tylko w rezerwatach lub w więzieniach, po ulicach grasują kolorowe gangi, a kuzyn z kuzynką może się legalnie rozmnażać.


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Polityka