kemir kemir
2010
BLOG

WyPiSany elektorat

kemir kemir PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 108

Na wybory samorządowe można, anawet należy spojrzeć z różnych punktów widzenia. Odtrąbienie przez Koalicję Obywatelską zwycięstwa jest medialną brednią, zwłaszcza wobec faktów, w które jednoznacznie pokazują, iż jej wyborczy zysk jest bardzo nieznaczny, szczególnie w odniesieniu do wyników PiS, które są wręcz radykalnie lepsze od tych sprzed czterech lat. Utrzymanie przez anty-pis stanu posiadania w miastach wynika z kilku powodów, wśród których dwa wyróżniają się szczególnie: pierwszym jest skonsumowanie Nowoczesnej, drugim zmasowany atak przy użyciu wszelkich dostępnych środków agresji na pozycje zajęte przez Zjednoczoną Prawicę. Jak na kaliber użytych środków, wybory samorządowe pokazały, że opozycja jest słabsza, niż mogło to wynikać z sondaży, jej deklaracji oraz chwilowych wzrostów poparcia. Platforma zyskała trochę lewicowych wyborców, ale straciła sporo konserwatywnych. I pokazała, że właściwie nie ma skąd brać kolejnych zwolenników.

Faktem jest też jednak, że Zjednoczona Prawica - w kontekście przegranej w miastach -  obnażyła wszystkie swoje słabe punkty obrony, które koniecznie trzeba naprawić po to, żeby można było spokojnie myśleć o kampanii do Parlamentu Europejskiego oraz do Sejmu i Senatu. Najsłabszym punktem obrony okazała nieudolność PIS w wojnie, która skoncentrowała się na bredni o Polexicie, wokół którego wybuchła prawdziwa histeria, starannie podsycana przez sprzyjające anty -pisowi media. Dla Zjednoczonej Prawicy musi tez stać się oczywiste, że w czekających nas w 2019 r. dwóch kampaniach nie może być żadnych wewnętrznych gierek ani konfliktów, graniczącego z dziecięcą naiwnością przykrywania niewygodnych tematów - które zresztą często samemu się wywołało - i nade wszystko wywołującą politowanie prymitywną propagandę w TVP, która ma byc pierwszą linią frontu z nieprzyjaznymi mediami. Z tym wszystkim można i trzeba sobie poradzić, natomiast PIS nie zmieni jednego, najbardziej istotnego czynnika - wyborców.

Wybory w miastach pokazały, że polskie społeczeństwo przeżywa poważny kryzys wartości i staje się w znaczącej części społeczeństwem upadłym moralnie. Zwycięstwa Zdanowskiej, Adamowicza, Majchrowskiego czy nawet Trzaskowskiego, w zdrowym moralnie społeczeństwie nie miałyby prawa się zdarzyć, byłyby czymś nie do pomyślenia, a samo kandydowanie tego typu person graniczyłoby z groteską. Ich wygrane wytłumaczyć można tylko opisem współczesnej relacji prezydent miasta - obywatel, który to opis spuentować może tylko jedno, najwłaściwsze i znane od lat w psychologii określenie - syndrom sztokholmski. Powstało ono na gruncie zjawisk kryminalnych, ale przecież gołym okiem widać, że kiedy jakiś "układ zamknięty" chce zachować swój kształt i trwanie, gotowe jest potraktować swoich wyborców jak ofiary tym syndromem dotknięte. Zatem nazwanie tej relacji syndromem sztokholmskim jest całkowicie zasadne. Miasta stały się enklawami różnego rodzaju układów zamkniętych, bo mieszkańcy do tego się po prostu przyzwyczaili. Mało tego -  wielu uznało je za coś naturalnego, za trwały pejzaż swojej codzienności. I jeśli chcieliby zmian, to tylko takich, które jeden układ wymienią na inny, nieco świeższy, ale tak samo patologiczny. To trochę tak jakby brud na ciele zamiast zmyć tylko przypudrować. Bo do smrodku już przywykli, ale brud widoczny z daleka trochę mniej razi. Gorzej, że prawie wszyscy zaakceptowali to, że to nie miejska władza ma się przystosować do potrzeb ludzi, ale ludzie do potrzeb tejże władzy.

To dowodzi słabości państwa, które wobec miast utraciło moc tworzenia zasad określających podstawy prawne, społeczne i gospodarcze. Oczywiście władza państwa w tych obszarach przeniosła się pewnie zupełnie gdzie indziej. Ale tak za bardzo nie wiadomo gdzie. To jest właśnie rozproszeniem odpowiedzialności, na której korzystają układy w miastach. I nikt ani nie wie jak taki stan rzeczy zmienić, ani do tego nie dąży, bo to najpewniej proces rozłożony na pokolenia - chyba, że nastąpią sprzyjające warunki zewnętrzne i wewnętrzne dla przeprowadzenie autentycznej rewolucji. Na dziś jednak polskie miasta, w których nadal rządzić będą pomazańcy różnorakich układów zamkniętych i przez te układy finansowani (oczywiście pod blatami stołów), umocnią swój nieformalny status  miast - państewek niezależnych od państwa - zwłaszcza od niesprzyjającego im "państwa pisowskiego". "Królowie" tych enklaw wydają się być nie do ruszenia i to bez względu na rozmiar własnej bezczelności i samowoli, bo zostali wybrani przez poddanych - mieszkańców, którzy zapewne nie mają pojęcia, że są godnymi pożałowania ofiarami syndromu sztokholmskiego. Tym bardziej, że obok tego syndromu, społeczeństwa miejskie zżera jeszcze druga przypadłość – syndrom bezczynności i oczekiwania. Czekają oni na Supermana, który przyjdzie i załatwi za nich wszystkie istotne sprawy. A nawet zburzy te miejskie Ratusze- Bastylie i pogoni układy. Problem w tym, że oni w tym nie wezmą udziału - pójdą najwyżej w trzecim szeregu, tak żeby nie stracić dobrego widoku i żeby się nie upaćkać. Z drugiej strony oni chyba wiedzą, że klęska układów byłaby także ich klęską. Bo jak tu żyć, kiedy ta nowa władza, a nóż, a widelec, zajrzałaby tam i ówdzie, albo nie daj Boże powiedziałaby: rób coś, daj coś od siebie miastu. To już lepiej jednych na drugich nie wymieniać.

Nie sądzę, żeby kiedykolwiek TEN Pis zdobył TEN  elektorat. WyPiSać tego elektoratu z list wyborców tez się nie da. Warto sobie natomiast uświadomić, że PiS nigdy nie będzie partią elektoratu wielkomiejskiego i nie może tracić cennej energii na jego "kupienie". Zresztą czym ten elektorat kupić? Ci ludzie nie czytają i nie analizują programów wyborczych - ich to zwyczajnie nie obchodzi, albo są za głupi na proste analizy. Nawet gdyby Jaki obiecał każdemu sztabkę złota i tak przegrałby z Trzaskowskim. Z drugiej strony, spotkać można opinie, że należy im zabrać 500 plus i obok, pięknych, zamkniętych osiedli wybudować szałasy dla uchodźców. Czy cokolwiek by to zmieniło? Wątpię - taka to karma, trudno, należy to przyjąć z pokorą. Najważniejsze jest w tym wszystkim to, że tam, gdzie PiS miał wygrać - wygrał i to zdecydowanie. Partia Jarosława Kaczyńskiego pewnych rzeczy jednak nie przeskoczy, bo wszędzie wygrać nie da rady - to jest po prostu fizycznie niemożliwe. A elektorat z syndromem sztokholmskim niech się cieszy ze zwycięstw swoich prześladowców, niech wielbi ich i kocha nawet (miłością platoniczną) - do dnia, w którym sam zrozumie , jak bardzo jest żałosny i nieszczęśliwy.  A na dodatek zobaczy, że na złość babci odmroził sobie nie tylko uszy.


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka