Wojciech Olejniczak Wojciech Olejniczak
55
BLOG

Przedszkola zamiast bonu oświatowego

Wojciech Olejniczak Wojciech Olejniczak Polityka Obserwuj notkę 7

Jak bumerang wraca koncepcja bonu edukacyjnego. Minister Hall w tej sprawie jest niezrażona wcześniejszymi porażkami. Teraz w sukurs idzie jej nowa wiceminister edukacji.

O co chodzi dokładnie z bonem edukacyjnym? Pomysł polega na tym, że publiczne pieniądze na edukację przekazywane mają być rodzicom w postaci „bonu”, za pomocą którego mogliby oni pokrywać koszty kształcenia swojego dziecka w dowolnie wybranej szkole. Koncepcję tę stworzył jeszcze w latach 50. Milton Friedman. Jego pomysł nie podbił władz edukacyjnych na całym świecie. Dlaczego? Bo diabeł tkwi i szczegółach. I dlatego też nie do końca wiemy, co na myśli osoba mówiąca o bonie edukacyjnym.

Z pozoru wszystko wydaje się proste i sprawiedliwe. Każdemu dziecku taką samą kwotę pieniędzy do wydania przez jego rodziców. Niestety sprawiedliwe to nie jest. Dlaczego? Bo koszty funkcjonowania szkoły w dużym mieście od kosztów finansowania szkoły na wsi. Zresztą różnicę w kosztach funkcjonowania szkół pojawiają się w tych samych miejscowościach. I nie są im winni niegospodarni dyrektorzy, ale po prostu wiekowość budynków, w których mieszczą się szkoły.

Po drugie rodzice mając pełną swobodę wyboru dla swojego dziecka będą wybierać szkoły najbardziej prestiżowe. Uczynią to jednak tylko nieliczni, ci którzy mają świadomość znaczenia edukacji dla rozwoju swoich potomków. Reszta rodziców pozostawi swoje dzieci w okolicznej kiepskiej szkole, które będą się jeszcze bardziej degenerować. Ponadto wyobraźmy sobie, że do jednej ze szkół rodzice chcą posłać więcej dzieci, niż jest ona w stanie przyjąć? Jakie kryteria będą decydować o tym, którzy uczniowi uzyskają możliwość pobierania nauki w tej popularnej szkole?

Poza tym w dzisiejszym systemie oświaty pieniądze również idą za uczniem. Tylko w sposób mądrzejszy, uwzględniający różnice między szkołami. W obecnych realiach lepsze szkoły i tak wygrywają. Chodzi o to, aby tym słabszym podawać pomocną dłoń a skopywać je w przepaść.

Pomocną dłoń należy podawać również dzieciom dopiero zaczynającym naukę. Zapoznałem się wczoraj z raportem Europejskiej Sieci Informacji o Edukacji „Eurydice”. Wynika z niego, że pod względem współczynnika maluchów chodzących do przedszkola jesteśmy na szarym końcu Unii. Do przedszkoli chodzi tylko 30 proc. polskich trzylatków, 40 proc. czterolatków i połowa pięciolatków. W większości państw Europy współczynnik ten grubo przekracza 90 proc. i zbliża się do setki. Jedynym wyjściem z tej sytuacji – pisałem o tym już wielokrotnie – jest przejęcie finansowania edukacji przedszkolnej przez państwo.


Moim zdaniem wszystkie reformy systemu edukacji w Polsce należy zaczynać właśnie od zapewnienia maluchom dostępu do przedszkoli. Zapomniał o tym za czasów AWS-u minister Handke i skończyło się reformą, którą dzisiaj reformuje minister Hall. Ale również ona zapomina o przedszkolakach. Z ministrów edukacji pochwała należy się natomiast Krystynie Łybackiej, która rozwiązała problem edukacji w zerówkach. To był krok w dobrym kierunku. Niestety kontynuatorów brak. Zamiast tego mamy egzotyczne propozycje bonu oświatowego – nie tędy droga!

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka