Durni jednak ci polscy szantażyści. Szantażując kogoś z PiS-u dostaliby wyrok w zawiasach, jeszcze przed nim opublikowaliby ze dwie książki stając się jednocześnie ekspertami od szantażu w telewizji oraz mogliby się doczekać własnej hagiografii w Dużym Formacie. Niestety, durny to durny – pójdzie teraz jeden z drugim do paki jak nic, a sławy polizać nie zdoła.
Rację ma Rolex zauważając, że już tam w warsztatach z pogiętych niemożliwie blach sprawy Piesiewicza klepie się w adwencie (radosne oczekiwanie!) wehikuł gotowy do odpalenia na same święta. Już przeglądane są zdjęcia z Naszej Klasy z balu przebierańców w przedszkolu, już telefony się grzeją z niewinnymi pytaniami o studenckie wycieczki do Amsterdamu, już niewinne (?) sauny fińskie są pod ostrzałem nie wspominając o tym, że być może ktoś w solarium przyuważył, że majty jakiś poseł miał „takie jakby liliowe”.
Na pierwszy ogień poszło zapewne gorączkowe poszukiwanie jakichś sensownych szantażystów, na spytki branie Rutkowskiego, bo może coś słyszał, kopanie akt prokuratury jednej, drugiej i piątej…, słowem – rycie w pocie i znoju. Ciężko jednak dobrać się pisiakom do skóry, bo – paczpan – kołtuny i mohery i ciemnogród w ogóle taki, że…, no właśnie.
Ciekaw jestem tego sklepywanego właśnie wehikułu, bo pewien jestem na setkę, że tak tego nie zostawią. Że wyczarują zdjęcie Kamińskiego, który w 1972 roku przywdział pióropusz indiański, że posłanka była u wróżki na spotkaniu maturalnym, że inny poseł jak był na Filipinach, to założył sari, a tamten przecież jak byk stoi tu w szkockim kilcie, toż to spódnica, a on nie baba!

Analitykom raz jeszcze podrzuci się całe zbiory danych o Kaczorach – obyczajówka siedzi, marszczy się, nowe ekierki przykłada, strategie i narracje stosuje, algorytmy oddziaływania społecznego wyprowadza. I co? I słabo idzie, czynowniki kręcą się, godziny zarywają, a zegar cyk cyk cyk...
No ale może dojść jednak i do tego, że paliwa czystego szantażu nie naleje się do zbiornika, bo nie wyczarujesz przecież, więc trzeba się będzie rozejrzeć za jakimś surogatem. Aby choć drgnęło z miejsca.
A na koniec do baku wody się wleje i…, pojedzie. Zobaczycie, pojedzie, aż się zakurzy!
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka