Na początek powiedzmy sobie od razu, że prawybory w Stanach z prawyborami w PO mają tyle wspólnego, co polowanie z nagonką ze - świniobiciem. Z polowania wprawdzie jest więcej uciechy, ale ze świniobicia – więcej żarcia. A Platformie o uciechę nie chodzi; to się chyba wszyscy zgodzimy!
Powoli: poinformowano, że prawie 50 tysięcy członków Platformy Obywatelskiej będzie miało prawo zagłosować na Radka versus Bronka bądź abarotna. Uznać można (bez symptomów nadużycia), że członkowie owi samym już projektem zostali odgórnie związani z prawyborami. Wolni najmici: „Masz tu kartkę, głosuj na kogo chcesz z tych dwóch z PO” - powiedziano im i pytanie co z takimi, którzy wprawdzie składki płacą, ale może i chcieliby zagłosować na np. Tymińskiego, jest mało eleganckie.
Zatem 47 tysięcy – jak słyszę – zagłosuje tak albo owak. Rzeczą oczywistą jest, że kandydat „przegrany” (oczywiście już w sztabie PO trwają narady jakby tu ominąć w przyszłości to niewygodne słowo) podziękuję za grę fair i poprosi swoich zwolenników o przewekslowanie poparcia osobniczego na stadne.

Jako, że nic nie dzieje się w próżni (co wypominała mi Anna), członkowie owi żyją w komórkach społecznych zwanych niekiedy rodzinami. I cała zabawa z „prawyborami” siłą rzeczy obejmie domy i majętności całe. Jeśli zatem głowa rodziny należąca do PO (jak się w rodzinie należy do PO, to chyba się musi być głową, zrozumiałe) zadecyduje w swoim sumieniu na Bronka albo Radka, to zakładam sobie roboczo, że i współmałżonka, partnera czy tam kogo – w toku wieczornych dyskusji „co byś poradziła, na kogo zagłosować?” - przyciągnie.
Robi się z tego prawie 100 tysięcy głosów!
Pamiętajmy, że są jeszcze dzieci względnie wychowankowie, którzy z samej struktury wieku – legitymizując się prawami wyborczymi – poprą słuszną sprawę. Jeśli moje wyliczenia nie są błędne, nie są ekstrapolacyjne, to – mamy na wejściu 150 tysięcy głosów na kandydata PO.
A 150 tysięcy szabel „na dzień dobry” to już armia. I o to chodziło!
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka