Pakuję klamoty na wizytę w Polsce (już za chwileczkę, już za momencik) i uświadamiam sobie raptem, że „Polska” obecnie dla mnie to już nie jest: „normalka”, ale: „przygoda”. Początkowo nie dopuszczam do siebie tej myśli, ale ona, natrętna, wraca i uczciwie muszę przyznać, że jest pobyt w Polsce dla mnie – przygodą właśnie.
Lekką grozą mnie to przejmuje zaraz po uświadomieniu sprawy, bo kogo jak kogo, ale siebie przecież nigdy nie podejrzewałbym o zmarginalizowanie, niechby nawet podświadome, Polski, a tu masz! Jest na marginesie, a nie w centrum. Nie w Polsce przecież prowadzę swoje „życiowe interesy” jak to ujmuje któryś z formularzy podatkowych, nie w Polsce jem i śpię, nie polskie słońce mi przyświeca i nie deszcze polskie mnie moczą. Ale z drugiej strony wiem, że nic innego we mnie nie ma, bo być nie może, niż Polska właśnie.
Dzielę się sprawą i słyszę w odpowiedzi, że mam wywichnięty mojej wydumanej Polski wizerunek, że ona jest w każdym z nas i tylko od nas niby zależy, czy mamy ją w sercu czy nie mamy. Poddaję więc w wątpliwość to twierdzenie mówiąc, że w takim razie dlaczego czuję się jakbym jechał do jakiejś zagranicy, a nie do siebie?
Na to słyszę, że pewnie przekarmiłem tę Polskę w sobie, wynaturzyłem zarówno ją i siebie, że pewnie na bazie własnych wyobrażeń zbudowałem sobie byt nierzeczywisty, frankensteina jakiegoś, że w życiu w ogóle i w Polsce w szczególe jest więcej światłocienia... - Zobaczysz tę życzliwość ludzi wobec siebie na ulicy i na dwupasmówce i ci przejdzie... - dowiaduję się na koniec.
Pakuję się dalej, głową kręcę, dziwne. Najdziwniejsze w życiu. Poważnie.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości