Mój udział w politycznym kongresie pana Palikota w Sali Kongresowej należy odczytać jako wyraz bezinteresownego poparcia dla formy i stylu przezeń prezentowanego. I treści. Jestem do cholery niezależnym artystą/dziennikarzem/celebrytą i nie zapominajcie o tym! Oddzielmy politykę od sztuki!
Takiej, mniej więcej, deklaracji spodziewałbym się od przedstawicieli żyjącego z wytworów własnego mózgu „komitetu poparcia” szykującego się do Kongresowej. Może warto byłoby dodać w deklaracji owej, szeroko pojętej, artystycznej niezależności, że: „pan Palikot nigdy mnie nie sponsorował w żadnej formie, bo wtedy swoją obecność na tym politycznym wiecu odczytywał(-a)bym jako niewolniczy trybut i formę okazania wdzięczności za wcześniejsze wsparcie. Stawiałoby to przecież moją znaną przecież powszechnie niezależność - w złym świetle!”.
Oczywiście nie można negować mechanizmów szlachetnego mecenatu. Przecież pan Palikot mógł wcześniej sponsorować artystę, a dzisiaj artysta ma właśnie takie samiuteńkie oglądy świata przedstawianego i przedstawionego jak i sam sponsor, więc odmówić – w odruchu serca - nie może! I ja to rozumiem! I mam stosowną wersję: „Jestem niezależnym artystą, pan Palikot mnie sponsorował, ale myślę tak samo jak i on, więc popieram go i nie będę dowodził, że nie jestem wielbłądem”. Tak bym to może widział.
I ostatnia deklaracja by mi się też przydała: „Jestem niezależnym artystą, nigdy Palikot mi niczego nie dał, ale myślę, że może mi kiedyś coś da, więc na wszelki wypadek jestem tutaj ze swoją formą, jego formą, treścią, stylem i czym tam jeszcze pan Palikot zechce. Może i mi coś odpali jak będę skakał wysoko i długo”.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka