Byłoby zabawne, gdyby nie było groźne: głosy oburzenia sypią się na ludzi, którzy chcą „wykorzystać” Wszystkich Świętych bądź Dzień Zaduszny dla przypomnienia Katastrofy Smoleńskiej i tym samym dla poparcia ducha, bo przecież nie litery - PiS-u.
Że to zawłaszczanie dnia zadumy i modlitwy; desakralizacja czasu poświęconego tym, którzy odeszli, rozpraszanie skupienia tych, którzy idą na cmentarze jak Polska długa i szeroka, by oddać się oczyszczającej duszę refleksji.
Pisałem już wcześniej, że przeklętym błędem było wyjęcie spod kampanii prezydenckiej sprawy nie poddającej się wyjęciom. Czyli celebrowania żałoby po 96 ludziach, którzy zginęli 10 Kwietnia. Wtedy to bowiem okazało się, że żałobę można przesuwać. A jeśli można przesuwać to już też można okrajać, stroić we fiolety zamiast w czerń, strącać ją w sferę profanum, patykiem szturchać.
I ludzie, wbrew sobie, choć w dobrej wierze, poddali się temu podszeptowi.
Dzisiaj czytam pełne dezaprobaty stękania, że jeden z drugim chce na cmentarzu odprawić nieomal misteria milczenia i zadumy i ludzie, którzy zechcieliby w tych dniach w jakikolwiek sposób przypominać o zmarłych stanowić będą awangardę brudnej polityki. I że powstanie „medialny zgiełk” profanujący dzień zadumy.
Oto ktoś przekonuje nas, że są dobre i niedobre dni dla okazywania swoich uczuć. Dociera to w ogóle do was? Zgiełk medialny związany z prowadzoną przez aktorów zbiórką na renowację cmentarzy nie jest zgiełkliwy, ale przypominanie o śmierci w Smoleńsku – jak najbardziej. Bo to pierwsze jest już tradycyjne i pobłogosławione przez TV, a to drugie nie i jeszcze długo, długo - nie.
- Ten dzień jest dobry, możecie okazywać swoje smutki, ale ten nie jest dobry... - tak mówi system i niedługo pewnie do gw dołączony zostanie kalendarzyk do naklejenia na lodówkę, żeby się wam przypadkowo nie pomyliło.
Wszystkim, którzy podzielają takie ujęcie sprawy zalecam spacerek do najbliższego sklepu narzędziowego, gdzie można kupić - za małe w sumie pieniądze – gumowy młotek.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka