Cyganów w Irlandii nie było chyba nigdy, ale teraz już są i jest to dowód na kurczenie się świata.
Ostatnio policja (nazywa się tu "Garda") ma robotę, a prasa pożywkę, bo ekipa w sile 60-80 osób zamontowała się w krzaczorach koło trójpasmowego ronda przy dublińskim lotnisku i tam powstała, ni mniej ni więcej, taaadammm! pierwsza na Wyspie regularna wioska cygańska.
Pewnie gdyby tam siedzieli i swoje patelnie rytualnie tłukli, to byliby potraktowani jako odłam neohipisów, ale że ż(r)yć trzeba, więc na pobliskim jak się rzekło trójpasmowym rondzie pojawiły się pierwsze baby w spódnicach, w jednej ręce dzierżące dzieciaka, a w drugiej - tekturowy kubek.
Przed rondem przyhamować trzeba, więc lawirując baba jedna z drugą dopadały ryżogłowego Ajrisza i realizowały w nieznanym mi języku prośbę o datek.
Irlandzcy kierowcy nie za bardzo mogli się jednak połapać o co tu się rozchodzi, bo żebraków wprawdzie własnych mają, ale są oni kompletnie statyczni i leniwi i proceder uprawiają raczej z nudów między jednym, a drugim, a trzecim posiłkiem dziennie hojnie rozdawanym przez irlandzki socjal dla tych, co to im się nie chce nawet zarejestrować.
Gorzej, że rondo jest jedno, a bab 30 dziecięcego drobiazgu już nie licząc!
Nie minęło czasu mało-wiele i na dublińskich polach elizejskich czyli na O'Connell Street pojawiły się wspomniane wcześniej baby. Z dziećmi oczywiście.
Metody pracy w śródmieściu zostały twórczo rozwinięte, bo do pobierania datków od kierowców ze stojących na światłach samochodów dołączono:
- sprzedaż złotych łańcuchów i łańcuszków;
- sprzedaż zegarków;
- sprzedaż telefonów komórkowych;
- umilanie pasażerom LUAS-a i DART-a (tramwaj i kolejka) podróży wokalizą z akompaniamentem harmoszki;
W końcu jednak ktoś się gdzieś puknął w czoło i na miejsce wysłano patrol wspomnianych na początku Strażników Pokoju (rozwinięta nazwa Gardy). Strażnicy owi nie zrobili na mieszkańcach Gipsy Residential District żadnego wrażenia, bo po pierwsze: "Nicht fersztejen Yugoslawia" (które to zdanie wprawia w popłoch mundurowych całego świata, możecie sobie sami sprawdzić), a po drugie: Garda w o g ó l e nie nosi broni, a co to za rozmowa Cygana z nieuzbrojonym funkcjonariuszem?! Śmiech na sali.
Stanęło na tym, na czym stało wcześniej czyli wioska się rozwija, a Irlandczycy mają pasztet choć nie wiedzą, jak się go je.
Kończąc: oczywiście są to Cyganie..., ups - sorry, Romowie rumuńscy, przepraszam... - Rumuni - w związku z rozszerzeniem się Unii na ten kraj.
Ale prasa tutejsza się nie pieprzy i czołówki są o Wild Gipsys i tyle.
Tylko koni, tylko koni, tylko koni żal!
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka