Sumienie mi stwardniało na obczyźnie i pewnie wzmiankować bym nie musiał, ale trup leżał na schodach komisariatu policji zwanej w Irlandii „Gardą”. Prawdziwy trupi trup z oznakami rozkładu w biały dzień leżał na jednej z głównych ulic (North Circular Road), stolicy Irlandii, leżał i się nie ruszał i czekał na mnie... Przestąpiłem to ice-body i wgramoliłem się „na posterunek” dać znać, co się dzieje na schodach...
Dodam dla sprawiedliwości i rzetelności tego skróconego zeznania, że nie rzuciłem się na trupa z metodą usta-usta. Trup owy (płeć męska, wiek – 45, dwukrotna na oko womitacja i permanentne luzy w zimeringach przednich) leżał w kałuży i w słońcu i w szponiastej dłoni dzierżył puszkę piwa bądź po piwie. Ale dzierżył.
Zbił mnie też z tropu posiadaniem wąsa; atrybutem względnie rzadkim na ulicach Dublina.
Wąsem jednak nie przekonał mnie do tego (już widzę, że czytacie pointę i myślicie – Polak - ale: pudło!), że przybył tu znad Wisły i Buga – żaden Polak tu w Irlandii nie zrobiłby takiej głupoty i nie podstawił się na leżaka na schodach Gardy.
Dlaczego nie? A bo nie ! – setki razy powtarzam, że Polacy w Irlandii stanowią zupełnie inną kategorię od ziomków bujających się po Grecji, Niemczech, Portugalii, Holandii i gdzie ich (nas) jeszcze wywiało. Tu by tego nie zrobił!
Przestąpiłem c i a ł o i wszedłem do komisariatu. Zamknięte. Nawet dzwonka nie ma. Walę w drzwi z szybką, coś się rusza...
Wychodzi panna umundurowana.
- He, Hjuston, macie problem... – mówię wskazując kolesia.
- Uuueaa? – pyta ona.
Pokazuję paluchem ponownie i w sukurs pannie przylatuje kawaler w mundurze. Oczywiście najpierw gapią się na mnie, jakbym to ja tego trupa tu przytaszczył, myślą: „czego on nam tu zawraca dupe?”, ale ja ani myślę się ruszyć czekając na akcję policji kraju tygrysa celtyckiego.
Dialog na schodach:
- Napity po meczu... – mówi ona.
- Kto grał? – pytam.
- Dublin z Cork. Wygraliśmy... – mówi on.
- A w co?
- W hurling!
- A skąd wiecie, że napity, a nie trup? Jesteście lekarzami?
- Widać, że napity przecież..., aaa – ty jesteś lekarzem?!
- Jestem, ale nie mam licencji! Moim zdaniem trup!
- A może nie?
W Polsce po takiej akcji frunąłby minister spraw wewnętrznych nie wiedząc, że w ogóle frunie, a cała ta banda z posterunku przy NCR szukałaby już teraz roboty w hinduskim take away-u na stronie fas.ie.
A gdyby to był trup (nie wiem, wracałem po pięciu minutach, to kałuża na schodach tylko była), to pewnie premier by się musiał pofatygować do wyjaśnień.
Że lepiej? Że gorzej?
Nie!
Lato, luz i niedziela w Irlandii.
No i kawaler z panną w mundurach w opustoszałym posterunku Gardy przy North Circular Road.J
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka