Partie nie zostawią pstryk, ot-tak, miliona na Wyspach (niektórzy mówią, że 2 milionów dwunożnych legitymujących się Orłem na paszporcie). O to, na kogo zagłosuje polska większość w Dublinie czy Londynie nie pytam, bo wiem. O to, co skroją krawcy w sztabach wyborczych pytam, bo nie wiem.
Wiecie, co jest jedną z podstawowych potrzeb w „polskim domu” tutaj? Nie wiecie. To wam powiem: talerz satelity za oknem. Jeśli ktoś nie ma, to będzie miał. Bo to mecz, bo to informacje z kontynentu i z Polski, bo to bajka po polsku dla dziecka, (ile można oglądać Epokę Lodowcową z dvd?), bo to taki świecki szkaplerzyk, że „mamy Polskę za plecami” czyli w świadomości.
Wspominałem wcześniej, że dudni w przykładowym dublińskim pubie Zagłoba (który skupia reprezentatywną grupę Polaków na Wyspach) głównie TVN 24. Jeśli coś informacyjnie dudni, to właśnie to. Chyba, że się ktoś upomni o Teleexpres. Dudni w sypialniach i polskich living roomach. Dudni, bo stacja ta jest jak komiks czy wspomniana bajka dla dzieci: bity prostych informacji, które skłaniają do – pożal się Boże – dyskusji.
Z dyskusji tych oczywiście wynika, że właśnie przez Kaczorów szwędamy się po tych Irlandiach, a ostatnio usłyszałem nawet, że „rząd nie robi niczego dla narodu”. Poprosiłem o rozwinięcie, ale usłyszałem, że nie robi dla narodu i tyle, a coś powinien robić. A oni tylko się kłócą, a znowu on ma kredyt do spłacenia i jeszcze nie wiadomo, jak tam żona się prowadzi pod Pułtuskiem albo pod Kaliszem...
Jeśli ruszymy tyłki i pójdziemy do konsulatu zagłosować, to PiS-u nie widzę. Nie, że na PO czy LiD zagłosuje pokolenie Aerlingusa. Po prostu przeciw Kaczorom, przeciw ostatnim wspomnieniom z Polski.
Będę relacjonował zmagania stąd. Na razie 0-0, choć już bąkają coś tam dziennikarzom na odczepne. To błąd, że tylko na odczepne.
A tak przy okazji: najchętniej odwiedzanym w Dublinie „polskim” supermarketem jest LIDL. Cóż za pole do popisu dla sztabu LiD-u!
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka