Kiedyś w Polsce było tak, że trzeba było żyć godnie, żeby po śmierci ksiądz na poświęconej ziemi zezwolił pochować. Ludzie dobrze wiedzieli, że jak popełnią samobójstwo, to zostaną zakopani za murem cmentarza. Niby nic, bo co tam samobójcy poświęcona ziemia czy decyzja klechy, ale zawsze był to jeden temat więcej do przemyślenia podczas skręcania pętli.
Że chcę powiedzieć, że było przez to mniej samobójstw?! Myślę, że tak właśnie chcę powiedzieć, choć przecież żadnych statystyk samobójczych sprzed XIX wieku nie znam. Samobójstwo to sobie mógł urządzać u Sienkiewicza fikcyjny pan Michał Jerzy Wołodyjowski w Kamieńcu Podolskim. Albo u Mickiewicza rzeczywisty Julian Ordon na reducie numer 54. Z tym, że Ordon przeżył swoje samobójstwo i nawet w 25 lat po nim spotkał się z Mickiewiczem w Bułgarii.
„Żeby moje kości po śmierci nie tułały się po świecie” – tak mniej więcej brzmiała jedna z najważniejszych prawd człowieka w niedawnych jeszcze czasach.
Współczesny człowiek ma już jednak tak, za pozwoleniem, narąbane w głowie, że prawdy przodków są dla niego anachronizmem, o ile nie przeczyta o nich w gazecie, że znowu są cool.
Dlatego nie dziwią mnie tłumy zwiedzające w Dublinie wystawę „Bodies”, gdzie prezentowane są oryginalne, odarte ze skóry ludzkie ciała. Żeby było weselej – to ciała Chińczyków poddane wcześniej zabiegowi plastynacji na którymś z chińskich uniwersytetów. „Eksponaty” prezentowane są w dynamicznych pozach – tu koszykarz z piłką, ówdzie rzucający lotkę w kierunku tarczy…
Nie dziwią mnie też komentarze żyjących w Dublinie polskich internautów typu visciuk oznajmujących: „...wystawa jest niesamowita i po części edukacyjna... Dlaczego w szkołach pokazuje się zwierzęta i ich wnętrzności i to jest ok., a jak już ludzkie to nie jest ok?! Coś szczególnego sprawia, ze jesteśmy lepsi i to jak wyglądamy po śmierci powinno być tematem tabu?! Chyba nie...”.
Viściukowi i jego bliskim powiem, że niech sobie wyobrazi na wystawie swoją matkę odartą ze skóry w pozie Marylin Monroe ze „Słomianego wdowca” i powinno wystarczyć. No, niech może sobie jeszcze cyknie fotkę z mamusią i wstawi na naszą klasę…
Oczywiście, że zaraz usłyszę o stronach edukacyjnych takiej wystawy i oczywiście w twarz się roześmieję. Bo to nie po widok mięśnia przywodziciela i poznanie jego funkcji ludzie tam chodzą, ale pcha ich na wystawę zwykła ciekawość oraz bezpieczna z pozoru chęć kontaktu ze śmiercią. Przecież wykonanie tych eksponatów z tworzyw sztucznych było jak najbardziej możliwe. Ale wtedy nie byłoby tego dreszczyka emocji, nie byłoby sensu płacić 20 euro za bilet, żeby jakieś plastiki oglądać.
Ach – bawcie się, bawcie własnym strachem, ale później się nie dziwcie informacjom z kronik kryminalnych. Ja tam nie zamierzam iść, bo i własne kości mam nadzieję złożyć w tzw. poświęconej ziemi, więc o szacunku dla innych głośno mówić muszę. Choć oczywiście nie wykluczam tego – gdyby tam który się przypadkowo nadawał – że zezwolę na wykorzystanie moich organów dla ratowania ludzkiego życia.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka