na kanwie pewnej śmierci. Odszedł w zaświaty polityk, osoba publiczna.
Pojawiło się już tutaj sporo komentarzy - od "męża stanu" do "osoby niegodnej". Pojawiły się też kontrkomentarze - "osobnicy mali i skarlali", którzy nie znają zasady że "o zmarłych mówimy tylko dobrze albo wcale".
Czy na pewno ta zasada obejmuje osoby publiczne?
Jeśli mamy konkretne zarzuty wobec zmarłego, coś co ukształtowało polską rzeczywistość w wykrzywionej formie państwowości to nie możemy wyrazić takiej opinii w kontrze do tych co opiewają dokonania?
Jeżeli działalność zmarłego w przeszłości przed 1980 r była niejednoznaczna musimy o tym milczeć?
Jaki jest rodzaj myślenia o dyskursie publicznym skoro nie wolno wspominać o uczynkach wątpliwych moralnie?
To dwumyślenie Orwellowskie. Widzieliśmy to już w kontekście wielu innych (Geremka, Kuronia) a teraz kolejny raz słyszymy to samo.
Inne tematy w dziale Polityka