Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1545
BLOG

Zabić rodzinę

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 56
         Powiem zupełnie uczciwie, że jak idzie o małżeńskie życie Marty Kaczyńskiej – zarówno to pierwsze, jak i obecne – nie mam na jego temat bladego pojęcia. I to wcale nie dlatego, że mnie ta sprawa zupełnie nie interesuje, a staram się nie słuchać najróżniejszych w tej kwestii plotek, ale dlatego, że nie zdarzyło mi się ani razu trafić na wypowiedź czy to samej Marty Kaczyńskiej, czy kogoś z jej rodziny na ten temat, co – trzeba przecież chyba przyznać – w przypadku tak zwanych celebrytów jest czymś raczej standardowym. O ile sobie dobrze przypominam, chyba tylko raz coś na ten temat wspominała, zanim jeszcze została zamordowana w Smoleńsku, Maria Kaczyńska, twierdząc, że pierwsze małżeństwo Marty Kaczyńskiej to była jakaś tragiczna pomyłka. Zdarza się.
 
     Pamiętam jak jeszcze w czasie gdy pracowałem w szkole miałem ucznia, któremu matka pewnego dnia zmieniła nazwisko na swoje panieńskie. On się zawsze nazywał tak jak jego ojciec, aż któregoś dnia okazało się, że teraz będzie się nazywał tak jak matka. I pamiętam, jak wszyscyśmy się zastanawiali, cóż się musiało zdarzyć takiego, że owa matka tak znienawidziła ojca swojego dziecka, że postanowiła zatrzeć ten ostatni po nim ślad, jaki zatrzeć się dało. I nikt z nas się przy tym ani nie śmiał, ani nawet nie ironizował, bo wiedzieliśmy, że tam musiało dojść do czegoś naprawdę niewyobrażalnego.  
 
     A więc zdarza się. W mojej dalszej i bliższej rodzinie przypadki nieudanego pierwszego małżeństwa się zdarzały. I oczywiście to wszystko było zawsze bardzo przykre i powodujące wiele zamieszania, niemniej jakoś się stopniowo wszyscy z tym stanem rzeczy godzili i przechodzili nad nim do porządku dziennego. Zwłaszcza gdy okazywało się, że tym razem jest już wszystko dobrze. Zwłaszcza wtedy. Bo wiemy wszyscy, że nie ma niczego potencjalnie tak pięknego, a jednocześnie toksycznego, jak życie rodzinne. Myślę, że nikt poza tymi z nas, którzy mają okazję obserwować na co dzień, czym jest życie rodzinne, i jakie radości i zagrożenia potrafi generować niemal bez przerwy, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie potrafi też docenić owego cudu, jakim jest szczęśliwe małżeństwo, z dobrze ułożonymi i kochającymi dziećmi.
 
      A więc oczywiście ciekaw jestem, co się przydarzyło Marcie Kaczyńskiej, kiedy po raz pierwszy wyszła za mąż, kim był ten człowiek, którego ona dziś nie chce znać, i ciekawy też jestem, czy jej obecne małżeństwo jest udane, czy nie, czy te dziewczynki są grzeczne, mądre i szczęśliwe, ale jednocześnie świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że akurat w tym przypadku lista zagrożeń i niebezpieczeństw jest tak długa, że kto wie, czy dla niej, zamiast wychodzić za mąż i rodzić dzieci, nie byłoby mniej ryzykowne zanurzyć się w rzece pełnej piranii.
 
      Co jest takiego szczególnego w rodzinnej sytuacji Marty Kaczyńskiej, że nikt o zdrowych zmysłach nie zazdrościłby jej choćby jednej minuty z tego życia? Na ten temat możnaby mówić bardzo długo, natomiast ja bym chciał zwrócić uwagę na jedną tylko kwestię. Otóż wydaje mi się, że nie znam nikogo – i to spośród osób zarówno medialnie nierozpoznawalnych, jak i najbardziej znanych gwiazd – którym tak znaczna część opinii publicznej tak bardzo życzyłaby wszystkiego najgorszego, jak idzie o ich małżeńskie i rodzicielskie powodzenie i sukces. Szukam w pamięci, i nie jestem w stanie sobie przypomnieć choćby jednej rodziny, której naprawdę poważna część opinii publicznej, wraz z reprezentującymi ją mediami, tak gorliwie życzyłaby, by ich małżeństwo szlag trafił, a ich dzieci żeby się wykoleiły.
 
      Wydaje mi się, że jest czymś absolutnie oczywistym, i to nawet w rejonach w sposób zupełnie naturalny żywiących się upadkiem i tragedią, a tworzonymi przez kulturę pop, z wszystkim jej ekscesami i wynaturzeniami, że rodzina i dzieci są pod stałą i niewzruszoną ochroną. Jakiś Johnny Depp rzuca żonę, żeni się po raz szesnasty, wkrótce rodzą się im dzieci, a cały świat im kibicuje, żeby może tym razem im się udało, a jeśli nagle ma się okazać, że te dzieci wyrosną na miłych i uczciwych ludzi – to tym lepiej.
 
     Staram się jak mogę, ale do głowy mi przychodzi tylko jeden jedyny wyjątek od tej reguły. Marta Kaczyńska. To tylko ona jedna nagle trafiła na tak zimną nienawiść ze strony tak wielu ludzi, i tak wielu mediów, którą może już zaspokoić tylko widok jej i jej męża, jak stoją na środku głównego placu  w mieście robiąc sobie publicznie karczemną awanturę, podczas gdy te dziewczynki snują się po ulicach, staczając się w tempie lawinowym. Tak jakby chodziło już tylko o jedno. Żeby można było ze złośliwym uśmiechem powiedzieć: „Widzicie co to za kurwa?” „Widzicie jaki to bydlak?” „Widzicie jakie to zdziry?” O ile się orientuję, Ewa Kaczyńska dziś ma 9 lat, a więc z pewnością chodzi do szkoły, i nie mam wątpliwości, że gdyby tu wszystko się realizowało w standardzie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, wszyscy mielibyśmy nadzieje, że jest tam w tej szkole grzecznym i mądrym dzieckiem, lubianym przez inne dzieci i nauczycieli. Tymczasem ja się obawiam, że w tym akurat wypadku wokół niej gromadzą się już cale stada sepów, którym zależy tylko na jednej wiadomości: że ona jest głupim i niegrzecznym, znienawidzonym przez wszystkich dzieckiem.
 
      Oto dzisiejsze – ale przecież nie tylko dzisiejsze – życie Marty Kaczyńskiej na poziomie publicznym. Oto życie, jakie ona musi znosić od wielu, wielu lat, z tym, że od czasu gdy straciła oboje rodziców w tej strasznej katastrofie, to wszystko stało się jeszcze bardziej intensywne i bezwzględne. Każdy kto żyje w rodzinie i ma okazję obserwować to życie z bliska na co dzień, wie, jak niewiele trzeba, by najpiękniejszy najgłębiej wypełniony miłością i spokojem dzień, w jednej sekundzie zamienił się w piekło. I do tego nie trzeba mieć nawet specjalnych pomocników. To wszystko można sobie załatwić nie ruszając się poza cztery ściany jednego pokoju. I do tego nie trzeba nawet nieporozumienia, czy czyjejś złej woli. Wystarczy zła pogoda, ból głowy, czy zwykłe, proste, ludzkie zmęczenie.
 
      Dziennikarze którejś z gazet niedawno doszli – po raz który to? – do przekonania, że małżeństwo Marty Kaczyńskiej się sypie i ona ma jakiegoś kochanka, a w ślad za tą informacją natychmiast ruszyli dziennikarze innej z gazet, i  postanowili wybadać jak to było naprawdę z tym pierwszym, starym jeszcze, sprzed dziesięciu lat, małżeństwem. Odpowiednią pomoc najpierw uzyskali z trójmiejskiej prokuratury, która, jak się okazuje, dość dużo na ten temat wie, i chętnie się tą wiedzą dzieli, a teraz już głos należy tylko do opinii publicznej, która stoi w szerokim kole, klaszcze i krzyczy: „Jeszcze jeden! Jeszcze jeden!” Widzę ich i tutaj na blogach. Tych wszystkich komentatorów, niekiedy z pierwszych naprawdę rzędów, i widzę ich jak aż przebierają nogami, by się dowiedzieć, że tam doszło do czegoś naprawdę kompromitującego, spod czego ta „dziwka” się już nie wygrzebie. Widzę te ich błyszczące oczy i zaczerwienione z emocji twarze. Zarówno mężczyzn jak i kobiety. I myślę sobie, że to jest upadek, jakiego świat nie widział. I to upadek, który miał miejsce tylko raz w historii . I tylko w odniesieniu do jednej jedynej osoby. I za co to wszystko? Na to już odpowiedzi nigdy nie znajdziemy. Ot tak. Tak, bo tak. Bo tak. Po prostu. Bo tak.
 

      A mnie jest bardzo ich żal. Bo sam mam dobrą i kochająca się rodzinę i uważam się przez to za szczęśliwego człowieka. Ale wiem też, że gdybyśmy z jakiegoś powodu musieli zakosztować choćby połowy tej nienawiści, i złych zaklęć, jakie znajduję choćby tu na tych blogach, już dawno byłoby po nas. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (56)

Inne tematy w dziale Polityka