Niedawno, przy jednej z wielu bardzo dobrych ku temu okazji, na blogu mojego kolegi Coryllusa pojawił się Łukasz Warzecha, działający ostatnio na odcinku patriotyczno-narodowym mainstreamowy dziennikarz, i zakomunikował Coryllusowi, że ze względu na zbyt niski poziom coryllusowego pisarstwa, tego co on pisze nie da się czytać, no i że w tej ponurej sytuacji Warzesze nie pozostaje nic innego jak tylko Coryllusowi życzyć, by w sprzedaży swoich książek osiągnął magiczną liczbę 1000 egzemplarzy.
Jeszcze bardziej niedawno na ten sam blog wlazł pewien jezuita nazwiskiem Mendel, przedstawiający się jako „etyk biznesu i demokracji” i przyznał, że on z tego co Coryllus pisze prawdopodobnie zrozumiał niewiele, ale z pewnością więcej niż przeczytał. Jak się domyślam, z taką oto sugestią, że teksty Coryllusa są nie do czytania i nie do zrozumienia, z lekkim wskazaniem na to drugie.
Z tego co się zdążyłem zorientować przez te wszystkie lata, kiedy Coryllus i ja prowadzimy tu i ówdzie nasze blogi, zarzut, że piszemy niezgrabnie i bełkotliwie, obok zarzutu że z czystej zawiści niszczymy jedność polskiej prawicy, jest zarzutem powtarzającym się najczęściej. Oczywiście, i dla mnie i tym bardziej dla Coryllusa – a więc człowieka, który swoją „Baśnią jak niedźwiedź” osiągnął komercyjny i ściśle literacki sukces o jakim żaden z jego krytyków wręcz nie może śnić – tego typu gadka jest pozbawiona jakiejkolwiek wartości, a więc i znaczenia, jednak nie zmienia to faktu, że jej intensywność i bezczelność treści jest tak uderzająca, że nie sposób jej nie zauważać, a przez to też od czasu do czasu nie komentować. No i w ten właśnie sposób znów pojawia się, niejako z automatu, zarzut, że my zazdrościmy prawdziwym mistrzom i wpadamy w niską złość.
Kilka razy ostatnio i ja i Coryllus zwracaliśmy uwagę na niezwykle znamienny fakt, że w związku z niechybnie słusznym odkryciem, że tak zwany elektorat prawicowy jest dziś prawdopodobnie ostatnią grupą społeczną wykazującą choćby śladowe ilości obywatelskiego zaangażowania, i że poza owym elektoratem w Polsce nie ma już człowieka, dla którego liczy się cokolwiek innego jak tylko praca, telewizja i wycieczka do supermarketu w sobotnie popołudnie, a jak idzie o kulturę, to przewodnik inteligenta „Polityki”, to właśnie ten elektorat stanowi jedyną grupę docelową dla wszelkiego rodzaju handlarzy operujących na rynku idei. Chodzi o to, że rynek – wszelki rynek – jest już tak fatalnie zapchany najróżniejszego typu ofertą, a klient stał się już tak zblazowany, że nie ma takiego towaru, który byłby go jeszcze w stanie poruszyć, a owa blaza nie pozwala mu się nawet rozejrzeć za czymś nowym, jedyna nadzieję dla sprzedawcy są już tylko ostatni prawdziwi ludzie na tym świecie, a tak się składa, że oni zamieszkują niszę pod nazwą „prawica konserwatywna”.
Ostatnio, zarówno Coryllus jak i ja zwróciliśmy uwagę na drobny, choć bardzo znamienny przykład owego przewartościowania oferty handlowej, jakim była promocja nowej książki Doroty Masłowskiej pod hasłem „powrotu do wartości”. Pokazywaliśmy też, w jaki sposób tak zwani „dziennikarze prawicowi”, w całej swojej masie, nagle i nieoczekiwanie, postanowili zostać pisarzami, i wydają na potęgę bardzo „ostre” politycznie powieści, jednocześnie przy pomocy odpowiednich adresów kierowanych do prawicowego klienta, udzielając sobie wzajemnie wszelkiego dostępnego wsparcia. I oto na tle tego wszystkiego pojawiło się coś absolutnie szokującego, co moim zdaniem dalece przebija wszystko, z czym mieliśmy do czynienia dotychczas. Oto Robert Mazurek, swoją najnowszą rozmowę w sobotniej „Rzeczpospolitej” poświęca świeżo wydanej przez samego Bogdana Rymanowskiego książce zatytułowanej „Ubek”. I tym razem ani Rymanowski, ani sam Mazurek nawet nie próbują udawać, ze ten akurat wywiad jest tekstem jak najbardziej sponsorowanym.
Myślę, że wszystko odbyło się tak, że Bogdan Rymanowski, zauważywszy że jego budżet rodzinny natrafił na niebezpieczne skały, postanowił wydać, a następnie sprzedać książkę, a inteligentnie dedukując, że jedyne co dziś ma szansę wybicia się na pogrążonym w kryzysie rynku, to przekaz prawicowy, wymyślił, że on zrobi wywiad z jakimś ubowcem, w którym ów ubowiec opowie „wszystko”. Wywiad został przeprowadzony, książka została wydana pod, jak już wspomniałem, wręcz fantastycznym tytułem „Ubek”… i okazało się, że pies z kulawą nogą – choćby i kręcący się wśród polskich prawicowców – nie ma ochoty na czytanie wynurzeń jednego czy drugiego. W tej sytuacji, powołując się na dawną znajomość, Rymanowski zwrócił się do Mazurką o tę rozmowę, Mazurek koledze pomógł, a redakcja „Rzeczpospolitej” zgodziła się nawet pod tym wywiadem umieścić zdjęcie książki.
Co w tej historii tak bardzo mnie poruszyło, że uznałem za konieczne postawić ja wyżej nawet cudownego nawrócenia Doroty Masłowskiej, czy Pawła Kukiza? Otóż, jak wiemy, Bogdan Rymanowski to pełną gębą człowiek Systemu, jedna z głównych gwiazd telewizji TVN24, a jednocześnie ktoś, o kim wiadomo, że jest tak zwany „nasz”. „Nasz” w tym sensie, że i pobożny i z piękną solidarnościową kartą, a też już i z III RP wyposażony w bardzo dobre momenty. A zatem, on nie musi się deklarować, że oto zobaczył Światło, albo usłyszał Głos. Nie. Rymanowski to ktoś, kto zawsze świetnie potrafił się poruszać na styku światła i ciemności, a w pewnym momencie ta sztuka udała mu się tak bardzo, że uwierzył w to, że jest jednocześnie wszystkim. I szatanem i aniołem. Zależnie od sytuacji.
I widząc to co widzi, i wiedząc to co wie, znalazł się niespodziewanie w jakimś nieznanym nam akurat kryzysie i postanowił, że zwróci się do swojej dawnej klienteli i poprosi ją o ów gest solidarności w postaci zakupu jego książki. Czemu on się zdecydował na to, by się zwrócić do nas, a nie do swojego oficjalnego sponsora? Czemu on nie napisał na przykład ksiązki pod tytułem „Dziennikarz”, o tym, jak to fantastycznie się pracuje u Waltera i z jakimi autentycznymi ludzkimi dramatami on tam przez te wszystkie lata miał do czynienia? Przecież wydaje się, że coś takiego z całą pewnością szło by lepiej, niż jakiś wywiad z jeszcze bardziej jakimś ubekiem. Otóż powody takiej decyzji moim zdaniem były dwa. O pierwszym już wspomniałem. Książki o zagadkach i tajemnicach pracy w TVN24 pisanej przez dziennikarza tego właśnie TVN24 nie kupiłby nikt. My przez naszą nieufność do „onych”, a „oni” przez swoją gnuśność i brak zainteresowania czymkolwiek co nie jest dużym zdjęciem Jarosława Kaczyńskiego z wykrzywionym ryjem.
Drugi powód, dla którego Rymanowski zwrócił się ze swoją ofertą do nas, to taki, że on w gruncie rzeczy jest wciąż po naszej stronie. Ja bym się wręcz nie zdziwił, gdyby on w kolejnych wyborach regularnie głosował na Prawo i Sprawiedliwość, a Tusku i Komorowskim myślał jak najgorzej. Ja bym nawet się nie zdziwił, gdyby się okazało, że Rymanowski prywatnie uważa, że w Smoleńsku doszło do zamachu. A więc, decydując się na tę książkę, zachował się Rymanowski względnie uczciwie, bo zamiast księdza, który utracił wiarę. wybrał owego ubeka, który zrozumiał pustkę swojego życia. Tyle że zapomniał ów Rymanowski o jednej, a raczej o dwóch rzeczach. Pierwsza to taka, że na płocie można siedzieć godzinę, dwie, a niektórzy potrafią nawet może i cały dzień. Jednak po całej czarnej nocy, człowiek albo z niego zejdzie, albo musi oszaleć. Druga natomiast jest taka, że on nie wziął pod uwagę tego, że ludzie którzy albo z tego plota spadli – na którąkolwiek zresztą stronę – już znacznie wcześniej, albo wręcz nigdy na nim nie siedzieli, są zbyt doświadczeni – i naznaczeni – żeby ulegać emocjom na widok tytułu „Ubek”, Tytułu, który w dodatku nie jest podparty choćby kropelką zwykłej ludzkiej pasji. Właśnie pasji. A więc też i prawdy. Bo, jak wiemy, umiejętności nie mają tu nic do rzeczy.
Zacząłem od Warzechy i na nim już te refleksje skończę. W jednym z ostatnich numerów „Uważam Rze” w swojej stałej satyrycznej rubryczce, w której wyśmiewany jest Donald Tusk, Warzecha proponuje nam coś takiego:
„Dzień dobry, panie premierze...
Siadać!
Chciał mnie pan…
Co ja bym chciał pani zrobić
pani minister, to mi nie wypada
powiedzieć.
Czy pani w ogóle rozumie, co się stało?
No, remis był… To chyba i tak
nienajgorzej, bo jak sprawdziłam w
Wikipedii, jakie były dotąd wyniki w
Meczach z Wielka Brytanią…
Zapamiętaj sobie, idiotko, że nie ma
brytyjskiej drużyny piłkarskiej!!! Z kim
ja muszę pracować… I nie o mecz
chodzi, tylko o ten cholerny dach!
A, dach… No tak, więc ja prowadzę
akurat intensywne zabiegi, zmierzające
do ustalenia, kto…
Czy pani jest na konferencji prasowej?!
No, niby nie…
Nawet raportu NIK o Agencji Rynku
Rolnego nie czytałaś, prawda?
No, niby nie…
Więc pani powiem: przez ten dach
straciłem osobiście dwa koma jeden
poparcia! A 37 proc. respondentów
uważa, że powinienem był go osobiście
zamknąć! Chyba za kratkami! Kiedy tam
ma być jakiś następny mecz na tym
Narodowym?
Ale w co?
W warcaby. Zejdź z moich oczu!”
To jest cały tekst Warzechy. Od początku do końca. Ja nie żartuję. Oto sposób, w jaki wytyczany jest właśnie prawdziwy poziom zawodowego dziennikarstwa przez jednego z jego prominentnych przedstawicieli. Oto człowiek, który szydzi z Donalda Tuska i Joanny Muchy, a jak akurat ma wolny czas, to jeszcze z blogerów takich jak Coryllus czy ja. Oto ktoś, kto na polskiej scenie prawicowej jest tak ważny, że za to by sobie posiedzieć obok niego przy jednym stoliku, należy zapłacić 4 stówy. Oto wreszcie artysta polskiej współczesnej publicystyki, który już zapewne wkrótce wyda te swoje „teatrzyki” w formie książkowej, a redakcja „Uważam Rze” zamieści na swoich łamach entuzjastyczną tego dzieła recenzję, pióra… ja wiem? Może Piotra Goćka? I dzięki tej akcji promocyjnej Warzecha sprzeda 2 tysiące egzemplarzy tego czegoś. I dopiero wtedy nam pokaże, jak wygląda prawdziwe zawodowstwo.
Tradycyjnie już ostatnio, pragnę poinformować, że mój kumpel i wydawca Gabriel Maciejewski podjął ostatnio poważne kroki na rzecz poszerzenia rynku dla naszych książek, w tym mojego „Liścia” i „Elementarza”. Dziś sytuacja jest taka, że można obie zamawiać w każdej księgarni w kraju. Natomiast, jeśli ktoś woli przez Internet, to albo u Coryllusa na stronie www.coryllus.pl, lub u mnie na www.toyah.pl. Dokładnie te same, tyle że z osobistą dedykacją, i bez kosztów wysyłki.
Inne tematy w dziale Polityka