Jak wiemy, jakoś tak ostatnio świat prawicowej publicystyki został zaszczycony przyznaniem tak zwanej „Złotej Ryby” wybitnemu polskiemu felietoniście Łukaszowi Warzesze. Z tego co się orientuję, „Złota Ryba” to nagroda niebylejaka, wszak przyznawana przez specjalną kapitułę powołaną do życia przez rodzinę i przyjaciół felietonisty prawdziwie wybitnego, Macieja Rybińskiego, dla uczczenia jego pamięci. A zatem – nie ma żartów. Warzecha to dziś prawdziwe panisko.
Przy okazji tegorocznej uroczystości, dowiedziałem się też, że Maciej Rybiński, opuszczając nas na zawsze, nie zostawił na scenie jedynie Łukasza Warzechy, ale również innych wybitnych autorów. Dwa lata temu to samo wyróżnienie otrzymał Robert Mazurek, człowiek znany z tego, że o pośle Kaliszu mówi „Rysio”, o Oleksym „Józio”, a o Jarosławie Kaczyńskim „Kaczafi”, i tym samym wzbudza tumany śmiechu, natomiast w zeszłym roku ten zaszczyt przypadł autentycznemu prawdziwkowi, człowiekowi nazwiskiem Feusette. I o nim będzie dzisiejsza refleksja.
Otóż ja sobie chyba przypominam, jak to było, że Feusette dostał tę nagrodę. On, o ile dobrze pamiętam, publikował gdzieś na blogach, w pewnym momencie otrzymał tę „Rybę”, no i został stałym felietonistą „Rzeczpospolitej”. Parę razy czytałem jego teksty i za każdym razem myślałem sobie, że dla każdego ambitnego autora musi to być sytuacja mocno stresująca, kiedy on wie, że każdy – dokładnie każdy, w tym nawet Warzecha – jest od niego lepszy, no ale on musi się tam w tym towarzystwie prezentować, bo dostał tę nagrodę i trudno go tak od razu odstawić. Trzeba trochę poczekać. Okazało się, że się pomyliłem. Feusette nie został odstawiony, lecz jedynie przebranżowiony. Dalej pisze te swoje teksty, tyle że nie oparte już na własnych obserwacjach i przemyśleniach, lecz na tak zwanym przeglądzie mediów. Na czym ten projekt polega? Redaktor prowadzący woła Feusette i mówi: „Krzysiu, nie wiem czy wiesz, ale w telewizji jest taki program, który się nazywa ‘Kawa czy herbata’ i to jest straszny syf. Zrób proszę odpowiedni rekonesans, no i opowiedz czytelnikom, co to takiego. No wiesz, żeby wiedzieli, jakie to lewactwo jest beznadziejne”. Feusette odbiera z redakcyjnego archiwum płytki z nagranymi programami, siedzi nad nimi przez cały tydzień i spisuje co ciekawsze kawałki. A następnie to co spisał łączy do kupy i wysyła do redakcji gotowy tekst. Niektórzy na to mówią specjalizacja.
Dotychczas działalność publicystyczna Krzysztofa Feusette interesowała mnie o tyle, że to zawsze jest bardzo ciekawe zobaczyć uzurpację w wydaniu turbo. Muszę nawet przyznać, że ów Feusette trafił i do mojego „Elementarza”, zaraz obok takich mistrzów pióra, jak Ufka, czy Grzegorz Wszołek. Natomiast tego, że przyjdzie czas, iż mu poświecę cały swój tekst na blogu, nie mogłem przewidzieć w najbardziej czarnych scenariuszach. A tu – proszę bardzo! Jest i Feusette. Zaledwie parę dni po redaktorze Kajdanowiczu.
O co poszło? Niektórzy już pewnie wiedzą. O najnowsze wydanie tygodnika „Uważam Rze”. Tym razem Redakcja zwróciła się do Feusette, żeby napisał coś o Jerzym Urbanie. Czemu o nim? Tego akurat nie wiedzielibyśmy do końca świata, gdyby nie to że sam Feusette nam to tłumaczy już w pierwszych słowach swojego tekstu. Otóż, jak się okazuje, ostatnio Urban przeżywa medialny revival i to jest rzecz groźna. Gdzie możemy ów come back zaobserwować? No niby tych miejsc tak znowu bardzo dużo nie ma, ale na przykład portal internetowy wp.pl opublikował z Urbanem wywiad i w tym wywiadzie Urban zachował się jak najgorszy cham. A tego zlekceważyć nie wolno. Trzeba bić na alarm. I ze względu na Urbana, no i ze względu na wp.pl.
Tekst Feusette w niczym nie odbiega od innych jego tekstów. On zwyczajnie bardzo szczegółowo omawia wywiad z Urbanem, cytując co bardziej pieprzne kawałki, a ponieważ cały tekst zajmuje zdecydowanie zbyt dużo miejsca jak na jeden skromny popis jednego zaćpanego staruszka, Feusette sięga też do owych kultowych już wypowiedzi Urbana z PRL-u, fragmentów przepisanych z wybranych numerów „Nie”, a nawet odpowiada trzy stare dowcipy o Urbanie z czasów komuny, tak by go skutecznie dobić, a nas czytelników moralnie poruszyć, i w końcu wszystko zakończyć takim szyderstwem, żeby Urbanowi poszło w piety.
I niech mu będzie na zdrowie. Niech sobie Krzysztof Feusette prowadzi działalność publicystyczną na miarę swoich możliwości, i na miarę ambicji swojego pracodawcy, tyle że tu mamy do czynienia z pewnym rodzajem bezczelności, którego nie można tolerować. A przynajmniej nie na tyle, żeby o niej nie wspomnieć. Nie pokazać jej palcem. Otóż tekst Feusette ma jakby dwa wymiary. Pierwszy z nich – ów najbardziej widoczny – sprowadza się do epatowania czytelnika najbardziej obrzydliwą, wręcz pornograficzną – znamy go wszyscy przecież aż nazbyt dobrze – urbanowską retoryką, drugi natomiast dyskretnie usprawiedliwia to co zrobił Feusette no i sama redakcja „Uważam Rze”, a mianowicie udostępnił scenę komuś takiemu jak Urban, bez najmniejszego powodu i bez choćby najbardziej podłej potrzeby. W jaki sposób? Przez pełne moralnego napięcia napiętnowanie nędznych praktyk części mediów, takich jak wp.pl, dla których nic się nie liczy poza sensacją, najlepiej możliwie brudną.
I tak to się właśnie stało. Redakcja Wirtualnej Polski uznała, że nie byłoby źle, by w owej atmosferze posmoleńskiej rozpaczy i szyderstwa wypuścić na scenę samego Urbana, bo nikt tak jak on – nawet sam Palikot – nie gwarantuje aż takiego wzrostu emocji, no i w tym momencie któryś z „naszych”, zadekowany w redakcji „Uważam Rze” pomyślał, że to dopiero jest temat! No i cały wątek idealnie pociągnął. Ma się rozumieć, w szczerym oburzeniu na tego raka jaki toczy nasze współczesne media.
Przed mną leży ów najświeższy numer „Uważam Rze”, a ja przerzucam kolejne strony. I widzę wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Czytam go od deski do deski i idę dalej. Przewracam kartkę. I oto nagle przed mną, duże, zajmujące całą stronę, piękne, kolorowe zdjęcie Jerzego Urbana w pozie, co do której nie można mieć żadnych wątpliwości, że to jest od początku do końca jego robota. Że to jest część owego starego jak on sam planu, by pokazać się Polsce i Polakom, jako szyderstwo z najbardziej podstawowego człowieczeństwa, a następnie przekrzykując nieuniknione przecież i spodziewane głosy oburzenia, zawołać: „No i co powiecie? Oto człowiek. Przyjrzyjcie się mu. Oto coś co wyhodował wasz bóg. To ja. Takie samo gówno jak każdy z was. Na jego obraz i podobieństwo. Razem z nim stoicie przed lustrem”.
Niezwykłe jest to zdjęcie. Ja obserwuje Urbana od lat i wydaje mi się, że znam wszystkie jego intencje i wszystkie wydeptane owymi intencjami ścieżki. Nie mam wątpliwości, że z tego akurat zdjęcia on jest najbardziej dumny. I oto, niemal jak na gwizdnięcie, pojawia się redakcja „Uważam Rze” i je kupuje. Kupuje i ozdabia nim artykuł Krzysztofa Feusette, w którym ten beszta Wirtualna Polskę za uleganie, a jednocześnie prowokowanie najniższych instynktów.
Kończę, bo nie mam już sił. Chciałbym już na sam koniec zwrócić się już bezpośrednio i do redakcji „Uważam Rze” i do ich wybitnego publicysty, zeszłorocznego laureata nagrody Macieja Rybickiego. Jerzy Urban jest z was dziś z całą pewnością bardzo zadowolony. Jedyne o co może mieć do was pretensje, to to, że złośliwości, jakie pod jego adresem sformułował Feusette są strasznie gówniane. Rybiński z pewnością potrafiłby stworzyć coś mocniejszego. Na ale mu się zmarło. Biedny Urban. On z pewnością zasłużył sobie na talent bardziej wyszukany.
Wszystkich którzy lubią tu przychodzić bez niepotrzebnej zachęty, ale też i tych co są tu po raz pierwszy, tradycyjnie informuję, że mój kumpel i wydawca Gabriel Maciejewski zajął się ostatnio poszerzaniem rynku dla naszych książek, w tym mojego „Liścia” i „Elementarza”. Dziś jest tak, że można obie zamawiać w każdej księgarni w Polsce, a nie zdziwiłbym sie gdyby i za granicą. Natomiast, jeśli ktoś woli przez Internet, to albo u Gabriela na stronie www.coryllus.pllub na moim www.toyah.pl. Te same, tyle że z osobistą dedykacją, i z darmową wysyłką.
Inne tematy w dziale Polityka