Mój dobry kumpel i przyjaciel bloga
www.toyah.pl LEMMING – kto zna ten wie – w ramach regularnego dostarczania mi wszelkich wartych uwagi informacji odnośnie wszystkiego tego co się dzieje na terenach zamieszkiwanych przez System, w które ja się nie zapuszczam, a które on akurat trochę przez swoją pracę zawodową ma stale na oku, poinformował mnie dziś, że „Gazeta Wyborcza”, w ramach propagandowej obsługi tak zwanej „Afery Nicponia”, uznała za stosowne użyć nazwy „toyah” w wytyczonym przez bieżące zadania kontekście. Jest to dla mnie wiadomość bardzo dobra z bardzo podstawowego powodu. Dzięki temu, że w dzienniku tak wpływowym jak „Gazeta Wyborcza” pojawiła się wzmianka o tym, że istnieje ktoś taki jak bloger Toyah i że on jest uosobieniem społecznego radykalizmu przy którym wszystko inne blednie, jest szansa, że blog który prowadzę, zyska na popularności, a tym samym książki które ja usiłuję z mniejszym lub większym sukcesem sprzedawać, też zaczną lepiej, jak to się mówi, iść. Ponieważ z finansami u mnie krucho, gest wykonany przez „Gazetę Wyborczą” muszę uznać za rokujący bardzo pozytywnie.
Ponieważ bardzo chciałem wiedzieć, czy Dominika Wielowieyska i Agata Nowakowska, a więc autorki rzeczonego tekstu, tylko wspomniały nazwę „Toyah”, czy też zechciały na mój temat wrzucić coś więcej, kupiłem dzisiejsze wydanie „Wyborczej” i szybko wszystko odpowiednio sprawdziłem. Okazuje się, że nie. Że Toyah wspomniany jest – podobnie zresztą jak Kamuszek i Coryllus – zaledwie raz, natomiast z radością stwierdzam, że nasz wspólny duch nad całym tym tekstem krąży i go z całą pewnością właściwie naznacza i naznacza i naznacza. A więc jest dobrze.
O samym tekście zatytułowanym zresztą bardzo sugestywnie „Kule powinny świstać” nie będę pisał, bo powiem uczciwie, nie bardzo wiem, jak bym miał to zrobić. On się składa w ogromnej większości z mniej lub jeszcze mniej ciekawych cytatów, które są tak dobrane, by można było udowodnić jakąś gotową już tezę. A więc dziennikarsko jest powtórzeniem czegoś, co znamy z publicystyki znanego nam skądinąd Krzysztofa Feusette. W tym wypadku chodzi o to, że blogerzy to najgorsza zaraza, i że tego lepiej jest nie tykać.
Argumentacyjny układ tekstu tych dwóch ciź jest taki, że źli są Ziemkiewicz i Warzecha – i na to mamy dowód w postaci cytatu z jakichś debilnych żartów obu mędrców na temat feministek o śmierdzących majtkach – ale jeśli chcemy czegoś naprawdę złego, to musimy dopiero posłuchać profesora Nowaka, reżysera Brauna, ewentualnie głównego organizatora tego zła Józefa Orła – i tu też mamy serię cytatów – natomiast jest jeszcze coś absolutnie już najgorszego i najstraszniejszego, a mianowicie blogerzy Kamuszek, Coryllus i Toyah – których w ramach dbałości o publiczną obyczajność cytować już nie można.
A zatem tu cytatów nie ma, natomiast pojawia się niemal już zamykająca całą tę kompilację wypowiedź Rafała Ziemkiewicza, w której on mówi mniej więcej tak: „Ja wiem, że nam i wam nie jest po drodze. Że wy mnie i mojego kumpla Warzechy nie lubicie i myślicie o nas jak najgorzej. I ja to rozumiem. W końcu każdy orze jak może. Natomiast nie zapominajcie, że jeśli nas stąd przegonicie, zostaną wam już tylko ci trzej. A wtedy, niech Bóg ma was w Swojej opiece”.
I ja uważam, że to jest gest nie byle jaki. Przychodzi Ziemkiewicz do „Wyborczej” i na pretensje, że on i Warzecha osiągnęli poziom skretynienia, który już może być oceniany tylko w odniesieniu do standardów stworzonych przez owo właśnie skretynienie, pochyla się z wdziękiem do uszka Dominiki Wielowiejskiej i noska Agaty Nowakowskiej i jedną i drugą informuje: „Ja wiem, ja wszystko rozumiem, ale wierzcie mi – to naprawdę jeszcze nic”.
Dziś w cotygodniowym dodatku do „Rzeczpospolitej”, jeszcze przed laty, bardzo fantazyjnie i bardzo znacząco zatytułowanym „Plus Minus”, Robert Mazurek – jeden z tych złych, ale jeszcze nie najgorszych – rozmawia z Arturem Zawiszą – jak się okazuje, również złym, choć wciąż nie najgorszym – i niemal od początku do samego końca wręcz błaga Zawiszę, by przyznał, że to co on mówi i robi to tylko taka gra, i że on w gruncie rzeczy wcale w to całe patriotyczno-narodowe gówno nie wierzy. On go błaga, a Zawisza z dumnie podniesionym czołem idzie w zaparte i biednemu Mazurkowi wręcz śmieje się w twarz. W pewnym momencie – prawdopodobnie już w krańcowej desperacji, Mazurek używa argumentu ostatecznego: „Mam wrażenie, że pan gra nieswoją rolę. Pan jest prywatnie grzecznym, statecznym mieszczaninem, a obraca się w takim towarzystwie”.
Oczywiście Zawisza Mazurka spuszcza, a ja się zastanawiam, czemu on się dał tak fatalnie komuś tak niskiemu, jak Zawisza upokorzyć? Po przeczytaniu jednak tekstu Nowakowskiej i Wielowiejskiej w „Wyborczej” myślę sobie, że bym się nie zdziwił, gdyby się nagle okazało, że oni zwyczajnie mają w planie nas wszystkich, tu akurat dość przecież przypadkowo reprezentowanych przez Coryllusa, Kamiuszka i mnie, kompletnie już wyizolować. Nawet kosztem zapomnienia o dawnych urazach w stosunku do takiego Zawiszy. Niechby on tylko się przyznał, że to wszystko to tylko taka zabawa. Takie, panie, bingo!
Wszystkich którzy lubią tu przychodzić bez niepotrzebnej zachęty, ale też i tych co są tu po raz pierwszy, tradycyjnie informuję, że mój kumpel i wydawca Gabriel Maciejewski zajął się ostatnio poszerzaniem rynku dla naszych książek, w tym mojego „Liścia” i „Elementarza”. Dziś jest tak, że można obie zamawiać w każdej księgarni w Polsce, a nie zdziwiłbym sie gdyby i za granicą. Natomiast, jeśli ktoś woli przez Internet, to albo u Gabriela na stronie www.coryllus.pl lub na moim www.toyah.pl. Te same, tyle że z osobistą dedykacją, i z darmową wysyłką.
Inne tematy w dziale Polityka