Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1430
BLOG

O wykopywaniu taboretu

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 33
      Ponieważ ostatnio tak się nam jakoś zgadało na temat tak zwanej „mowy nienawiści”, postanowiłem dla dobra wspólnego przypomnieć jeden z pierwszych tekstów, jakie zdarzyło mi się opublikować tu na tym blogu. Był marzec roku 2008, i ani nam do głowy nie przychodziło, jakie to się otwierają przed nami perspektywy, a tymczasem, już wszystko kipiało. Już się działo. Proszę posłuchać.
 
      Może zabrzmi to jak fikcja, niestety jest najczystszą prawdą.
 
     Otóż spotkałem niedawno pewnego obywatela. Pełny standard: wyższe wykształcenie, rodzina, samochód, porządna praca, bardzo miła powierzchowność, niewymuszona uprzejmość. W pewnym momencie obywatel ów poskarżył mi się, że od pewnego czasu Onet nie chce zamieszczać jego postów i że jego zdaniem robi to ze względu na słowo “ścierwo”. Pisze on bowiem tekst zaczynający od słów “Wy piso-bolszewickie ścierwo” i Onet tego nie puszcza. Chodzi teraz o to, żeby “ścierwo” zastąpić czymś innym, tylko czym? Czy mógłbym coś doradzić?
 
      Rozmawialiśmy dłużej i znajomy powiedział, że jemu osobiście jest wszystko jedno, kto będzie rządził i w ogóle – trochę dlatego, że ma już swoje lata – jest mu ogólnie wszystko jedno, co z Polską będzie. Ma jednak  jedno marzenie. Chce zobaczyć Kaczyńskich, Ziobrę, Gosiewskiego, Girzyńskiego, Szczygłę w kajdankach, a potem już z radością przeżywać każdy dzień, wiedząc, że wszyscy oni gniją w więzieniu.
 
      Kiedy mu powiedziałem, że jak już PiS przestanie istnieć, to trzeba będzie się pozytywnie za czymś opowiedzieć, odpowiedział spokojnie i bez śladu emocji, że od czasu rządów Mazowieckiego jemu jest raczej wszystko jedno, natomiast chciałby bardzo, żebym zechciał zrozumieć jedno; że to wszystko jest nieistotne, wobec tej jednej jedynej emocji:
 
   „Niech pan zrozumie. Jak już będą wreszcie wieszać Kaczyńskiego, to ja będę pierwszy, który z radością wykopie spod niego ten taboret. Bo ja nie mówię o polityce, o rządzeniu, o tym czy oni coś tam zrobili dobrze, czy źle. Ja ich po prostu nienawidzę.
 
     Uderzające w tym wszystkim było to, że mój rozmówca ani się nie denerwował, ani nie używał brzydkich słów, ani nie miał szczególnie złej miny. Po prostu chciał mi wytłumaczyć swój stosunek do, jak to określał, “piso-bolszewii”. Nie dyskutował, nie przekonywał, nie był ciekawy moich opinii – po prostu najuczciwiej na świecie tłumaczył swoją polityczną postawę.
 
      Przyznam, że osobiście nie sądzę, żeby onet.pl specjalnie ignorował mojego znajomego, urażony słowem “ścierwo”. Jeśli się czyta codzienne komentarze internautów, trudno się słowem “ścierwo” poczuć szczególnie zaszokowanym. Nienawiść – czysta, żywa, najszczersza nienawiść do wszystkiego, co reprezentują bracia Kaczyńscy ubierana jest na forum Onetu w tak fantazyjną retorykę, że tu nie może chodzić o kolejne słowo. I nie o słowach chcę pisać. Chodzi mi mianowicie o ogólne podejście.
 
     Wszyscy jesteśmy okropnie rozdyskutowani, wielu z nas uważa, że ma rację i że ta nasza racja jest tak szczera, że wystarczy krok, a uda się osiągnąć choć minimalne zbliżenie. Jest jednak przy tym tak – i część z nas zdążyła tego boleśnie doświadczyć – że niekiedy po przeciwnej stronie zamiast argumentu spotykamy jedynie prostą, czystą niechęć. Niechęć ta manifestuje się różnie; czasem jest to zdanie typu “A wam tam w PiSie ile płacą za te komentarze?”, a czasem jasne i proste: “Pisiory, zamknąć dzioby”.
 
     Po rozmowie z moim znajomym nagle uzmysłowiłem sobie, że oto po raz pierwszy z taką uczciwością i szczerością zostałem skonfrontowany z całym sednem obecnego sporu. Mój rozmówca nie obrażał mnie, nie złościł się na mnie, nie lekceważył mnie kąśliwymi docinkami. Zwyczajnie przedstawiał stan rzeczy. Chodzi mianowicie o nic innego, jak o najzwyklejszą, najdoskonalszą nienawiść i tyle. Reszta to już tylko tak zwany PR, czy jak mu tam. Gdzie więc miejsce na rozmowę? Gdzie czas na szukanie porozumienia i zgody? Wszędzie może, ale nie w tym temacie.
 
      Mądrzy komentatorzy, znawcy przedmiotu, analitycy bardziej i mniej obiektywni starają się rozpoznać scenę polityczną i społeczną w kraju. Ośrodki badania opinii publicznej mierzą stosunek społeczeństwa do tego czy innego polityka, tego czy innego zdarzenia, a doświadczeni eksperci przedstawiają swoje analizy i proponują rozwiązania. Ostatnio wszyscy zajmujemy się niską oceną społeczną pana Prezydenta. Okazuje się bowiem, że 50% społeczeństwa uważa, że Prezydent powoduje konflikty, 21%, że nie wpływa na nic, 46%, że jest gorszy od prezydenta Kwaśniewskiego, 21%, że zdecydowanie źle wpływa na wizerunek Polski, 58%, że nie reprezentuje godnie Polski, etc. etc. I wszyscy zastanawiamy się, dlaczego, oraz co można i trzeba zrobić, żeby nie było tak źle.
 
      Mnie natomiast wśród pytań sondażowych brakuje jednego, podstawowego: jaki procent z osób badanych i badających żyje od rana do nocy jednym, pięknym marzeniem: by być w końcu tym pierwszym, który wykopie taboret?
 

Powyższy tekst, jak już zaznaczyłem we wstępie do tej notki, został napisany dość dawno temu i tak naprawdę jest jednym z pierwszych moich tekstów w ogóle. Jednym z grubo ponad tysiąca innych, ale też jednym z niemal stu, które jako Toyah zamieściłem w swojej książce „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”. Serdecznie i szczerze polecam. Do nabycia wszędzie, a już najszybciej na moim blogu www.toyah.pl.  Z osobistą dedykacją.  

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka