Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
3680
BLOG

Dżinsy i Camele, czyli niech żyje III RP!

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 87
      Mija w naszym domu pierwszy tydzień bez tygodnika „Uważam Rze”, no i oczywiście najbardziej nad tym brakiem ubolewa moja starsza córka. Tłumaczę jej jak dziecku, że skoro już nie może wytrzymać bez prawicowej propagandy, to może zawsze sobie poczytać „Gazetę Polską”, albo nawet każdego dnia kupować jej codzienne wydanie, a ona mi na to, że ona nie chce „Gazety Polskiej”  bo to syf. I że ona może za własne pieniądze, które raz na miesiąc dostaje od swojego dziadka, kupować „Rzeczpospolitą”, a mnie już na to ręce opadają, bo są przecież granice zgłupienia, prawda?
 
       Ale fakt jest faktem – z „Uważam Rze” ja przynajmniej mam już święty pokój, i teraz to już tylko czekam aż pani Toyahowa powyrzuca ostatnie walające się to tu to tam stare egzemplarze, i zrobi się czysto. Póki co jednak, nieunikniony kontakt z autorami niepokornymi mam, i wczoraj na przykład wpadłem na tekst, jeszcze z poprzedniego tygodnia, w którym nie kto inny jak sam Piotr Gociek uświadamia mnie, jak to było z polską kulturą za komuny. Sprawdzam w wikipedii, i dowiaduję się, że Gociek to człowiek, który komunę znał tylko z „Gazety Wyborczej”, ale coś tam zdecydowanie liznął osobiście. A więc powinien jakieś pojecie o tamtych czasach mieć. A więc – i to już jest moim zdaniem problem – jeśli pokazuje że owego pojęcia nie ma, to znaczy że albo wtedy to wszystko co się działo wokół niego miał głęboko w nosie, albo ma jakiś powód żeby dziś zwyczajnie mieszać nam w głowach.
 
     O czym jest tekst Goćka? Otóż on jest o tym, że dziś polskie kino jest tak zwyrodniałe, że jeśli producenci liczą na przyciągnięcie do kin jakiejkolwiek publiczności, to tylko szokując ją perwersją, ewentualnie ową perwersją ją rozśmieszając. Ponieważ jednak temat o takiej skali starczyłby najwyżej na skromny felieton, a Gociek miał ambicje na coś większego, postanowił on pokazać ową perwersję na tle szarej peerelowskiej nudy, gdzie, rzekomo podobnie jak dziś, ludziom wbijano do głów najgorszego rzędu rozrywkową sieczkę, a wszystko co bardziej wartościowe było cenzurowane lub wręcz zakazywane. A więc było dokładnie tak jak teraz, tyle że dziś zamiast skromnych gołych piersi Ewy Wiśniewskiej mamy dwóch pederastów sprzedających się starszym paniom za pieniądze, czy jakoś tak. No i pisze Gociek między innymi co następuje. Otóż za komuny wiadomość, że w jakimś filmie są tak zwane „momenty”, gwarantowała w kinie tłumy, choćby najbardziej skromna „goła baba” była towarem równie delikatesowym co markowe dżinsy, czy papierosy marki Camel, filmy z Bondem, czy „inne wyziewy zgniłego Zachodu”, nawet jeśli film był ambitniejszy – jak na przykład, proszę sobie wyobrazić, „Konopielka” według Redlińskiego – to już reklamujący go plakat musiał pokazywać coś co jakoś tam sugerowało seks.
 
       A więc, wszędzie mieliśmy tę nędzę, a dla rozrywki ów syf. Tak jak dziś. Dokładnie tak jak dziś. No prawie dokładnie. Wtedy przynajmniej byli Bareja i Machulski. No i zakazane „Przesłuchanie” Bugajskiego.
 
        Otóż rzecz w tym, że jak idzie o PRL – i dotychczas sądziłem, że to jest coś czego kwestionować zwyczajnie nie wypada – przyjmuję poko0rnie, że on był gorszy od tego co mamy dziś pod każdym być może względem, z wyjątkiem tego jednego. Otóż ludzie byli tak spragnieni wysokiej kultury, lub choćby kultury która taką to coś pozorowała, że owa „goła baba” znajdowała się na jednym z ostatnich miejsc. Jeśli ludzie szturmowali kina podczas tak zwanych „Konfrontacji”, to wcale nie dlatego, ze liczyli na to że ktoś im pokaże kawałek dupy, choćby i na plakacie, ale dlatego ze wiedzieli że będzie nowy film Miklosa Janczo. Jeśli nowo wydane książki – mam na myśli literaturę, a nie partyjną propagandę, można było kupić wyłącznie po znajomości, lub gdzieś w jakiś samotnych księgarniach na prowincji, to nie po to, by sobie pooglądać zdjęcia głodnych panien, ale dlatego ze czytanie było modne nawet wśród dzieci. Jeśli wreszcie ludzie czekali cały tydzień na poniedziałkowy teatr telewizji, to też nie dlatego że tam zawsze się trafiły jakieś momenty. A dlaczego? Jeśli Gociek sam tego nie wie, to ja mu już tego nie wytłumaczę.
 
     No ale niech będzie, że to wszystko co ja tu piszę to jest nadużycie. Że ja ten fragment naszego PRL-owskiego życia oceniam nieobiektywnie; że ja to wszystko źle pamiętam, a to czego nie pamiętam, to sobie zwyczajnie projektuję. W tej sytuacji ja chciałem coś o tych dżinsach i tych Camelach. Mogę jeszcze nawet o whisky. To już nie są moje refleksje. To są fakty. W każdym Peweksie – a ich było zawsze wystarczająco dużo wszędzie – można było kupować markowe dżinsy, markowe papierosy, markową czekoladę i markowy alkohol. Podejrzewam, że bardziej nawet markowe niż dziś, bo przynajmniej oryginalne, a nie produkowane gdzieś w Chinach czy w Czechach. Jak ktoś nie miał dolarów, to na każdym rogu ulicy mógł spotkać tak zwanych cinkciarzy, którzy mu sprzedali odpowiednią ilość tak zwanych bonów. Ponieważ poza Peweksami do kupienia nie było praktycznie nic, nawet mnie, zwykłego studenta, który w dodatku musiał się utrzymywać sam, stać było na to, żeby od czasu do czasu sobie coś tam kupić. A więc niech Gociek mi tu nie pieprzy o tym, jak to w komunie nie można było sobie kupić Cameli. Bo to już jest z jego strony wyjątkowa bezczelność.
 
      Oczywiście że to był straszny czas. Pod wieloma względami to był czas wręcz nie do wytrzymania. Rzecz jednak w tym, że jeśli Gociek próbuje nam powiedzieć, że komuna była zła, bo nie było dżinsów, a w kinach leciało wyłącznie jakieś ruskie gówno, to niech się zamknie, bo zwyczajnie szkodzi. I to nie szkodzi PRL-owi. PRL już szczęśliwie za nami. On szkodzi akurat nam. Tym wszystkim którzy widzą każdego dnia, od momentu jak otworzą oczy do chwili kiedy je zamkną, jakie straszne czasy nam przyniosła ta sławna III RP. A szkodzi powtarzając za nimi wszystkimi, że cokolwiek by powiedzieć, to jedno trzeba przyznać. Dżinsy i Camele mamy. Nie wspominając o paszporcie w każdym domu. A że filmy do dupy? No trudno, może będzie lepiej. Jak tylko PiS wróci do władzy.
 
 

Tradycyjnie już ostatnio, pragnę poinformować, że mój kumpel i wydawca Gabriel Maciejewski podjął ostatnio poważne kroki na rzecz poszerzenia rynku dla naszych książek, w tym mojego „Liścia” i „Elementarza”. Dziś sytuacja jest taka, że można obie zamawiać w każdej księgarni w kraju. Natomiast, jeśli ktoś woli przez Internet, to albo u Coryllusa na stronie www.coryllus.pl. lub u mnie na www.toyah.pl. Dokładnie te same, tyle że z osobistą dedykacją, i bez kosztów wysyłki.      

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (87)

Inne tematy w dziale Polityka