Ponieważ, jak powszechnie wiadomo, jestem wybitnym i powszechnie uznanym blogerem, zwróciła się do mnie grupa obywateli, abym skomentował fakt zlekceważenia przez Unię Europejską propozycji naszego ministra Radka Sikorskiego, aby sprawę zwrotu wraku prezydenckiego samolotu przenieść na poziom europejski. Ponieważ jednak ze względu na to, że w ostatnich dniach, bardzo niefortunnie i wbrew własnej woli, zostałem wmanewrowany w tak zwaną sprawę Grzegorza Brauna i języka nienawiści, jakim człowiek ten się posługuje, co zaprowadziło mnie nawet przed oblicze prokuratora, postanowiłem na jakiś czas dać sobie spokój z polityką, i poopowiadać sobie trochę o sprawach lekkich. Kto wie, czy nawet nie spróbuje tego tekstu umieścić w portalu o kojącej nazwie Latte24?
A zatem, proszę posłuchać. Jak Państwo wiedzą, jestem szczęśliwym posiadaczem żony i trojga dzieci. I oto, o czym dotychczas dyskretnie nie wspominałem, tak się składa, że od dnia naszego ślubu żona każe mi spać w osobnym łóżku, a nawet w osobnym pomieszczeniu. O ile sobie przypominam, tylko raz, przy okazji gruntownego remontu naszego mieszkania, spowodowanego koniecznością udostępnienia mojego łóżka koledze żony ze studiów, miałem okazję spać z nią w tym samym pokoju, a i to w dodatku na podłodze.
Powiem szczerze, że trochę przez to, że przyzwyczaiłem się do tego układu, ale też przez to, że darzę swoją żonę wielkim szacunkiem i uważam, że wszystko, co ona powie, jest dobre dla całej naszej rodziny, nie protestowałem. Ostatnio jednak, za namową kolegów z pracy, którzy uważają, że sytuacja, jaka panuje u nas w domu jest nienormalna i ja nie powinienem dalej na nią pozwalać, postanowiłem, że poproszę żonę o spotkanie i rozmowę, i poproszę ją, żeby może jednak pozwoliła mi spać, nawet jeśli nie we wspólnym łóżku, to chociaż w jednym pokoju. Choćby obok siebie, na podłodze.
Muszę przyznać, że ponieważ ze swojej strony zrobiłem wszystko, żeby swojej żony nie zdenerwować i nie dać jej powodu do gniewu, rozmowa upłynęła nam w spokojnej atmosferze. Wprawdzie już na samym początku żona moja zapowiedziała, że z pewnych względów, które akurat mnie nie dotyczą i nie powinny interesować, ona póki co musi spać osobno, jednak w końcu obiecała mi, że w momencie gdy ona uzna, że pojawiły się nowe okoliczności, i sytuacja ulegnie zmianie, ona moja sprawę rozpatrzy ponownie. Oczywiście, próbowałem argumentować, prosząc ją, by się zastanowiła, jak by ona się czuła, gdybym to ja nie pozwolił jej spać w moim pokoju, by nie wspominać już o tym samym łóżku. Niestety, ona się tylko roześmiała i powiedziała mi, że ona sobie takiej sytuacji nie umie wyobrazić, i to nawet nie ze względu na to, że ona by ze mną nigdy spać nie chciała, ale przez to, że ona nie bardzo wie, jak by to miało wyglądać, jak ja jej czegokolwiek odmawiam. Przyznaję, że zrobiło mi się trochę nieprzyjemnie, ale wiedziałem, że nie powinienem dalej ciągnąc tematu, więc powiedziałem tylko, że i tak jest mi miło, że obiecała kiedyś do sprawy wrócić. I że trzymam ją za słowo. Tak jej dokładnie powiedziałem: „Trzymam cię za słowo”. Ona mnie na to pieszczotliwie uderzyła papciem w głowę, ale, jak już wcześniej mówiłem, cała rozmowa była uprzejma i w sumie bardzo satysfakcjonująca. Najważniejsze, że żona się na mnie nie obraziła, no i że obiecała do sprawy wrócić. A więc, nie mogę narzekać.
Czemu o tym opowiadam? Otóż w ten sposób chciałbym trochę nawiązać do sprawy, o której wspomniałem na samym początku, a więc działań naszego rządu na rzecz zwrotu przez Rosjan wraku naszego samolotu. Wiem, że wiele osób uważa postępowanie ministra Sikorskiego za zbyt miękkie i ustępliwe, moje doświadczenie – a uważam, że tu akurat jest ono moim bardzo silnym atutem – jasno pokazuje, że złością i zawziętością nie można niczego osiągnąć. Wręcz przeciwnie – tylko cierpliwość i dobra wola dają szansę na lepsze.
Czego wszystkim nam życzę w obliczu zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia.
Inne tematy w dziale Polityka