Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2259
BLOG

Jak pokonać zło gołymi rekami

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Kultura Obserwuj notkę 23

      O blogerze Tomaszu Rożku słyszałem dotychczas wyłącznie od mojej córki, która działa w naszym tu Duszpasterstwie Akademickim, miała okazję być na którymś z jego wykładów i powiedziała mi, że jest dobry. Wczoraj trafiłem na jego notkę w Salonie24 i muszę potwierdzić, że owszem – Rożek jest istotnie dobry.

      Kim jest Rożek? Otóż jest fizykiem, redaktorem „Gościa Niedzielnego”, z tego co się dowiaduje od mojej córki właśnie, prowadzi w tak zwanym „Oku” – to jest ta ohydna, spłaszczona półkula obok „Spodka”, co ją niekiedy można zobaczyć w TVN24 – coś co się nazywa „kawiarenką naukową” i zaprasza tam różnych naukowców, żeby opowiadali ciekawym o ciekawych sprawach. No i teraz się okazuje, że jest też moim kumplem blogerem.
      Wpadłem na tego Rożka wczoraj, po tym jak zamieścił w Salonie tekst o intrygującym tytule „Czas schizofrenii”, no a ja go przeczytałem. Tekst jak tekst. Zakładając, że córka moja ma rację i Rożek jest rzeczywiście dobry, wszystko jest na spodziewanym poziomie, ani w dół, ani w górę. Chodzi o to, że przy okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, Rożek zauważył coś intrygującego, a mianowicie pojawienie się na półkach z prasą tak zwanych „świątecznych wydań” zwyczajowo bardzo antykościelnych i antyreligijnych tygodników, takich jak „Polityka”, „Wprost” i „Newsweek”. I nawet nie poszło Rożkowi o to, że przyzwoitą rzeczą byłoby, gdyby redakcje tych pism na ów święty czas zawiesiły swoją czarną działalność i wyjechały na ciepłe wakacje na Ibizę, lub do Tajlandii, ale zaledwie o to, by w tym czasie nie absorbowały ludzi swoją bezczelnością, przyozdabiając okładki swoich produktów obrazem Świętej Rodziny, tylko dały tam coś albo bardziej neutralnego – na przykład choinkę na plaży w Australii – lub bardziej zgodnego z ich ewentualną wiarą, a mianowicie jakiegoś pogańskiego boga. Krótko mówiąc, żeby się odpieprzyli od naszego Jezusa, co się ma urodzić, naszych kolęd, naszych opłatków i naszej tradycji. Żeby na tę okazję postąpiły choćby tak jak Mikołaj Lizut, redaktor „Gazety Wyborczej”, który to niedawno zwrócił się z publicznym apelem do swoich znajomych, by go nie zadręczali świątecznymi życzeniami, bo on, jako osoba niewierząca, ma wszelkie religijne święta w nosie.
      Tekst, jak już wspomniałem – tekst jak tekst, napisany przez kogoś, kto wie, co chce powiedzieć, ma pewien pomysł i wie, jak go zrealizować. A więc standard. Natomiast muszę przyznać, że to czego się nie spodziewałem, to była reakcja czytelników. Otóż po tym jak Rożek ów tekst opublikował, na jego blogu pojawiła się cała masa znanych mi skądinąd komentatorów i Rożka wdeptali w ziemię. Dosłownie. Powiem szczerze, że czegoś takiego nie widziałem nawet na blogu blogera Pantryoty, czy blogerki Teesy. Tam zwykle mamy proste bałwaństwo pomieszane z takim zwykłym, dziecięcym złośliwym samozadowoleniem. Tu była tylko autentyczna wściekłość.
      Jak się należało spodziewać wszyscy ci zdenerwowani państwo to zadeklarowani ateiści, którzy jednak z jakiegoś – zarówno dla Rożka i dla mnie – nie mogą spokojnie przeżyć Bożego Narodzenia, jeśli w którymś punkcie obchodów nie nażrą się kupionego gdzieś na ulicy opłatka i nie puszczą sobie płyty z kolędami w wykonaniu Roda Stewarta. Wydaje się nawet, że część z nich – często ludzi, którzy uważają, że te Święta chrześcijaństwo skradło poganom czczącym od wieków boga słońce, boga las i boga ogień, i że Parlament Europejski w przyszłości powinien tę sprawę zgodnie z prawem uporządkować – ma już taką sieczkę w głowie, że w wieczór wigilijny nawet nie wezmą w usta kiełbasy, bo to grzech.
     A więc oni wszyscy wpadli w tak przepiękną furię, że, jak mówię, czegoś podobnego nie widziałem. Zupełnie jakby nagle przed sobą zobaczyli, ściskających się ojca Rydzyka i Jarosława Kaczyńskiego. I powiem uczciwie, że tu mam do Tomasza Rożka, fizyka z Katowic, wielki szacunek. Jemu tym jednym wpisem udało się osiągnąć coś, co ja mam zawsze, ile razy siadam do komputera, by napisać nowy tekst, na pierwszym miejscu w swojej głowie. Napisać coś takiego, żeby oni się odkryli. Żeby oni dostali takiej cholery, żeby się odkryli. A tu tak się właśnie stało. Patrzeć jak oni się wszyscy dekonspirują było czystą radością.
      Tu na tym moim blogu niedawno pojawił się bloger Julian Arden i zostawił komentarz, za który zapowiedziałem, że go zaraz wyrzucę. Na to on wydął usta w pogardzie, uchylił kapelusika i powiedział, żebym nie zadawał sobie trudu, bo on już sobie sam pójdzie. A więc porażka. Tymczasem wystarczyło, że Rożek powiedział mu, żeby w Wigilię poszedł sobie ze znajomymi do Burger Kinga i żeby wszyscy sobie kupili dużego kebaba, a on napisał coś takiego:
      „Osobiście jestem przeciwnikiem religii jako zjawiska, natomiast Boże Narodzenie obchodzę jako święto tradycyjne i rodzinne, będące przecież wspominkami o narodzinach w najsłynniejszej rodzinie świata. Zresztą o ile wiem chrześcijanie też nie wybrzydzali, w rzeczywistości obchodząc tego właśnie dnia któreś z rzymskich świąt religijnych, tylko zaadaptowane do nowych celów. Zatem skoro oni byli w porządku, to może i ja mogę coś z tego makowca uszczknąć”.
      I to jest to, czego Rożkowi zazdroszczę. To się nazywa umiejętnie posługiwać bronią. Oto jak się kładzie Złego na deski. Mam nadzieję, że i mnie się kiedyś uda znaleźć to jedno zdanie, to jedno słowo, ten jeden gest, kiedy oni wszyscy poczują, jak im się ziemia usuwa spod nóg.
      Niech żyją fizycy!

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Kultura