Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1623
BLOG

Porno RP

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 31
Gdyby ktoś się zastanawiał, co słychać u naszego dziś już trochę byłego kolegi LEMMINGA, śpieszę wyjaśnić. On wciąż jest z nami jak najbardziej, tyle że jeśli ma czas na to, by nie musieć zarabiać na życie, poświęca go właśnie na owo życie i – jak najsłuszniej zresztą – zajmowanie się tym blogiem ogranicza do niezbędnego minimum. A więc tyle wszystkiego, że czyta i kibicuje. Dla nas jest to oczywiście wielka szkoda, bo bez jego komentarzy nic już nie jest takie same, ale przynajmniej jego niezwykłe córeczki i równie niezwykła żona są zadowolone. A o cóż więcej może chodzić?
 
Dziś LEMMING przysłał mi link do wywiadu, jaki „Gazeta Wyborcza” uznała za stosowne przeprowadzić z człowiekiem, który swego czasu podobno był bardzo ważnym redaktorem zatrudnionym przez największą w Polsce sieć wydawnictw pornograficznych, i w którym to wywiadzie ów człowiek zwraca uwagę na kilka rzeczy, które dla nas akurat mogą się okazać dość interesujące.
 
Ja nie bez powodu w pewnym momencie użyłem słowa „podobno”. Rzecz bowiem w tym, że typ ten gada do nas anonimowo, a skoro tak, powinniśmy się spodziewać wszystkiego, miedzy innymi też tego, że to wszystko jest bujda na resorach, a całość wyszła spod paluszków jakiejś Dominiki Wielowieyskiej, czy Mikołaja Lizuta, którzy akurat przy okazji Świąt Bożego Narodzenia, kiedy to nawet głupie Biedronki są zamknięte, setnie się nudzili i postanowili zarobić parę ekstra groszy. Ktoś się od razu pewnie spyta, że skoro ja biorę pod uwagę, iż ta rozmowa to zwykła fikcja, czemu się nią w ogóle zajmuję? Otóż nawet jeśli to wszystko od początku do końcu wyszło zaledwie z mózgu Mikołaja Lizuta, to ja sądzę, że on, jako zapewne poważny specjalista od wszelkiego typu pornografii, a jednocześnie dziennikarz z pewną szczególną pozycją na rynku, nie mógł sobie pozwolić na wygadywanie kompletnych bzdur. I że coś w tym, co tam jest napisane, to musi być szczera prawda.
 
A zatem, co tam jest takiego, co mnie – a przy okazji LEMMINGA – mogło zainteresować? Parę zaledwie rzeczy. Pierwsza to taka, że podobno pornografia, jaką mamy w Polsce, to najgorszy ruski syf, gdzie nie chodzi o nic więcej, jak o zwykłe mięso. Najlepiej obłożone kupą. Po drugie, cały ten biznes jest w rękach osób homoseksualnych, bo ze względu na swoje naturalne uwarunkowania, tylko oni są w stanie wytrzymać ten typ perwersji. No i po trzecie, że jeśli ten rynek w ogóle jeszcze istnieje, to wyłącznie ze względu na ludzi starszych już wiekiem i częściowo chorych psychicznie. Dlatego też wspomniane wcześniej pedały gros swojej produkcji kierują na rynek czeski, gdzie – również naturalnie – panuje większa tak zwana kultura pornograficzna.
 
No i teraz pewnie znów pojawi się pytanie, co nas – mnie i LEMMINGA – w tym wszystkim aż tak zainteresowało, że postanowiliśmy się tematem zająć? Otóż nie wiem oczywiście do końca, jak to było z nim, ale na mnie największe wrażenie zrobiło to mięso. Coś, co – ktokolwiek był faktycznym autorem wspomnianego tekstu – zostało opisane figurą „do porzygania”. Dlaczego? Otóż w tych właśnie dniach ukazał się kolejny numer tygodnika „Newsweek”, a w nim rozmowa z Wojciechem Karolakiem – kiedyś, przeciętnym nawet jak na polskie warunki, jazzowym muzykiem, a dziś już tylko mężem Marii Czubaszek. Jako że czasy mamy takie – a zalinkowany mi przez LEMMINGA tekst z „Wyborczej” tylko to potwierdza – że bez wspomnianego wcześniej gówna, nie ma nic, rozmowa „Newsweeka” prowadzona jest na odpowiednio starannie opracowanym poziomie. Cóż więc tam mamy? Nie będę tu wchodził w szczegóły, wystarczy powiedzieć, że to jest taki trochę Jerzy Urban z początków lat 90-tych, tyle że znacznie głupszy i oczywiście znacznie mniej zabawny.
 
Skoro tych pytań się namnożyło tak wiele, pojawi się pewnie jeszcze jedno – skąd ja mianowicie wiem o tej rozmowie? Czyżbym aż tak dokładnie śledził to wszystko, do czego doszedł świat, że tygodnik, który jeszcze w roku 1980 próbowałem – bezskutecznie oczywiście – przemycić z zagranicy do Polski, a dziś jest w Polsce redagowany przez człowieka nazwiskiem Lis, też wpadł w pole mojego zainteresowania? No nie. A tak źle nie jest. Po prostu śledzę różnego rodzaju komentarze zamieszczane w Internecie, i wychodzi na to, że głos kogoś takiego jak Wojciech Karolak, rozpropagowany przez polskie wydanie „Newsweeka” – to jest naprawdę coś. Coś na miarę owej wspomnianej wcześniej pornografii, po którą ustawiają się w kolejkach starsi panowie, którzy nie potrafiąc obsługiwać komputera, nie wiedzą nawet, co tracą.
 
I myślę, że oto nadszedł dobry moment, by przejść do spraw naprawdę poważnych. Ja naprawdę w roku 1980 wracałem z mojej jedynej w PRL-u wyprawy za granicę i wiozłem ze sobą „Newsweeka”. No i go nie dowiozłem. Skasowano mi go, zanim znalazłem się w domu. Od tego czasu minęły 32 lata. Ci wszyscy, którzy, podobnie jak moje dzieci, urodziły się już albo w nowej Polsce, albo tuż przed upadkiem starej, pewnie tego nie rozumieją, ale „Newsweek” to było coś. Dziś słyszę, ze Amerykanie ostatecznie swoje papierowe wydanie zamknęli. My tu w Polsce radzimy sobie świetnie. Publikując wywiad z Wojciechem Karolakiem, w którym on opowiada, jakie to zwyczaje panują u niego i jego żony w domu. Przyznam szczerze, że całości nie czytałem. Znam tylko omówienie dostępne na blogach. A zatem, nie umiem powiedzieć, czy tam też jest coś o braniu w gardło. Z tekstu o pornografii zamieszczonym w „Wyborczej” można domniemywać, że przynajmniej być powinno.

  

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Polityka