Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2396
BLOG

Nie dajmy się obłąkać

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 52

             Może niektórzy z nas już tego nie pamiętają, albo przyszli już po, a więc nawet sprawy nigdy nawet nie znali, ale swego czasu w Salonie24 pewną popularność zdobył bloger podpisujący się nickiem „slaughterhouse5”. Ów człowiek – o czym sam nas nieustannie informował – mieszkał w Krakowie w jakimś bardzo dużym i eleganckim mieszkaniu na Starym Mieście, otoczony pieniędzmi, pięknymi kobietami i dziełami sztuki, studiował na najbardziej prestiżowych kierunkach Uniwersytetu Jagielońskiego, znał płynnie kilka języków, znakomicie grał w szachy i na giełdzie, no a poza tym był cenionym członkiem młodzieżówki Platformy Obywatelskiej i ozdobą każdego towarzystwa. Teksty jakie tworzył, najczęściej dotyczyły polityki, ale wszystko co on tam wkładał było zawsze wzmacniane najnowszymi informacjami na temat tego, co u niego słychać. A więc często było tak, że mieliśmy tekst o tym, jak to Slaughterhouse poszedł na jakąś imprezę do najmodniejszego klubu w mieście, gdzie poderwał trzy fantastycznie piękne dziewczyny, potem udał się z nimi do siebie do domu, aby uprawiać z nimi seks i zażywać narkotyki, ale niestety musiał się z nimi nad ranem pożegnać, bo jedna z nich okazała się pisówą, i jego to wyprowadziło z równowagi. No i dalej już była tylko polityka. Oczywiście mogłem tu coś pomieszać, ale ogólnie tak to z tym Slaughterhousem rzecz się miała.

     Dla każdego normalnie myślącego człowieka sprawa była od samego początku oczywista: ów Salughterhouse to był człowiek psychicznie chory. Ja na jego temat miałem pewną teorię. Otóż pomyślałem sobie, że to jest jakiś chłopak, którego poziom rozwoju kwalifikowałby do szkoły specjalnej, ale ponieważ miał bogatych i kochających rodziców, oni go wcisnęli za jakieś ciężkie pieniądze do któregoś z prywatnych liceów o reputacji na tyle niskiej, że pozwalała im przyjmować wszystkich jak leci, i on przez spędzony tam czas nauczył się utrzymywać na zewnątrz pewien szczególny fason, no a Internet był owego fasonu przedłużeniem. Skąd mi przyszła do głowy taka historia? Ano stąd, że kiedyś zdarzyło mi się pracować w tego typu szkole i mieć tego typu ucznia, i ile razy czytałem owego Slaughterhouse’a, myślałem sobie, że to musi być ktoś kropka w kropkę taki właśnie.
      Ale, to w sumie jest nie najważniejsze. Chodzi o to, że ten Slaughterhouse to był autentyczny wariat i mitoman, natomiast tu w Salonie jego pozycja była absolutnie niepodważana, zaczynając od Administracji, a kończąc na innych blogerach. Oczywiście, ponieważ on na swoim blogu tępił PiS, emocjonalnie z PiS-em związani blogerzy go nie lubili i go traktowali tak jak to się przy okazji różnych politycznych sporów zwykle dzieje. W każdym razie, nie przypominam sobie, by ktokolwiek kiedykolwiek potraktował go jak człowieka zwyczajnie chorego, a jak już idzie o takiego Sowińca, Rudecką, czy któregoś z jej politycznych przyjaciół, dla nich Slaughterhouse to był po prostu swój człowiek. Jeden z gangu.
      I to jest temat, na który chciałem dziś się podzielić swoimi refleksjami. Wariaci i to jak oni, wyłącznie dzięki polityce, są w stanie stać się częścią bardzo poważnej debaty. Slaughterhouse’a już tu z nami nie ma, ale nie powinniśmy się łudzić, że wraz z jego zniknięciem, zniknął problem. Mowy nie ma. Ja mam wręcz wrażenie, że na jego miejsce nie przyszedł jeden nowy, ale cała kupa szaleńców co najmniej równie barwnych jak ów człek. Co do jednego, nie mam żadnych wątpliwości, bo znam go osobiście i to znacznie lepiej, niż bym sobie tego życzył, co do innych natomiast mam naprawdę bardzo mocne podejrzenia. Weźmy takiego Pantryjotę, który moim zdaniem stanowi wręcz inkarnację niegdysiejszego Slaughterhouse’a. Co robi ów Pantryjota? Niektórzy z nas wiedzą, ale krótko opowiem. On mieszka gdzieś pod Warszawą w domu z ogrodem, ma żonę o imieniu Danusia, którą bardzo kocha i ona kocha jego, a poza tym mają psy i koty, które są z nimi tak samo szczęśliwe jak oni z nimi. Wprawdzie nie wiadomo, czym Pantryjota się zajmuje, ale towarzysko jest bardzo mocno ustosunkowany, bo zna wielu ludzi, których znamy też my, również z pierwszego szeregu branży muzycznej. Ostatnio Pantryjota został umieszczony w sanatorium – w co akurat ja jestem chętnie gotów uwierzyć – no i w tym sanatorium on głównie spędza czas na siłowni i w saunie, a jeśli nie tam, to albo uprawia seks z najróżniejszymi kobietami, z których każda jest kruczowłosa, szczupła i idealnie zgrabna, albo pisze teksty na swoim wypasionym tablecie. Co na to Danusia? O tym się akurat nie mówi. No i jeszcze Pantryjota pisze powieść w odcinkach o pewnej dziewczynie, której rodzice tak obrzydzili seks, że ona potrafi się już tylko masturbować. Chyba o tym, jednak głowy nie dam.
      O co mi chodzi? Wbrew pozorom, wcale nie o to, by się za to wszystko, co Pantryjota pisze o mnie czy o Gabrielu, na nim poznęcać. Co do tego, że on jest psychicznie chory ja nie mam najmniejszych wątpliwości, a to naprawdę nie jest nic śmiesznego. W dodatku jestem przekonany, że on autentycznie jest teraz w tym sanatorium i zapewne nie ot tak sobie, ale z powodu jakiś poważnych problemów ze zdrowiem, z których boląca łydka i brak apetytu wcale nie są najważniejsze. To co mnie w jego sprawie zajmuje, to to, że na jego blog przychodzą, i traktują go jako partnera ludzie, których w życiu bym nie podejrzewał o to, że z nimi też jest coś nie tak. Taki Eli Barbur na przykład. Przychodzi tam ten Barbur – Żyd w końcu pierwszej klasy – i nie widzi nic poza fajnym facetem, który ma odpowiednie polityczne poglądy, a w dodatku naprawdę fantastycznie pisze, również powieści. Przychodzi ten Barbur i ani mu się w głowie nie zapali czerwone światełko, że tam trzeba się poruszać naprawdę ostrożnie, bo to są rejony zwykłym śmiertelnikom nieznane. Wystarczy że Pantryjota użyje słowa „golonka”, Eli Barbur zupełnie traci swój słynny żydowski rozum i zaczyna się zachowywać, jak jakiś najbardziej durny wieśniak z Jedwabnego.
      Co to za cholera ta polityka, że ludzie przez nią są w stanie aż tak zgłupieć? Czasem sobie myślę, że może któregoś dnia zrobię taki eksperyment, że stworzę fikcyjną postać jakiegoś kompletnie obłąkanego antypisowca z talentem do składania zdań, który będzie miał w sobie wszystko co jest najgorsze na tej ziemi, który będzie osoba tak obrzydliwą, że jedna chwila z nim to kompromitacja do końca świata, i zobaczę, jak to się rozwinie. Może nawet zacznę pisać jakieś mroczne wiersze, publikować i czekać aż Eli Barbur mnie poprosi, bym te poezje wydał, bo to jest prawdziwa rewelacja.  No i zobaczę, kto jeszcze do mnie przyjdzie, kto będzie chciał się ze mną zaprzyjaźnić, a jak już uznam, że misja została spełniona, wszystko opowiem i będę z radością patrzył, jak te wszystkie Sowińce, Teesy, te Marki Zegarki, te Polonie, Monety, te Entefuhrery, cała ta hałastra będzie spieprzała, gdzie pieprz rośnie. Może wtedy przynajmniej część z nich się czegoś nauczy. Może. Na razie jednak mam swoje sprawy i swój czas, i nie bardzo widzę, kiedy miałbym się zajmować ludźmi, którzy żyją tak jakby wszystko miało trwać wiecznie.
 
Przypominam, że Gabriel w swojej księgarni sprzedaje moją najnowszą książką po bardzo okazyjnej cenie. Spodziewam się, że już tylko do końca tygodnia. Poza tym, on ustawił jakąś wyjątkową bonifikatę na komplet wydanych przez mnie książek, no i tym również wypada się zainteresować. Zachęcam szczerze –www.coryllus.pl

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Polityka