Z Tomaszem Sakiewiczem wątpliwą przyjemność – na tyle, by móc sobie pozwolić na jakikolwiek komentarz – miałem zaledwie dwa razy, i w obu przypadkach, na szczęście, nie osobiście. Raz, kiedy przeczytałem u niego na blogu, jak to on jest okropnie szykanowany przez System, do tego stopnia, że kiedy jedzie na wakacje do Juraty, to znajome barmanki muszą mu stawiać wino na koszt firmy, bo on jest zwyczajnie bez grosza. Na szczęście, dzięki redagowaniu „Gazety Polskiej”, on zewsząd odbiera tyle zwykłego ludzkiego szacunku, że jakoś ciągnie.
Drugi ze wspomnianych kontaktów miał miejsce podczas trzecich urodzin Salonu na imprezie w Warszawie. Ponieważ na tę okazję do knajpy Na Rozdrożu został zaproszony również sam Jarosław Kaczyński, obok pojawiła się cała kupa mniej lub bardziej znanych osób spoza salonowego towarzystwa, w tym i Tomasz Sakiewicz. A ja z tej konfrontacji pamiętam tyle, że on całą imprezę przesiedział z jakimiś swoimi znajomymi w rogu sali, z dala od tłumu, tak jakby uważał, że to, co go może spotkać najgorszego, to sytuacja, gdy ktoś coś od niego będzie chciał.
Dziś trafiłem na tekst Tomasza Sakiewicza, zamieszczony na głównej stronie Salonu, w którym on, mówiąc krótko, zapowiada, że ostateczne zwycięstwo jest już tuż za rogiem, i zachęca nas wszystkich, byśmy dokończyli dzieła, wyłapując tych lemingów, którzy już wprawdzie są pełni nieufności do władzy, ale jeszcze nie mieli okazji usłyszeć ani o „Gazecie Polskiej”, ani Telewizji Republika, i wciąż są poddawani propagandzie TVN24 i „Gazety Wyborczej”. Plan jest taki, że jeśli już kogoś takiego spotkamy, powinniśmy mu opowiedzieć o Sakiewiczu i jego medialnych projektach i zachęcić do kupowania tego, czy owego. A jeśli komuś szkoda pieniędzy, to chociaż podarujmy przeczytany już egzemplarz „GP”. I pamiętajmy koniecznie, by traktować to, jako nasz „chrześcijański i polski obowiązek”
Ktoś jest pewnie ciekawy, skąd Sakiewiczowi przyszedł do głowy tak fantastyczny pomysł. Otóż on na to wpadł podczas rekolekcji na Stadionie Narodowym. Podczas gdy „ojciec John z Ugandy” prowadził rekolekcje, do Sakiewicza podszedł „młody człowiek, z trójką dzieci, menedżer w dużej firmie”, no i opowiedział Sakiewiczowi, jak to kiedyś głosował na Tuska, jednak ponieważ dziś widzi, że owa platformerska polityka niszczy rodziny i kraj, pragnie odmienić swoje życie. „Gazetę Polską” zna bardzo słabo, ale chce ją kupować, no i w tej sprawie zwrócił się do Sakiewicza. I wtedy to właśnie Sakiewicz sobie nagle pomyślał, ilu jeszcze takich? Czy nie warto by było się do nich zwrócić, i przeciągnąć ich na stronę Jasności?
Tekst Sakiewicza zrobił na mnie takie wrażenie, że musiałem się w jednej chwili podzielić refleksjami z moim kolegą Coryllusem, który spędza upojny tydzień z rodziną z dala od Internetu. I proszę sobie wyobrazić, że powiedział mi on coś wręcz fantastycznego. Otóż jego zdaniem, Sakiewicz to jest tak pan, który, gdyby nagle jakimś cudem wstąpił do Świadków Jehowy, już po roku zostałby ich głównym, ogólnoświatowym szefem.
I ja myślę, że tak by to dokładnie było. On by któregoś dnia zebrał wokół siebie tych wszystkich ważnych Świadków Jehowy i opowiedziałby im taką historię: „Słuchajcie państwo, pewnego dnia, kiedy jeszcze byłem rzymskim katolikiem, poszedłem na Stadion Narodowy, żeby się pomodlić wraz z innymi do Ducha Świętego, i oto podszedł do mnie pewien człowiek. Zwyczajny – menadżer w dużej firmie, trójka dzieci, piękna żona, porządny samochód, duży dom, i mówi, że się rozczarował rządami Tuska. Ja się go pytam, czemu on z tym akurat do mnie, na co on mi powiada, że nie wie, ale coś go tknęło, by zwrócić na mnie uwagę, a potem podejść i wyznać tę swoją troskę. Ja go pytam, czy on słyszał o ‘Gazecie Polskiej’, na co on mi powiada, że nie bardzo, i że on właściwie tylko słucha propagandy z TVN24 i czyta, co mu powie Michnik. Na co ja mówię, że jestem redaktorem naczelnym bardzo poczytnej, patriotycznej gazety, która pisze całą prawdę, no i on w tym momencie się na te słowa rozpłakał ze wzruszenia, bo, jak sam mi powiedział, kiedy jednym uchem słuchał ojca Johna, cały czas czuł, że dziś stanie się coś, co zmieni jego życie. No i zobaczył mnie. I teraz wie, że to Bóg uczynił cud”.
Taka to by była opowieść Tomasza Sakiewicza skierowana do Świadków Jehowy, a ja myślę sobie, że, dokładnie tak, jak powiedział Coryllus, po wysłuchaniu tego wszystkiego, wszyscy ci lokalni liderzy Świadków Jehowy od razu by Tomasza Sakiewicza zrobili swoim przywódcą.
A my byśmy z nim mieli święty spokój. I tak byłoby dobrze. Moglibyśmy wtedy powiedzieć, że się jednak cuda dzieją.
Inne tematy w dziale Polityka