Zwykle moje felietony dla "Warszawskiej Gazety" zamieszczam - z pewnym poslizgiem - na toyah.pl, niemniej jednak, dziś pomyślałem, że tam się znajdzie pmiejsce na tekst o Zakopanem i tryumfie liberalizmu, a tu damy coś lżejszego. Proszę więc posłuchać: Mazurek, Sipowicz i reszta:
Jeśli zauważymy, że pierwszym bohaterem tego tekstu jest Kamil Sipowicz, a więc człowiek, o którym jeszcze dwa lata temu pies z kulawą nogą nie słyszał, a to że nagle jest inaczej, zawdzięczamy wyłącznie temu, że jego tak zwana „partnerka” została przyłapana z narkotykami, można by pomyśleć, że ze mną dzieje się coś niedobrego. Jeśli jednak zauważymy, że sytuacja, w której takie zero nagle staje się niemal głównym bohaterem medialnych doniesień, i to po wszystkich stronach politycznego sporu, wydaje się, że sprawa zasługuje na uwagę.
I to jest właśnie coś, o czym chciałem dzisiaj pomówić. Gdyby ktoś nie wiedział, krótko na temat owego człowieka. Otóż Kamil Sipowicz to konkubent byłej piosenkarki Kory, i, jak czytamy, „historyk filozofii i poeta”. Poza tym, a może z punktu widzenia kariery, której on doświadcza, przede wszystkim narkoman i polityczny komentator. I to wszystko, jak idzie o niego.
Ktoś się spyta, cóż od niego można chcieć, jeśli nie możliwość załatwienia działki? Cóż on może powiedzieć nam takiego, czego nikt inny nie powie, a co się okaże na tyle ciekawe, że ludzie będą chcieli tego posłuchać? Odpowiedź jest prosta. Sipowicz niezmiennie mówi trzy rzeczy. Pierwsza to taka, że Kościół Katolicki to banda pedofilów, druga, że należy zalegalizować narokotyki, a trzecia, że jeśli Jarosław Kaczyński wróci do władzy, to będzie katastrofa. Daję święte słowo honoru, że nie przesadzam. Ostatnio przeczytałem dwa długie wywiady z Sipowiczem – jeden przeprowadzony dla tygodnika „Do Rzeczy” przez Tomasza Terlikowskiego, a drugi dla „Rzeczpospolitej” przez Roberta Mazurka, a więc przez dziennikarzy, jak najbardziej, „naszych” – oba bardzo długie, i dające Sipowiczowi okazję powiedzieć dokładnie wszystko, na co ma ochotę. I tam naprawdę nie ma nic więcej. U Terlikowskiego mamy Kościół i pedofilię księży, u Mazurka dragi i Kaczyńskiego. A tu i tu ów przymus, by Sipowicza poprosić o rozmowę, i mu za to, jak rozumiem, że zechciał wypowiedzieć swoje mądrości, zapłacić zgodnie z cennikiem.
Więc mam pytanie: O co tu, do ciężkiej cholery, chodzi? Ja rozumiem, że lansowanie tego typa może być korzystne dla jakiegoś „Newsweeka”, „Wprostu”, czy „Polityki”. Oni mają swoje ściśle określone cele, pewną jasno zdefiniowana grupę odbiorców, i dla nich to, co Sipowicz, sądzi na temat Kościoła, narkotyków, czy Kaczyńskiego, może mieć pewne – choćby i ściśle propagandowe – znaczenie. Jaka jednak stoi myśl za tym, by zachęcać Kamila Sipowicza, gacha ex-piosenkarki Kory Jackowskiej, do przekazywania swoich opinii ludziom, dla których one są egzotyką wręcz nieludzką – tego nie pojmuję.
Mam tylko nadzieję, że przyczyna jest prosta, jak zawsze. Chodzi o to, byśmy się wszyscy mogli z niego pośmiać. Otóż, jeśli tak to wygląda, mam dla Terlikowskiego i Mazurka wiadomość prawdziwie ponurą. To my w tym wypadku jesteśmy obiektem owych szyderstw. I to nie jest moja opinia. To fakt.
Inne tematy w dziale Polityka