Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1951
BLOG

O wściekłej biedronce na szczycie góry lodowej

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 39

      Portal tvn24 na swojej głównej stronie podał informację, że oto Polska została zaatakowana przez nowy, szczególnie agresywny gatunek biedronek, czyli tak zwaną biedronkę azjatycką. W związku z atakiem powinniśmy być czujni, ponieważ owa azjatycka biedronka powoduje u człowieka ciężkie uczulenia, a przez to różnego rodzaju choroby, a przez to, że ich jest bardzo dużo, sprawa dotyczy nas wszystkich. Możliwe akurat, że informacja ta brzmiała nieco inaczej, natomiast sens był taki właśnie jak napisałem. Uwaga: atakuje azjatycka biedronka.

     To jednak nie wszystko. Do artykułu bowiem dołączona jest rozmowa ze Stefanem Niesiołowskim, jak wiemy, naukowcem specjalizującym się w owadach, który na pytanie dziennikarki, odpowiada po kolei. Otóż po pierwsze, on nie rozumie, skąd informacja, że mamy do czynienia z biedronką azjatycką. Z tego co on wie, istnieje 50 różnych rodzajów biedronek, i te biedronki, które akurat się pojawiły, mogą reprezentować różne gatunki. Po drugie, żadna z nich przez to, że nie odżywia się ludzką krwią, lecz mszycami, nie stanowi dla człowieka żadnego zagrożenia. Dziennikarka jednak nie ustępuje i chce wiedzieć, co będzie, jeśli dostaniemy od tych biedronek uczulenia. No i tu Niesiołowski – ponieważ ma okazję przez chwilę rozmawiać o sprawach zawodowych – akurat odpowiada najbardziej sensownie i logicznie, że uczulić się możemy na wszystko, więc nie ma w ogóle o czym gadać. No i w ten sposób rozmowa zmierza do nieuchronnego końca, z którego wynika jednoznacznie, że news podany przez tvn24 był od początku do końca, włączając w to różnego rodzaju szczegóły, wymyślony. Po co? Aaaa… to już jest inna kwestia.
     Jedno wiemy na pewno. Pojawiły się u kogoś w Warszawie na balkonie biedronki, ten ktoś powiadomił o tym TVN24. Redakcja wysłała reporterów do zbadania sprawy, reporterzy pojechali na miejsce, nakręcili materiał, przeprowadzili dziennikarskie śledztwo, z którego uzyskali informacje o azjatyckiej biedronce i zagrożeniu, jakie ona niesie dla człowieka, wiadomość opublikowali, a wszystko po to, by już za chwilę dodać odpowiednie uzupełnienie, że newsa tak naprawdę nie ma.
      Dziś zaglądam na onet.pl, a tam na pierwszym miejscu tekst zatytułowany „Jak to naprawdę jest z pedofilią u księży?” i duże kolorowe zdjęcie księżowskiego karku z koloratką. Ho, ho, myślę sobie, skoro dziś ma być „naprawdę”, to może następuje jakaś drobna korekta. No i korekta jest. Otóż, jak podają statystyki, „od 1950 do 2002 r. w USA za seksualne napaści na nieletnich skazanych zostało 0,25 proc. księży (259 przypadków). Problem częściej dotyczy np. nauczycieli i trenerów. Ale to 4 proc. tamtejszych duchownych (za życia bądź po śmierci) zostało posądzonych o taką napaść przez domniemane ofiary. Tymczasem w Polsce pełnomocnik ds. ochrony dzieci nie zna nawet skali zjawiska, choć ma z nim walczyć. Wedle obliczeń w ciągu 10 lat w Polsce za pedofilię skazano jednak 27 księży - to ok. 0,07 proc. ogółu polskich duchownych”.
     I kiedy można by było sobie pomyśleć, że tym samym sprawa powinna zostać przynajmniej do czasu uzyskania jakichś świeższych informacji, w tym wyliczeń wskazujących na to, że te 0,25% i 0,07% to czarna propaganda rozsiewana przez Watykan i związane z Watykanem organizacje pedofilskie, pojawia się kolejne zdanie:
      „Pewne jest jedno: tak w Polsce jak i na świecie widać tylko wierzchołek góry lodowej”.
      Odetchnijmy na chwilę i popatrzmy na to wszystko raz jeszcze. Oto dostajemy informację, że w Stanach Zjednoczonych od roku 1950 do 2002 skazano za pedofilię 259 księży, i nawet jeśli przyjmiemy (a ja tu jestem skłonny się nie spierać), że Onet ma na myśli tylko Kościół Rzymskokatolicki, to w porównaniu z ludźmi w koloratkach, o wiele poważniej sprawa wygląda z nauczycielami i trenerami. Ile w tym czasie skazano nauczycieli i trenerów, Onet nie podaje, no ale tyle wiemy: tam jest znacznie gorzej. Może być oczywiście tak, że te 259 osób to liczba nieprawdziwa, bo, jak się okazuje, za rzekomą pedofilię doniesiono aż na 4% księży. Tyle że tu też Onet jest mało dokładny, bo już nie pisze, na ilu to doniesiono nauczycieli i trenerów, i ilu z nich nie skazano. To więc z czym zostajemy tak naprawdę, to tych 259 księży przez 52 lata (!!!), no i owa praktycznie zerowa liczba księży w Polsce. To są, wydawałoby się, fakty.
    Okazuje się jednak, że nie – że fakty dopiero będą. Już są. Otóż tamto wszystko pewne nie jest. Pewne natomiast jest to, że to co nam się podaje, to zaledwie „wierzchołek góry lodowej”. Skąd ta pewność? Jak to skąd? Przecież wiadomo. W telewizji mówili, no a poza tym wystarczy popytać ludzi.
     W całym tekście Onetu – a jest to tekst wyjątkowo długi – wszystko co stanowi dotyczy realnych opartych na liczbach i statystykach faktów, ogranicza się do jednego: Przez wszystkie lata, kiedy to sprawa seksualnego molestowania przez księży była w ogóle tematem, stwierdzono, że z całej populacji księży na całym świecie seksualne nadużycia udowodniono 0,07% . I to jest przez dziennikarza Onetu napisane jasno i wyraźnie. Cały jednak tekst – a jest to tekst, powtarzam, niezwykle długi – poświęcony jest pedofilii wśród księży, z jedną od początku do końca tezą: tam się dzieją takie rzeczy, że nam się nawet w najgorszych koszmarach nie śniło. Owszem – dotychczas o molestowanie oskarżono zaledwie 4% z nich. Owszem – z tych 4% winę zaledwie udowodniono zaledwie co trzydziestemu. No ale, jak już mówiliśmy, rzecz w tym, że to jest „czubek góry lodowej”. Na pewno? Oczywiście, że na pewno. Jakże by inaczej? A już na pewno w Polsce.
    To jest już kolejny tekst, który poświęcam temu szaleństwu, któremu zostaliśmy w ostatnim czasie z taką brutalnością poddani. Tym razem jednak nie tyle mi chodzi o sam zamysł praktyczny, a więc zaplanowane niszczenie Kościoła, lecz o sposób, w jaki jest to robione. Myślę, że artykuł w Onecie, a wcześniej tekst TVN24 o inwazji biedronek, świetnie pokazują, z jaką mamy do czynienia fikcją. Tam wprawdzie dostajemy news, o którym już po chwili dowiadujemy się, że żadnym newsem nie jest. Tu natomiast zostajemy zaatakowani informacją o tym, że nawet jeśli nic się nie stało, to nic nie szkodzi, bo i tak się stało. Albo mogło się stać.
     A ja już tylko czekam jak w telewizji zaczną się pojawiać reklamy preparatów na pogryzienie przez biedronki. Oczywiście przetykane rozmowami z kolejnymi ofiarami zboczonych księży. Mnożącymi się w tym samym tempie, co owe biedronki. W końcu, chleba dosyć, ale rośnie popyt na igrzyska. Tak to chyba było, prawda?

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Polityka