Na początek pytanie (dla użytkowników CB-radia raczej retoryczne):
Czy kierowca, który przez CB ostrzega jadących w przeciwnym kierunku, że za chwilę czeka ich mgła - może jednocześnie zapomnieć ostrzec, iż oprócz tego w tej mgle - na naszym pasie - "rozkraczył się" TIR?
(odpowiedź twierdząca byłaby Teorią Spiskową, a takimi nie będziemy się tu zajmować...)
"Pytanie śledczego do Plusnina P.W. : Jakie były warunki meteorologiczne w dniu 10 kwietnia 2010 roku przy podchodzeniu do lądowania samolotu TU-154?
Odpowiedź Plusnina P.W. : Około 2-3 minut przed podejściem do lądowania była falowa mgła, widoczność według mnie wynosiła przypuszczalnie około 800-1000 metrów w dal wysokość według raportu synoptyka – około 80 metrów."
http://rebelya.pl/discussion/11402/stenogramy-z-przesluchan-kontrolerow-lotu-w-smolensku/
(narracja o mgle jak mleko oraz brawurze pilotów - niejako przy okazji - przechodzi w fazę kolapsu)
"mieliśmy współrzędne środka lotniska, które dodatkowo można było wprowadzić do GPS-a. Stąd dysponowaliśmy dosyć dokładną odległością. Ale GPS wyprowadzał nas w lewo, a radiolatarnie w prawo. No więc lecieliśmy wypadkową. Gdy zobaczyliśmy światła APM-ów, tak jak mówiłem, trzeba było „dogiąć” w prawo."
http://www.tvn24.pl/0,1663248,0,1,dostalismy-zgode-na-50-metrow-tu_154-i-il-tez,wiadomosc.html
"Nieprawidłowość współrzędnych lotniska potwierdził również Artur Wosztyl. Zeznał on, że 10 kwietnia dane z GPS po wprowadzeniu do systemu danych lotniska wskazywały, że punkt oznaczony na karcie lotniska jako środek pasa startowego znajdował się... z lewej strony podejścia na pas. Gdy pilotowany przez Wosztyla Jak-40 lądował w Smoleńsku niedługo przed katastrofą Tu-154, strzałka automatycznego radiokompasu wskazująca dalszą radiolatarnię nakazywała wprowadzenie poprawki w prawo, pomimo że GPS wskazywał, że samolot kieruje się na środek pasa! „Można wobec tego wnioskować, że współrzędne lotniska nie wskazywały środka drogi startowej” – stwierdził Wosztyl. [napomknął o tym drobiazgu załodze Tupolewa, czy może zapomniał? ] (...) Artur Wosztyl, opisując swoje lądowanie w Smoleńsku Jakiem-40, powiedział, że zbliżając się do niej, zauważył, iż po przełączeniu na nią automatycznego radiokompasu (ARK) nie ma jednoznacznych wskazań. Wskazówka ARK na głównym wskaźniku nawigacyjnym w jaku wychylała się o ok. 10 stopni – raz w prawo, raz w lewo. „To świadczyło, moim zdaniem, o nieprawidłowej pracy radiolatarni” – zeznał Wosztyl. Pilot jaka, wobec zakłóconego działania bliższej radiolatarni, postanowił przełączyć automatyczny radiokompas na dalszą radiolatarnię i kontynuować podejście według jej wskazań."
http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/57/3909
Napomknął załodze Tupolewa o nieprawidłowej pracy radiolatarni i o tym, jak się ratował z tej opresji, czy może też zapomniał? Czy zapomniał, że "doginał" w prawo do osi lotniska?
Nieeee... chyba nie zapomniał, bo przecież:
"Jest taka niepisana zasada wśród nas, że jeżeli pierwsza załoga ląduje, a zauważyła jakieś sytuacje anormalne, typu silna turbulencja, pogarszające się bardzo szybko warunki atmosferyczne lub jakiś nieciekawy stan pasa - wówczas mamy zwyczaj przekazywać takie informacje drugiej załodze, która dolatuje do tego lotniska."
http://www.youtube.com/watch?v=zdsqMfaDYGs (od 1'40")
1. Sytuacje opisane powyżej są normalne. Teoria Spiskowa.
2. Ostrzegał przed mgłą, ale zapomniał o "TIRze". Teoria Spiskowa.
3. Ostrzegał , że Ruskie przygotowały "niespodzianki". Jednak obecnie o tym "zapomniał".
Cóż, każdy chce żyć..:
"Czy to były jakieś sugestie, w jaki sposób powinni podchodzić do lądowania?
- Zasugerowaliśmy, żeby się nie zniżali poniżej jakiejś tam wysokości i ewentualnie, jeżeli się zdecydują podejść do lotniska, żeby uważali. Strasznie."
...i gorąco przestrzegany przez kolegów kpt. Protasiuk - na 2 kilometry przed lotniskiem beztrosko, brawurowo zanurkował, bo "chciał zobaczyć ziemię"...
Dogłębna, freudowska analiza takiej sytuacji - już niebawem...