ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU
197
BLOG

POLEMIKA Z WIATRAKAMI:SZKOLNICTWO

ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

 


Jak zwykle, z wielkim zainteresowaniem przeczytałem tekst Pana Igora. Tym razem jednak nie podzielam jego zdania, gdyż temat wymaga szerszego omówienia, może nawet dyskusji. Merytorycznej, to znaczy na tak wysokim poziomie fachowości, jaki możemy znaleźć w wypowiedzi prof. dr hab. Ewy Nawrockiej. Co oby się stało jak najprędzej. Zachęcam: http://www.pisarze.pl/publicystyka/2432-iwieczorek-i-mjastrzab-w-ostrej-polemice-egzamin-z-malpiego-myslenia.html

By nie być posądzonym o gadanie po próżnicy, pozwolę sobie na zacytowanie kilku jej znamiennych fragmentów:

a) Zwróciłam się drogą mailową, a także ustnie, osobiście, do wszystkich kierowników katedr Instytutu Filologii Polskiej, a także do niektórych zaprzyjaźnionych koleżanek i kolegów z innych filologicznych instytutów z prośbą, by odpowiedzieli pisemnie na pytanie: co nas boli, co nas oburza.

To było w styczniu. I co? I nic. Odpowiedziało 9 osób. 7 z naszej katedry, jeden językoznawca i jeden historyk literatury. 9 osób na przeszło 80 pracowników Instytutu Filologii Polskiej. 9 sprawiedliwych, czy 9 naiwnych? 9 frustratów, czy 9 anarchistów? Dlaczego nasza inicjatywa nie znalazła odzewu? Czy pytanie zostało źle sformułowane, nie w porę? Czy już tak długo i tak głęboko zanurzyliśmy się w szambie, że pokochaliśmy to swoje poniżenie i smród rozkładu? (...)

Ta sytuacja mówi coś o nas samych. Dał o sobie znać kompleks Stefka Marudy. Nie warto, na pewno się nie uda, żadne działanie i gadanie nie mają sensu. Nic od nas nie zależy, jakoś to będzie, jakoś się ułoży, najlepiej bez naszego udziału.

b)Nie ma innej drogi skutecznej edukacji do życia w społeczeństwie niż żywy kontakt studenta z nauczycielem, adiunktem, profesorem, człowieka z człowiekiem.

c) Zarządzający nauką w tym kraju nie zdają sobie sprawy z tego, że Uniwersytet to nie tylko budynki, przeszklone hole, labirynty korytarzy, windy i najdroższa aparatura, martwa, kamienna, szklana pustynia. Bo Uniwersytet to przede wszystkim sprawa ducha, intelektu, bezinteresownej miłości do wiedzy i nauki, ciekawość i zapał, radość i odwaga myślenia, sztuka zadawania pytań i szukania odpowiedzi. To pasja tworzenia, umiejętność komunikacji i dialogu, to przestrzeń obcowania z wartościami, to uczenie. Ludzie z wiedzą i pasją, odważni i etyczni, uczciwi i prawi, niezależni od urzędasów i politycznej koniunktury. Ich podstawową powinnością jest uczciwe, twórcze, niezależne, wolne, niezadekretowane myślenie, krytyczne myślenie. I tego mają uczyć studentów w procesie wzajemnie stymulowanej intelektualnej interakcji. Czy to jeszcze gdziekolwiek istnieje?

Bezmyślna i nieodpowiedzialna reforma szkolnictwa podstawowego i średniego doprowadziła do kompletnej zapaści edukacyjnej. Jej autorzy i orędownicy już gryzą siebie, a nauczyciele zmagają się z przeszkodami nie do przeskoczenia.

d) Czy mamy prawo narzekać? Bez sprzeciwu pogodziliśmy się z likwidacją egzaminów wstępnych i regułami nowej, ogłupiającej, testowej matury.

e) Studenci nie uczą się i nie umieją się uczyć. Nie czytają literatury, nie myślą. Nie są w stanie zbudować dłuższej, spójnej merytorycznej wypowiedzi ustnej. Piszą z błędami stylistycznymi i ortograficznymi. Trudno się nawet temu dziwić. Język polski jest dyskryminowany jako język naukowy. Punktuje się publikacje w językach obcych. Kultura języka w społeczeństwie jest na coraz niższym poziomie. Jego żenującą kalekość widać, słychać i czuć w atakujących nas zewsząd wypowiedziach polityków i dziennikarzy.

A studenci? Czy żądają, by od nich czegoś wymagano? By uczciwie rozliczano z tych wymagań? Czy skarżą się na olewanie zajęć, na niepunktualnych i nieprzygotowanych do zajęć wykładowców, nudne ćwiczenia i wykłady, powtarzane na pierwszym i drugim stopniu edukacji tematy, ćwiczenia, metody dydaktyczne?

Już pierwszy cytat daje odpowiedź na pytanie, dlaczego jest tak beznadziejnie i odpowiedź ta brzmi: jest tak, bo wszystkim zwisa i dynda. Tych zaś, którym jeszcze zależy, pakuje się do worka z napisem PIENIACZE. Z czego wypływa wniosek: lepiej siedzieć pod miotłą i czekać z ręką gotową do włożenia w nocnik.

Moim niepedagogicznym zdaniem, przedstawiony przez Wieczorka  problem testów jest zaledwie fragmentem ukrytej góry lodowej. Rzecz jest na tyle poważna, by nie ograniczać się do felietonowego kiwania palcem w bucie; nie dotyczy tylko śmiesznej i wątłej potrzeby stosowania tego narzędzia, lecz -mizernych efektów obecnych metod wychowawczych. Że z wychowywaniem jest źle, nie warto nikogo przekonywać; począwszy od nauczycieli, a na rodzicach skończywszy, wszyscy o tym wiedzą. Oczywiście wszyscy za wyjątkiem uczniów i pracowitych reformatorów z MEN. Z czego nic nie wynika. Jak to z naszymi protestami bywa.

Warto zwrócić uwagę na umysłowe spustoszenia dokonywane przez głupawe wychowanie bezstresowe (tu wypada powiedzieć, że te dwa słowa sklecone obok siebie są jakimś dziwacznym oksymoronem, ponieważ prawdziwe wychowanie polega na dawkowaniu zmiennych bodźców stresowych, a wychowanie bezstresowe, to, mówiąc ludzkim językiem - jego namacalny brak).

Przywleczone z zupełnie innego kręgu kulturowego, obyczajowego i mentalnościowego, z obszarów o odmiennych wartościach i tradycjach, jest u nas tworem sztucznym, obcym ciałem nie mającym szans na udany przeszczep. Lecz serwilistyczne kręgi naszych decydentów od nauczania, urzędnicze kadry wykształcone na pobieżnych  kursach psychologicznych, z uporem maniaka lansują szkodliwe i snobistyczne pomysły na edukację. Efekt? Mali ludzie zawiadujący kulturą i oświatą wprowadzają w czyn własne, prymitywne wyobrażenia na temat kształcenia.  

Ględzi się w kółko i na okrągło o testach, maturach  o szkolnictwie wyższym, niższym i nijakim, gardłuje o prawach ucznia, nie mówi się natomiast o wzajemnych obowiązkach, likwidacji szkół i dyscyplinie; nauczyciel z gustownym wiaderkiem na głowie, klnąca jak szewc trzynastolatka, agresja i gwałt w Internecie, narkotyki w tornistrach, to owoce bezstresowej hodowli. Pedagog dla dzisiejszego ucznia jest szmaciarzem.  Żaden z niego autorytet. Nic to, że więcej wie. Ważne, że ma mniej kasy; tłucze się tramwajem, podczas gdy on ma wypasioną brykę i parę lasek na gwizdnięcie.  Można mu dać w mordę i nie ponieść konsekwencji. Rodzice załagodzą i znowu będzie git.

Matura z rachowania? Uczyć się czegokolwiek, to już obciach, a co dopiero matematyki! Dobrze wykształcony człowiek musi umieć liczyć do stu i znać co drugą literę alfabetu, a nie pieprzyć się z cyferkami! Matematykę powinno się poznać na studiach, a wymaganie jej od maturzysty zajeżdża kpiną! Toż to dyskryminacja i niebywała hucpa!

Ale jest druga strona medalu: jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Do zawodu nauczyciela trafiają ostatnie młoty, ludzie z przypadku, stęchłe kmioty traktujący szkołę jak przechowalnię, magazyn dla czekających na lepszą posadę, wyższe stanowisko-przytulisko; choćby w Kuratorium. Kandydaci wyrzuceni ze studiów, bez przygotowania i powołania, traktujący młodzież jak zło konieczne i wyzywający ją od debili.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Technologie