Ostatnimi czasy przestałem przejmować się prezentowanymi racjami. Choćby były nie wiem, jak słuszne, wygłaszane są językiem niekulturalnym, kostropatym, odległym od ogłady i być może dlatego - śmiesznym.
Mam wybitnie dość polityki. A polityków zwłaszcza. Daleki jestem od uczestnictwa w malowaniu świata w ciemnych barwach; nie dokucza mi daltonizm. Przeraża mnie jednak obecny sposób mówienia, pisania, rozmowy na temat poruszanych spraw.
Kiedy otwieram cokolwiek, gazetę, telewizję, Internet, w pierwszym rzędzie wyskakuje mi na twarz emocjonalny bąbel, uczulenie, coś w rodzaju duchowej opryszczki, bo gdzie nie spojrzę, ze wszystkich stron zamęczają mnie absurdalne wiadomości o klęskach, upadkach czy ruinach.
Informacje o tym, że jest nie tak jak trzeba, dominują, a z tego, co czytam, wyłania się posępny obraz mojej przyszłości. Jestem mieszany z błotem, porównywany do gnidy, a jeśli ośmielam się mieć inne zdanie niż sąd rządzącej ekipy zostaję okrzyknięty zdrajcą, rebeliantem, nieomal warchołem „o mentalności alfonsa”.
Nie chcę wnikać w powody rozprzestrzeniania się tych katastroficznych wizji. Pragnę za to rzec wszystkim tym dzisiejszym politykom, dyskutantom i tłumaczom komentującym wydarzenia w Polsce, że ich prymitywny styl wypowiedzi zniechęca ludzi do aktywnego uczestnictwa w ogólnospołecznej dyskusji o istotnych problemach naszego państwa.
Niektórzy dziennikarze, teoretyczni profesjonaliści z lepszego czy gorszego kruszcu, skręcają się w pałąk, by na antenie lub w opozycyjnych rozgłośniach wypaść na znawców poruszanego tematu; spraszają do studia gości i zanim zadadzą im pytanie, udzielają sobie na nie odpowiedzi, zaś responsy te są bezczelnymi majstersztykami hipokryzji.
Zaproszeni goście prowadzonej przez nich audycji pełnią zaszczytną role tła. Krzykliwej tapety. Dekoracyjnego dodatku do złej informacji.
Sami robią za gwiazdy programu (rozmówcy stanowią przeszkodę w ich tokowaniu). Popisują się naciąganymi interpretacjami niewyartykułowanych treści. Komentarzami wygłaszanymi z pewnością bezkarnego tępaka, co to ma zerowe pojęcie na każdy temat, więc o wszystkich ma wyrobione zdanie.
Sądzę, że na każdym kroku trzeba tępić chama. Szczególnie wtedy, gdy mieni się dziennikarzem. Tylko w jaki sposób, skoro tak jest w sobie zadurzony, że nic do niego nie dociera? Przecież to współczesny troglodyta. No a żeby zrozumieć postępowanie TROGLODYTY, trzeba samemu nim być. Lecz jak już się nim jest, to się NIC nie rozumie.
I w tym miejscu wypada zastanowić się nad rolą dziennikarza od przekazywania konkretnych wiadomości. Czy ma dostarczać obiektywnych informacji, czy bawić się w ich arbitralne komentowanie? Innymi słowy: czy jest nosem, czy tabakierką?
Inspiracja: http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/skandaliczna-sytuacja-w-tvp-info-go%c5%9b%c4%87-grozi-rulewskiemu-a-wspiera-go-prowadz%c4%85cy/ar-BBtYSbm?ocid=sf
Inne tematy w dziale Polityka