Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
721
BLOG

Jaka będzie przyszłość rządu?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Andrzej Owsiński

Jaka będzie przyszłość rządu?

Skorzystam z przywileju przysługującego mojemu wiekowi i wspomnę o przeszłości.

Opowiadał mi Juliusz Poniatowski, który był w przedwojennych rządach wieloletnim ministrem rolnictwa / „i reform rolnych” – taką pełną nazwę wówczas to ministerstwo nosiło/, że niekiedy posiedzenia rządów „pomajowych” były dość uciążliwe z racji uczestnictwa w nich Józefa Piłsudskiego spełniającego formalnie urząd Ministra Spraw Wojskowych / obecnie MON/.

Opowiadał on najrozmaitsze historie nie mające nic wspólnego z programem posiedzenia, ale potrafił też w jednej chwili nawiązać do omawianych problemów i w sposób jasny i zwięzły przedstawić swój pogląd lub propozycję decyzji rządowej.

Na całe szczęście I Marszałek dość rzadko uczestniczył w posiedzeniach rządu ograniczając swoje zainteresowania do spraw wojskowych i polityki zagranicznej.

Rada Ministrów wówczas obradowała w składzie zbliżonym do przedstawionej przeze mnie idealnej koncepcji składu rządu w sumie obejmującej 10 uczestników. Było ich przed wojną 11. w takim gronie można podejmować decyzje a nie wiecować jak to miało miejsce w składzie przeszło dwudziesto osobowym.

Obecny rząd ma tylko 14 resortów co jest znacznym postępem w stosunku do poprzedników, ale ze względu na obecność „ministrów bez teki”, jest to w sumie 20 osób. Co nieco za dużo dla sprawnego trybu podejmowania decyzji.

Ciekawe jak będą przedstawiać się posiedzenia rządu z udziałem wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, czy obecność „prezesa” posiadającego pozycję polityczną większą niż cały rząd nie odbije się paraliżem tej instytucji?

Jeżeli wzorem Piłsudskiego ograniczy swoje zainteresowania pracami rządu tylko do tych resortów, które zostały mu „przypisane” to rzeczywiście ułatwi życie premierowi i pozostałym ministrom.

Czy jest to jednak możliwe?

Wszystko zależy od składu resortów nadzorowanych przez wicepremiera.

Piłsudski nie mając pozycji wicepremiera w tych rządach w których sprawował tylko urząd ministra spraw wojskowych zastrzegł sobie jeszcze wgląd w MSZ, resztę oddawał innym członkom rządu, Kaczyński ma znacznie większy zakres działania gdyż obok Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Obrony Narodowej, ma też Ministerstwo Sprawiedliwości i Prokuratorię Generalną.

Rozstrzał odpowiedzialności jest zatem dość duży i będzie wymagał aktywniejszego uczestnictwa w pracach rządu niż miał to Piłsudski.

Trzeba jednak przyznać że zakres faktycznej władzy I marszałka był znacznie szerszy.

Nie zmienia to roli jaką może spełniać człowiek rozporządzający możliwościami wpływu na decyzje dużo większymi niż sprawowane formalnie stanowisko.

Może to być faktyczne władanie rządem przy wyznaczeniu roli reprezentowania Polski wobec władz unijnych formalnemu premierowi.

Sądzę że niechęć do kontaktów z władzami UE była powodem rezygnacji Jarosława Kaczyńskiego z należnego mu z tytułu przewodnictwa zwycięskiej partii stanowiska premiera.

Zastosowane rozwiązanie zawiera niewątpliwie niebezpieczne pułapki w postaci podporządkowania sobie całego rządu wraz z premierem.

Sprzyja temu stała obecność w rządzie w odróżnieniu od rządzenia krajem z perspektywy Nowogrodzkiej.

Losy rządu, a w ślad za tym i państwa będą zależały od roli jaką sobie wyznaczy Prezes. Trzeba przyznać że dotychczas rola „prezesa państwa” pozwalała na dość sprawne wpływanie na działalność dwóch organów – prezydentury i rządu, natomiast nie wyszło to w stosunku do sądownictwa, co może być przypisane niezbyt zręcznemu działaniu ministra sprawiedliwości i jego pazerności na władzę.

Chciał koniecznie przypisać sobie rolę Cara /ale nie tego „cara i samodzierżawcy” z San Pietierburga pisanego zresztą z małej litery/, ale Stanisława Cara ministra sprawiedliwości w rządach sanacyjnych, który odznaczył się tym że rugował i wyznaczał sędziów w Polsce.

 Było to powodem dowcipu zamieszczonego w jednym z pism satyrycznych w którym pokazano Cara z nominacją w ręku stojącego przed Panem Bogiem i głoszącego: „mianuję Pana sędzią sądu ostatecznego”.

Sprawę sądownictwa można było rozwiązać rękami samych sędziów powołując komisję weryfikacyjną, której nieodzowność wynikała zarówno z nagannej / przynajmniej/ przeszłości wielu z nich, oczywistej korupcji i niewydolności w prowadzeniu spraw.

Niezręczne i apodyktyczne działanie ministra spowodowało wojnę z aparatem sędziowskim i zmobilizowało niechętne Polsce ośrodki władzy unijnej.

Ostatecznie sprawa sądownictwa w Polsce zawisła w powietrzu, dokonane zmiany są najwyraźniej niedostateczne i powodują ciągłe kłopoty.

Obejmując nadzór nad resortem sprawiedliwości Jarosław Kaczyński będzie musiał stawić czoła w bezpośrednim starciu z przeciwnikiem mającym wsparcie w polskiej opozycji, co ostatecznie nie jest największym zmartwieniem, ale i z administracją unijną, a co najgorsze z rzeczywistymi władcami UE dążącymi do przywrócenia stanu wasalnego Polski.

I to jest rzeczywiste zmartwienie, a nie utarczki z krajowymi przeciwnikami czy krnąbrnymi sojusznikami.

Prezes Polski nie ma w kraju godnego siebie przeciwnika, pretendujący do tej roli to albo wynajęci jurgieltnicy, albo zwykli megalomani którym wydaje się że coś znaczą, ale puszczeni samopas rychło znikną ze sceny politycznej.

Jedyną słabością pozycji prezesa jest brak zdeklarowanego stosunku do zjawiska „IIIRP”. Była wprawdzie próba powołania „IVRP”, ale z niej zrezygnowano na skutek formalnego braku możliwości uzyskania parlamentarnej większości „konstytucyjnej”.

Z punktu widzenia prawa nie ma wprawdzie takiej potrzeby, wystarczy orzeczenie sądu o mankamentach prawnych „IIIRP”, ale na takie rozwiązanie trzeba mieć silne poparcie w polskim społeczeństwie głosząc otwarcie ideę walki o niepodległość.

Tego zresztą nie ominie się chcąc uniknąć klęski w walce na nie swoich warunkach.

Taką walkę prowadzi obecnie i między innymi jej skutkiem jest fakt że nie może w tych okolicznościach sprawować urzędu premiera.

Można ewentualnie mówić o prezydenturze, ale nie pod rządami stosowanej konstytucji bo to nie daje władzy, ale za to niesłychanie krępuje działania.

Na tle istniejącej walki i dodatkowo pogorszenia sytuacji pandemicznej, wybór urzędu wicepremiera może być traktowany jako stwierdzenie słabości, albo próba przygotowania rządu do rozstrzygającego boju.

W tym drugim przypadku potrzebna będzie powszechna mobilizacja do Obrony Narodowej we wszystkich aspektach i działanie z otwartą przyłbicą w celu wiarygodnego przekonania Polaków że chodzi o zwycięstwo sprawy narodowej.

Tym wszystkim którzy posługują się hasłami narodowymi, a służą faktycznie naszym odwiecznym wrogom, trzeba wyraźnie powiedzieć że podstawowym zadaniem jest uzyskanie suwerenności, ale przy zachowaniu nierozerwalnych związków z kulturą łacińską, a nie turańszczyzną wschodu.

Temu tokowi myślenia można zarzucić, że fakty nie bardzo potwierdzają imputowane Jarosławowi Kaczyńskiemu zamiary osiągnięcia rzeczywistej niepodległości Polski, a jedynie chęć posiadania władzy w tych warunkach w jakich obecnie egzystujemy.

Gdyby tak było to poprzestałby na stanowisku premiera w aliansie z którymkolwiek opozycyjnym ugrupowaniem gwarantującym spokój ze strony UE.

Byłby to jeszcze jeden posłuszny rząd posiadający spokojny żywot i troszczący się jedynie o swoje własne interesy.

Taki wizerunek rządu PiS’u jest dość powszechnie przedstawiany, jednak nie daję temu wiary ze względu na całą przeszłość polityczną prezesa, a szczególnie po tragedii smoleńskiej.

Optymistycznie jestem skłonny traktować wejście do rządu prezesa PiS jako zamiar wzmocnienia pozycji rządu w walce o odzyskanie niezawisłości państwowej i osiągnięcie możliwości organizowania życia narodowego wg własnych, polskich zasad.

I to jest zadanie warte wsparcia jak najszerszych warstw społecznych, a właściwie całego Narodu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka