Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
123
BLOG

25 sierpnia 1939 roku - ostatnia szansa na uratowanie pokoju

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka Obserwuj notkę 5

Andrzej Owsiński

25 sierpnia 1939 roku

Ostatnia szansa na uratowanie pokoju

Niegdyś poważnym elementem polityki był aktualny nastrój władcy, wszyscy bacznie śledzili czy można korzystać z łaskawości i dobrego humoru, czy też znosić kaprysy i złość. Współcześnie kontakty ze sprawującymi większą czy mniejszą władzę są właściwie bezosobowe, sprawy się referuje, uzyskuje jakąś odpowiedź, lub nie i sprawa załatwiona. Nikogo nie interesują czyjeś nastroje czy humory, lub nawet osobiste pragnienia.

W stosunkach ze współczesnymi samodzierżawcami, a takich nie brakuje, jest to błąd który może się okazać fatalny w skutkach. Klasycznym przykładem, przynajmniej dla mojego pokolenia był dzień 25 sierpnia 1939 roku w życiu Hitlera.

Z rana tegoż dnia znajdował się w wybornym humorze, akurat otrzymał szczegółowe relacje z wizyty Ribbentropa w Moskwie, który nie omieszkał pochwalić się swoimi sukcesami, ale też i przekazał osobiste pozdrowienia dla fuehrera od Stalina. Mussolini przesłał serdeczne gratulacje wykazując solidarność, Wehrmacht potwierdził gotowość uderzenia na Polskę nazajutrz o 4 rano, poprzedzając je desantem na przełęcz Jabłonkowską.

Zdobył się nawet na kilka ciepłych słów dla francuskiego ambasadora Coulondra, chociaż swoim najbliższym ujawnił przekonanie o nieuchronności upadku rządów Francji i Wlk. Brytanii po zawodzie, jaki im sprawiła Rosja (tak ciągle na zachodzie nazywano Sowiety).

Niestety od południa dzień zaczął się psuć, najpierw dotarła z Rzymu informacja o praktycznej odmowie ze strony Włoch w udziale w wojnie. Lista roszczeń, warunkujących ten udział była nie do spełnienia, a w następstwie, zamiast spodziewanej dymisji, wiadomość o podpisaniu w Londynie paktu z Polską o wzajemnej pomocy na wypadek agresji niemieckiej, potwierdzenie tego przez Francję stanowiło cios nie do zniesienia.

Niezależnie od ataku wściekłości, Hitler wpadł w przerażenie, około godz. 17 podjął decyzję na intelektualnym poziomie kapralskim (jak orzekł Canaris, uznający, że wojnę trzeba odłożyć na 20 lat), rozkazał bowiem wstrzymać wojnę wojsku znajdującemu się w marszu na polską granicę. W tym momencie niemieccy generałowie uświadomili sobie, kto nimi dowodzi i tylko zawdzięczając wysokiej sprawności, a przede wszystkim znakomitej łączności, udało się wstrzymać w ostatniej chwili marsz jednostek wojskowych powodując przy tej okazji zarówno ujawnienie kierunków uderzenia, jak i dezorganizację.

Nie udało się tylko powstrzymać wcześniejszego desantu.

Ze strony alianckiej zaistniała wyjątkowa okazja do podtrzymania hitlerowskiego stanu przerażenia.

Takim, nieodzownym aktem powinno było być utwierdzenie go w przekonaniu, że ma do czynienia z nieuchronną wojną na dwa fronty z udziałem Wlk. Brytanii (czego bał się najbardziej) i w ślad za tym z pewnością i poparciem Stanów Zjednoczonych. Sama myśl o powtórce niewybaczalnego błędu z I wojny światowej, który stale wymawiał Wilhelmowi II, była nie do zniesienia.

Stąd, wraz z faktem podpisania umowy alianckiej, powinien być nieodzownie dokonany akt osobistego poinformowania Hitlera o skutkach napaści na Polskę, czy ewentualnie Francję, a nawet Belgię. Najbardziej przekonującą formą byłaby wspólna wizyta u Hitlera ambasadorów Anglii, Francji i Polski nazajutrz, 26 sierpnia.

Niestety do tego nie doszło, co można poczytać za najgorszy w swych skutkach błąd Becka, że nie wymógł tego na aliantach. Bowiem na wzór wszystkich dotychczasowych zachowań państw zachodnich natychmiast nastąpiły „inicjatywy pokojowe”. Dało to podstawę Ribbentropowi do ratowania twarzy i przekonywania, że żadnej interwencji ze strony aliantów w czasie wojny z Polską nie będzie.

Hitler usłuchał tego co mu najbardziej odpowiadało i dał się „nabrać” na wojnę 1 września.

Wprawdzie, jak wspominał tłumacz Hitlera Schmidt, w dniu 3 września wypomniał to Ribbentropowi, a Goering zaopatrzył uwagą: …”że niech nas Bóg ma w opiece jak my tę wojnę przegramy”.

Dla świata, ale szczególnie dla Polski niezrozumiała, a nawet samobójcza była gra rządu brytyjskiego po 25 sierpnia. Wyglądało to na wyraźne prowokowanie wojny. Po zapewnieniu gotowości do poświęcenia ze strony polskiej, należało tylko przekonać Niemcy, że mogą śmiało Polskę atakować, bowiem ze strony zachodniej nic im nie grozi. Było to ustalone już w kwietniu między Francją i Anglią, ale Hitler o tym nie wiedział.

Zachodzi pytanie: skąd ten, w istocie samobójczy gest ze strony Anglii? Odpowiedź satysfakcjonująca może mieć wyłącznie charakter psychologiczny.

Łajdak, tchórz i zdrajca posądza wszystkich o te same cechy, niestety nie można tu pominąć z imienia Chamberlaina, który uznał, że Polska może postąpić tak jak on, czyli korzystając z paktu uniknąć niemieckiej napaści, umożliwiając skierowanie jej na zachód. Do takiego ryzyka nie wolno dopuścić, a poza tym podział Polski wg zmowy w Moskwie z 23 sierpnia (którą znał, nie wykluczone, że z niemieckiej prowokacji, oczywiście nie powiadamiając Polski) stanowi znakomitą okazję do wciągnięcia Rosji do wojny z Niemcami, czyli tego o co od samego początku chodziło – uzyskania dawcy krwi w wojnie o brytyjskie interesy.

Wszelkie analogie historyczne są niebezpieczne, ale nieodparcie się nasuwają. Po pierwsze, że zbyt małą uwagę nastrojom i pragnieniom samodzierżawcy na Kremlu poświęcają jego zachodni partnerzy. Dużo się zmieniło we współczesnym świecie, ale jak mnie pamięć nie myli tchórzostwo i miałkość zachodnich polityków pozostała w wielu przypadkach na tym samym poziomie co ich dziadków, a może nawet czasami ją przerasta.

Nie waham się użyć dwóch nazwisk „pod ręką” – Macron i Scholz, a jest ich więcej, nawet nie warto wymieniać, a może trzeba jak najczęściej?.

Czyli „panta rei, ale nic się dziei”! -jak powiadał wieszcz Konstanty Ildefons.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka