Rząd – tak jakoś przypadkowo – zawarł ze społeczeństwem stoczniowo-gazową transakcję wiązaną, zawierającą cztery elementy:
1. zakup katarskiego gazu,
2. sprzedaż katarskiemu inwestorowi stoczni w Gdyni i Szczecinie,
3. budowę terminalu gazowego w Świnoujściu,
4. rezygnację z budowy podmorskich połączeń gazowych ze Skandynawią.
Dziś okazuje się, że możemy mieć poczwórny problem. Piszę możemy, bo to nie jest problem słabego rządu PO, ale duży problem gospodarczy dla Polski.
Plany stoczniowe
Recepta rządu na sprawę stoczni była prosta:_nic nie robić. Jakoś wierzę senatorowi Zarembie, gdy ten twierdzi:
„We wrześniu zapytałem jednego z najbardziej wpływowych ministrów_(Sławomira Nowaka, szefa gabinetu premiera), co będzie z naszymi stoczniami". I co odpowiedział? Że_„jak to, co będzie. Nic nie będzie. Będzie upadłość”.
Z upadłości droga krótka: likwidacja, licytacja, inkasujemy i po problemie. Kasa miała być wczoraj – kasy nie ma.
Pomijam „tajemniczy list sabotażystów” jako egzotykę (niech tym się zajmą polskie służby, hi, hi). Jest ważniejsza kwestia: jeżeli kasy nie ma, to...pojawia się najbardziej oczywiste pytanie: kiedy będzie? To pytanie jest oczywiste dla rządu, a dla mnie - wcale nie. Ja bym postawił raczej kwestię:jak wobec niedopełnienia warunków licytacji wymigać się od transakcji i ich uniknąć, lub chociaż je lepiej przygotować?_Ale, niestety, nie podejrzewam polskiego rządu o wysiłek intelektualny.
Stocznie a gaz
Paradoksalnie, kwestia stoczniowego inwestora z Kataru z równie katarskim dostawcą gazu może mieć związek bardzo ścisły. Witold Gadomski w „Wyborczej” sugerował, że po to drogo kupujemy gaz, żeby szybko sprzedać stocznie. A zależy nam na gazie LNG, który przypłynie do Świnoujścia statkami wybudowanymi (?) w Gdyni i Szczecinie.
Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że potencjał stoczni idzie właśnie w rozsypkę. Inżynierowie, szczególnie konstruktorzy, nie mieli, nie mają lub nie będą mieli problemu z nowym zatrudnieniem (czas przeszły / przyszły zależy głównie od ich stosunku do wakacji). A gaz, który popłynie statkami do Świnoujścia, nie będzie miał szansy trafić do polskiego systemu gazowego (dużo łatwiej do niemieckiego).
Co się dzieje?
Całość spraw związanych z mało sensownym terminalem w Świnoujściu, do którego na „szczecińskich” i „gdyńskich” statkach ma przypłynąć katarski gaz wygląda na bardzo misterną konstrukcję. Nie do końca biznesową. Co gorsza, nawet nie polityczną.
Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że nie chodzi tu o małe pieniądze (senator Misiak został „odstrzelony” bez wahania z wilczym biletem), nie chodzi tu o duże pieniądze (skala kasy przekracza granice wyobraźni członków rządu), nie chodzi tu raczej o rosyjską / niemiecką / arabską / amerykańską czy jakąś jeszcze agenturę.
Chodzi raczej o brak refleksji, lenistwo i bezradność. A to mi pachnie Trybunałem Stanu. I dlatego PO musi wygrać wszystkie wybory.
A listy ja też umiem pisać.
Inne tematy w dziale Gospodarka