W artykule "Stoczniowo-gazowa transakcja wiązana" próbowałem wskazać na kompletny brak przejrzystości rządowych transakcji "stoczniowo-gazowych", w tym z udziałem partnerów z Kataru. Swoją argumentację podtrzumuję.
Natomiast z uwagą przeczytałem treść listu Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego w Polsce (link - nowe okno). List jest trochę cwany - próbuje wziąć arabskich nabywców "pod włos" na tle religijnym (choć nie jestem pewein, co znaczy słowo "propok").
List jednak jest przede wszystkim zwięzły, konkretny, odzwierciedla szereg opinii związanych z ewentualnym, prawnie wadliwym "dziedzictwem" majątku.
Lecz cóż... Przy transakcjach tej skali nabywca zazwyczaj wie, co kupuje, a przynajmniej jest przygotowany (np. ubezpieczony) na okoliczność ewentualnych wad prawnych przedmiotu zakupu. To, czy stocznia jest, czy nie jest zgodnia z Pismem Świętym, Koranem czy Talmudem naprawdę nie ma znaczenia.
Należy sądzić ponadto, że sprzedający, tj. de facto Skarb Państwa Polskiego, jest przygotowany na poniesienie odpowiedzialności prawno-finansowej w przypadku, gdyby nieprawdziwe były oświadczenia o tym, że przedmiot sprzedaży jest wolny od wad (nie mówiąc o odpowiedzialności karnej urzędników).
Ponadto - wg relacji z mediów - list nie jest znany nabywcy.
Ponadto - nabywca wylicytował wiele składników majątku - a nie zapłacił nawet za jeden.
Minister rządu RP, Aleksander Grad ma rację, że sprawą prawdopodobnie powinny zająć się służby specjalne. Tyle że służby specjalne w większości podlegają tym, którzy pewnie powinni być zbadani.
Potwierdzam jeszcze wniosek: do transakcji nie doszło z przyczyn leżących po stronie nabywcy. Zaistniała sytuacja otwiera rządowi dużo możliwości poszukiwania innych wariantów, także w Brukseli. Ale są wakacje...
Inne tematy w dziale Gospodarka