Zacznę od tego co najważniejsze. Zacznę od miłości. Z miłości pisze się wiersze, albo kończy się pisanie wierszy. Zależy jak ta miłość ułoży się w sercu. Kiedy układa się krzywo, serce jest niecierpliwe, jest wiercącym się nieszczęśliwym mięśniem. Szuka swego miejsca, szuka swego jednoznacznego rytmu, pisząc listy do Pana Boga, które ludzie nazywają poezją. Niektórzy lubią poezję o miłości, odnajdując w niej kawałki swojej roztrzaskanej duszy, chcąc ją poskładać z cudzych kawałków, chłonąc ją i z autorem płacząc, ale własne łzy pozostają spętane. Nikt nas nie uwolni najpiękniejszą poezją od naszych wewnętrznych Nas Samych. Przerażonych życiem i nieszczęśliwie zakochanych.
Czym jest miłość, zadawałam sobie pytanie? Jak ją odnaleźć, jak nie przegapić, jak nie pomylić z żądzą ciała? Gdzie jest jej początek, jak rozpoznać symptomy? Czy będzie chorobą, czy uzdrowieniem? I gdzie się zacznie, gdzie poczuję To Rozkochanie? W duszy czy w ciele?
Pewne rzeczy wydają się jednoznaczne. Pewne kultury i zachowania zaszufladkowane. Pewne reakcje przewidywalne. Mury do zburzenia śmiechem. Radość do zgaszenia papierosem w popielniczce. Kawa dzielona w pościeli i dzień podzielony niepodzielnie. Czy takiego życia chcę?
Wiersze pisać? Z miłości usychać? Nie.
No, może kiedyś, jak będę na emeryturze wspominać naiwną młodość swoją... :-)
Inne tematy w dziale Kultura